Autor : Aleksandra Mroczek
2021-01-29 15:25
Porozumienie Zielonogórskie opisuje, jak wyglądają szczepienie przy naszej wschodniej granicy. Jeden punkt szczepień na trzy gminy. Jedna lekarka i nawał pacjentów. Takie są realia w gminach Łaszczów, Ulhówek i Telatyn.
Łaszczów, Ulhówek i Telatyn - to trzy gminy w województwie lubelskim, tuż przy granicy ukraińsko-polskiej, których mieszkańcy mogą być zaszczepieni przeciwko COVID-19 tylko w jednej przychodni podstawowej opieki zdrowotnej. Pracuje tam lekarka Porozumienia Zielonogórskiego Małgorzata Stokowska-Wojda. Do Narodowego Programu Szczepień przystąpiła jako jednoosobowa praktyka lekarska wraz z współpracującymi pielęgniarkami. Szczepić miały jeszcze dwie inne okoliczne przychodnie, ale ostatecznie zrezygnowały i została tylko jedna. Sprawnie ale z przebojami.
- Samo szczepienie przebiega sprawnie, w pierwszym dniu frekwencja była stuprocentowa, w kolejnym dwóch seniorów nie przyszło, ale w przeddzień uprzedzili nas telefonicznie - informuje Małgorzata Stokowska-Wojda. - W tej sytuacji sprawdził się system zapisów „na zeszyt”. Stworzyliśmy listę rezerwową tych pacjentów 80 i 70 plus, którym nie udało się wyznaczyć terminów, ze względu na ograniczoną liczbę szczepionek. Przy 30 dawkach tygodniowo nie byliśmy w stanie zapisać nawet wszystkich chętnych 80-latków, nie wspominając o młodszej grupie - stwierdza. Na liście rezerwowej znaleźli się pacjenci z uprawnionych grup wiekowych, którzy nie chcieli szukać punktu szczepień z dala od swojego miejsca zamieszkania, decydując się na dłuższe oczekiwanie. Jednocześnie mają szansę na szybszy termin, jeśli ktoś z grafiku nie przyjdzie na wizytę.
Szczepionkowe „last minute” działa, pacjenci z listy rezerwowej są zadowoleni, a jednocześnie nie ma niebezpieczeństwa zmarnowania żadnej dawki z cennej ampułki. Zdaniem Małgorzaty Stokowskiej-Wojdy, teoretycznie nie jest wielkim problemem zorganizowanie szczepień nawet dla trzech gmin, skoro przychodnia dostaje tak niewiele szczepionek. Ale to tylko teoria, która sprawdza się jedynie wówczas, gdy nic nadzwyczajnego się nie wydarzy. A o to nietrudno. - Na początku roku zachorowała na COVID lekarka, która dwa razy w tygodniu pomagała mi w przychodni - mówi Małgorzata Stokowska-Wojda. - Zostałam sama, pracując codziennie po 10 godzin. W dodatku w tygodniu, w którym rozpoczęły się szczepienia przeciwko COVID-19, choroba dotknęła lekarkę z sąsiedniej poradni POZ. Co oczywiste, jej pacjenci szukają pomocy u mnie. Aż strach pomyśleć, co się stanie, gdy sama zacznę niedomagać, co w moim wieku i przy takim obciążeniu pracą jest prawdopodobne. Mam 58 lat, ale w środowisku POZ w mojej okolicy należę do młodszych. Średnia wieku lekarzy stale rośnie, pracujemy ponad siły, a chętnych do pracy, zwłaszcza na tzw. Prowincji, zbyt wielu nie widać – stwierdza.
Źródło: PZ
Polecamy także:
Kto pyta, nie błądzi – badanie poziomu odporności po szczepieniu
Transplantolodzy apelują - szczepmy oczekujących na przeszczep
Kto pyta, nie błądzi – szczepienia a karmienie piersią
Kto pyta, nie błądzi – czy można kupić szczepionkę?