Autor : Anna Jackowska
2022-12-01 17:23
- Skąd pacjent bierze się w systemie? Dlaczego trafia do systemu w stanie zaawansowanej choroby? To są podstawowe pytania, na które należy odpowiedzieć. Gdzie jest edukacja zdrowotna? Nie ma jej. Bez tej edukacji zdrowotnej nie będziemy mieli optymalizacji kosztów - mówi Dorota Korycińska, prezes zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska.
Podczas konferencji Fundacji Watch Health Care „Barometr WHC 2022 - Polacy w kolejkach” eksperci dyskutowali nie tylko o dostępie do świadczeń zdrowotnych w Polsce, ale i szerzej o systemie. Poniżej przytaczamy najciekawsze wypowiedzi Doroty Korycińskiej dotyczące m.in. systemowych absurdów, komunikacji zdrowotnej i tego, co obecnie niepokoi pacjentów.
Przypominamy także: D. Szulczyk: Fale wygasają, powikłania pozostają na lata
Kiedy organizacje pacjenckie uczestniczą w różnego rodzaju debatach, posiedzeniach i konferencjach, gdzie spotykamy się z przedstawicielami ministerstwa, to słyszymy z ich strony, że „jest dobrze”. Czasami słyszymy o winie lekarza, czasem o winie pacjenta, bo pacjent nie rozumie systemu - więc winę można przerzucić też na pacjentów.
Jak ja widzę system ochrony zdrowia po kontakcie z chorymi, to ja widzę labirynt. Pacjenci jak myszki w labiryncie biegają, szukają, ale wyjścia nie potrafią znaleźć. Niektóre rozwiązania są tak absurdalne, że trudno wytłumaczyć ich sens. Jak wytłumaczyć fakt, że kiedy pacjent dostaje skierowanie, to pieczątkę musi podbić w innym miejscu, a potem wrócić jeszcze w inne miejsce? Mamy przykład farmaceutów, którzy mogą już szczepić np. na grypę w aptekach, ale skierowanie na szczepionkę musi wystawić lekarz. Więc pacjent, żeby się zaszczepić w aptece, musi stanąć wcześniej w kolejce do lekarza. To jest niepotrzebne generowanie kolejek.
Bronię pacjentów i uważam, że pacjent ma prawo zapomnieć o wizycie u lekarza, jeśli jest ona przykładowo wyznaczona za rok. Pacjent w tym czasie mógł pójść na wizytę prywatnie, zmienić lekarza lub może się u niego pojawić inny problem zdrowotny.
Coś się we mnie burzy, gdy słyszę, że pacjent powinien poinformować system, że nie pojawi się na wizycie - owszem, grzeczność na to by wskazywała, ale z drugiej strony system traktuje pacjentów w sposób okrutny i wskazuje bardzo odległe terminy - to dlaczego pacjenci mają być zobligowani do uprzejmości wobec systemu?
Widzimy postęp w tej materii, faktycznie czasem pacjenci dostają SMS-a z przypomnieniem o wizycie, jednak są to wiadomości bezzwrotne, a do samych placówek jest bardzo trudno się dodzwonić. Jeśli komuś kilka dni zajmuje dodzwonienie się do placówki, by zrezygnować z wizyty, to w końcu zrezygnuje z tych prób. Z tych drobiazgów również składa się system kolejkowy.
Kiedy słyszę apele, by karać pacjentów za nieodwołane wizyt - to pytam się, kto będzie nakładał kary na płatnika, gdy ten wyznacza terminy dłuższe niż trzy miesiące?
My mówmy o tych podstawowych rzeczach, żeby się zastanowić, w co inwestować środki finansowe, zanim zaczniemy mówić o bardzo drogich terapiach onkologicznych. Patrząc z perspektywy pacjentów, ja bym zaczęła od pracy u podstaw, czyli edukacji. Skąd pacjent bierze się w systemie? Dlaczego trafia do systemu w stanie zaawansowanej choroby? To są podstawowe pytania, na które należy odpowiedzieć. Gdzie jest edukacja zdrowotna? Nie ma jej. Bez tej edukacji zdrowotnej nie będziemy mieli optymalizacji kosztów. Nie będziemy wiedzieć, w co zainwestować, aby pacjent był świadomy.
