Autor : Marta Markiewicz
2020-09-16 14:22
O przebiegu COVID19, myślach towarzyszących chorobie oraz reakcjach społecznych z jakimi muszą radzić sobie pacjenci, którzy przebyli chorobę rozmawiamy z ozdrowieńcem - prof. Mirosławem Wysockim, byłym dyrektorem NIZP-PZH i byłym konsultantem krajowym w dziedzinie zdrowia publicznego.
Marta Markiewicz: Mija właśnie tydzień od Pana wyjścia ze szpitala. Jak się Pan czuje?
Mirosław Wysocki: Czuję się nadal bardzo osłabiony. Okazuje się, że po tej chorobie nie wraca się szybko do normy. Zanim zachorowałem uprawiałem dużo sportu- grałem w tenisa, biegałem. Teraz nie mogę tego robić i dwa tysiące kroków dziennie jest dla mnie dużym wysiłkiem. Wirus pozostawił po sobie ślad, ale mam nadzieję, że stopniowo uda mi się wrócić do formy.
Jak dowiedział się Pan o zakażeniu i chorobie? Miał Pan kontakt z osobą zakażoną?
Nic z tych rzeczy. Pierwsze symptomy choroby zacząłem odczuwać 8 sierpnia, kiedy dostałem gorączki, czułem się źle i początkowo myślałem, że mam do czynienia z infekcją grypopodobną. Jednak z uwagi na to, że następnego dnia miałem odbierać swoją żonę ze szpitala po odbytym zabiegu i nadal czułem się bardzo źle, zdecydowałem się wykonać prywatnie badanie. Jego wynik okazał się pozytywny. Przez cały ten czas – od momentu wykonania badania do momentu uzyskania wyniku i decyzji o leczeniu w szpitalu, staraliśmy się z żoną izolować, dzięki czemu ona nie została zakażona.
Jakie były Pana kolejne kroki?
Starałem się dodzwonić do inspekcji sanitarnej, ale niestety bezskutecznie, ponieważ wszystkie telefony były nieustannie zajęte. Ostatecznie zdecydowałem się na telefon do Marka Posobkiewicza, który pracuje w CSK MSWiA, przekształconym w szpital jednoimienny. Niestety moje objawy i stan okazały się na tyle poważne, że zdecydowano o mojej natychmiastowej hospitalizacji. Zabrałem najbardziej potrzebne rzeczy i przetransportowano mnie do szpitala.
Jako lekarz miał Pan świadomość przebiegu choroby i jej konsekwencji. Czy to co zobaczył Pan w szpitalu potwierdziło obraz choroby jaki miał Pan w głowie?
Objawy towarzyszące mojej chorobie to głównie gorączka i złe samopoczucie. Do tego doszła niechęć do jedzenia i ogólne osłabienie. W szpitalu trafiłem do sali, gdzie byłem całkowicie izolowany. Otrzymałem tlen, który wyraźnie mi pomagał, dostałem również intensywną antybiotykoterapię dwoma preparatami z górnej półki, leki przeciwgorączkowe oraz deksametazon.
Jak Pan się czuł w pierwszych dniach hospitalizacji? Jak wyglądały relacje z personelem medycznym?
Czułem się źle, a na objawy i świadomość ciężkiej choroby nałożyły się również efekty uboczne dużej liczby przyjmowanych leków. Drugą kwestią wpływającą na moje złe samopoczucie była całkowita samotność. Moja hospitalizacja trwała trzy tygodnie i w tym czasie byłem całkowicie odizolowany od świata zewnętrznego – mogłem patrzeć na podłogę, ściany i frustrujący przekaz telewizji publicznej.
Muszę przyznać, że personel szpitala jednoimiennego był niezwykle sympatyczny. Dwa razy w tygodniu odbywały się obchody lekarskie, natomiast regularnie pojawiały się pielęgniarki.
A czy dało się odczuć wsparcie ze strony personelu szpitala? Mam na myśli wsparcie w obszarze zdrowia psychicznego, którego oczekują pacjenci. Czy personel miał czas by na chwilę zatrzymać się i porozmawiać z Panem i innymi pacjentami? Czy miał czas na indywidualne podejście do każdego z chorych?
Myślę, że się starali. Ale zastanawiając się nad Pani pytaniem muszę przyznać, że ze względu na liczbę pacjentów, nie zawsze miało to miejsce. Były rozmowy o dalszym przebiegu leczenia, rozważano podłączenie mnie do respiratora, informowano mnie o wynikach serologicznych. Gdy pierwszy raz test wyszedł ujemnie – bardzo się ucieszyłem, bo miałem nadzieję wyjścia ze szpitala.
Czuł się Pan na siłach by wyjść ze szpitala?
Do końca nie. Ale niestety powtórzony test dał wynik niejednoznaczny i musiałem nadal pozostać w szpitalu. Kiedy spadła mi gorączka poczułem się zdecydowanie lepiej, ale nadal byłem bardzo słaby i nie miałem chęci do jedzenia. Niestety nie byłem w stanie jeść jedzenia szpitalnego, czasami z rozsądku coś przegryzłem, ale prawdę powiedziawszy było to dla mnie trudne.
To również nie sprzyjało leczeniu…
Niestety specyfika tej choroby jest taka, że jednym z objawów jest brak łaknienia. Ja przez trzy tygodnie schudłem siedem kilogramów.
To dużo.
Dla mnie tak, ale na oddziale byli tacy pacjenci, którzy schudli jeszcze więcej.
Jakie emocje towarzyszyły Panu w momencie, gdy dowiedział się Pan, że jest Pan zdrowy i może opuścić szpital?
Przede wszystkim ogromna radość, że mogę wyjść ze szpitala. To była główna myśl przez te wszystkie dni. Wyjść do domu. Dopiero później przyszły inne myśli.
Gdy transport szpitalny odwoził mnie do domu, na osiedle wjeżdżałem od tyłu- tak by mieszkańcy nie widzieli, że wraca pacjent w karetce COVID-owej.
Obawiał się Pan reakcji sąsiadów?
Obawiałem się niezrozumienia mojego stanu. Wychodząc ze szpitala czułem się osłabiony i nadal nie odzyskałem w pełni sił. Po hospitalizacji miałem ubytki w umięśnieniu, które w trakcie hospitalizacji zaczęło zanikać i i moja zdolność do poruszania się stała się ograniczona.. Przy wypisie powiedziano mi, że minie co najmniej miesiąc zanim będę w stanie wrócić do normy. Na razie minęło 8 dni, staram się ruszać, ale nadal czuje się słaby fizycznie.
Czy po hospitalizacji został Pan skierowany do poradni zajmującej się pacjentami po przebytym COVID19? Czy otrzymał Pan jakiekolwiek zalecenia?
Nie zostałem skierowany do poradni. A w przypadku zaleceń usłyszałem, że nie powinienem w najbliższym czasie się forsować i właściwie tylko tyle. Otrzymałem też kartę informacyjną z zaleceniami terapeutycznymi.
Informacją o przebytej chorobie podzielił się Pan z czytelnikami Twittera i w efekcie spotkał się Pan z falą hejtu.
Rzeczywiście napisałem o mojej chorobie, bo cieszyłem się z faktu wyzdrowienia i opuszczenia szpitala. Chciałem też w ten sposób wytłumaczyć moją trzytygodniową nieobecność i podziękować zespołowi Marka Posobkiewicza. Teraz jednak nie wiem czy znowu postąpiłbym tak samo. Pod moim wpisem na Twitterze pojawiły się bowiem głosy anonimowych internautów, którzy twierdzili, że przebyłem zwykłe przeziębienie, a teraz jestem opłacany za „reklamę” tego schorzenia i otrzymuję pieniądze od firm farmaceutycznych. Wszystkie te „ataki” na mnie zostały przeprowadzone przez osoby kompletnie anonimowe, a wszelkie próby dyskusji z nimi okazały się stratą czasu.
Obserwuje Pan to, co dzieje się w systemie ochrony zdrowia. MZ przygotowało jesienną strategię walki z COVID19, w której jednym z nowych elementów systemu opieki nad pacjentami z podejrzeniem COVID-19 będą lekarze rodzinni. Czy uważa Pan, czy w naszym modelu opieki zdrowotnej to dobre posunięcie? Czy lekarze POZ w zbliżającym się okresie infekcyjnym powinni przyjmować pacjentów z podejrzeniem COVID19 w swoich poradniach?
Nie jestem przekonany co do logiki przyjętego postępowania z pacjentami podejrzewanymi o COVID19. O ile realizacja teleporady i skierowanie chorego na jej podstawie na badanie serologiczne ma sens, to już przyjęcie pacjenta z podejrzeniem zakażenia koronawirusem w praktyce lekarskiej budzi moje wątpliwości. Zabrakło mi algorytmu postępowania i wskazania, że chory z takim podejrzeniem powinien być izolowany. Zaznaczę, że nie jestem przeciwko włączeniu lekarzy POZ w samą opiekę nad chorymi nad COVID19, ale musimy pamiętać, że powinno zostać to tak zorganizowane, by nie narażać innych „niezakaźnych” pacjentów, znajdujących się pod opieką poradni lekarzy rodzinnych. Zdecydowanie odstąpiłbym od kierowania pacjentów z objawami infekcji wirusowych do praktyk POZ.
Muszę przyznać, że koronawirus dotychczas się z nami łagodnie obchodzi. Nie mamy co dzień setek czy tysięcy pogrzebów osób, które zmarły z powodu COVID19. Z drugiej strony musimy pamiętać, że nie oznacza to, że jesienią nie będzie nasilenia tej choroby i dodatkowo nie nałoży się na nią grypa sezonowa – co spowoduje konieczność różnicowania pacjentów. Dlatego powinniśmy się już teraz szczepić przeciwko grypie.
Epidemia COVID19 sprawiła, że już nic nie będzie takie samo. W najbliższym czasie nie mamy szans na powrót do normalności sprzed pandemii. Stoimy również w sytuacji, w której system ochrony zdrowia powinien natychmiast zostać zasilony dodatkowymi środkami, a poziom jego finansowania powinien wynieść już teraz minimum 7 proc. PKB. Trzeba też pamiętać o społecznych i ekonomicznych następstwach pandemii. Osobiście uważam na podstawie spostrzeżeń z warszawskich szpitali, że przyjęty system zwalczania Covid19 doprowadził do zniszczenia funkcjonującego dotychczas systemu rozpoznawania i leczenia najważniejszych chorób przewlekłych, co widoczne jest przede wszystkim w kardiologii i onkologii.
Rozmówca CwZ:
Prof. dr hab. n. med. Mirosław Wysocki: lekarz, specjalista epidemiologii, medycyny wewnętrznej i zdrowia publicznego. W latach 2010-2017 dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego- Państwowego Zakładu Higieny, kierował w nim Zakładem Promocji Zdrowia i Prewencji Chorób Przewlekłych. Wieloletni konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego. Przez wiele lat pracował dla Światowej Organizacji Zdrowia (WHO-SEARO)) jako m.in. doradca regionalny ds. oceny i prognozowania sytuacji zdrowotnej oraz członek Komitetu Stałego WHO/EURO. Obecnie członek Komitetu Zdrowia Publicznego PAN.