Niedawno ukazała się informacja o stanie wiedzy Polaków na temat badań profilaktycznych i mamy tu do czynienia z około czterdziestoprocentowymi wartościami, gdzie pacjenci mówili, że nie wiedzą o możliwości darmowych badań profilaktycznych w ramach NFZ. Podobnie wygląda sytuacja w odpowiedzi na pytanie, gdzie takie badania można odbyć.
Wiemy, że powstają nowe fundusze, programy i projekty. Jako organizacje pacjenckie próbujemy się dowiedzieć, czy istnieje ewaluacja tego typu projektów. Próbujemy się dowiedzieć więcej o efektywności programów dotyczących profilaktyki onkologicznej. Programów profilaktycznych jest dużo, ale my nawet nie wiemy, ile nowotworów zostało zdiagnozowanych w ramach programów przesiewowych - tego się nie sprawdza.
Na dodatek, kiedy pacjent specjalnie musi iść do lekarza, żeby zrozumieć otrzymane wyniki badań, to znów mamy przykład generowania kolejek. „Profilaktyka 40+” nie jest złym programem, ale miałaby zdecydowanie więcej sensu, gdyby wynikom od razu przyglądał się lekarz, a tu pacjent sam musi do niego iść albo sam z siebie musi zrozumieć wynik badania - i nie można mieć do niego pretensji, że może sobie nie radzić z samodzielną interpretacją.
Ważnym tematem są nierówności w zdrowiu i „kod pocztowy” - tak długo, jak będziemy patrzeć na Polskę z perspektywy dużych miast, tak przez długi czas nie uzyskamy żadnych efektów. Przyjrzałam się mapie punktów diagnostycznych programu „Profilaktyka 40+”, biorąc za przykład moją rodzinną miejscowość - do najbliższego punktu diagnostycznego jest trzydzieści kilometrów. Konia z rzędem temu, kto z tego skorzysta, szczególnie biorąc pod uwagę ograniczenia transportu publicznego.
Na stronach NFZ można znaleźć raporty o kartach diagnostyki i leczenia onkologicznego oraz informacje o terminowości diagnostyki. Mamy niestety województwa, gdzie terminowość znajduje się na poziomie 43-46 proc. Czy to nie jest dramat?
Straciliśmy ogromną okazję, jaką była epidemia, do podjęcia edukacji zdrowotnej. Nie było lepszej szansy, by wytłumaczyć dzieciom, co to jest wirus, epidemia, jak zapobiegać takim zjawiskom, do czego służą szczepienia? To szczególnie ważne, bo w Polsce mamy bardzo silne ruchy antyszczepionkowe. Wtedy dzieci pytały, dlaczego zostajemy w domu, dlaczego musimy nosić maski, dlaczego komunikacja publiczna nie działa - to była świetna okazja, by wprowadzić edukację zdrowotną przy zdalnym nauczaniu i na przykładzie epidemii wytłumaczyć dzieciom, jak ważna jest profilaktyka, szczepienia, środki ochrony osobistej, etc. Tylko rodzice dbali o edukację swoich dzieci. Możliwość wprowadzenia edukacji zdrowotnej w najlepszym momencie została absolutnie zaprzepaszczona. Bardzo nad tym ubolewam.
W nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty jest informacja o tym, że spora część pieniędzy z zadań realizowanych z budżetu ministerstwa zdrowia przechodzi do NFZ i ma być finansowana z zasobów płatnika. Pacjenci są bardzo tym zaniepokojeni i boją się ograniczenia dostępności finansowej świadczeń na jeszcze większym poziomie niż obecnie. Wiem jedno: nie da się zrobić więcej, za de facto mniej. Niepokoi nas, pacjentów, jak NFZ ma przejąć więcej zadań, dysponując tymi samymi pieniędzmi, do tego biorąc pod uwagę inflację i obecne zadłużenie. Moim zdaniem kolejki będą rosły, chyba że stanie się cud.
Polecamy także:
D. Korycińska: stracimy na zmianie finansowania