Autor : Ewa Kurzyńska
2023-09-22 09:40
Pod uwagę brano trzy cechy kolejnych mutacji: ich zaraźliwość, zjadliwość i śmiertelność. Co ciekawe, wraz z ewolucją koronawirusa zmieniały się także objawy, jakie doskwierały pacjentom w zespołach post- i long-COVID.
"Losy" SARS-CoV-2 na przestrzeni ostatnich lat prześledzili dwaj polscy naukowcy: prof. Andrzej M. Fal, prezes Polskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego i dr hab. Piotr Rzymski, wirusolog.
- W czasie pandemii SARS-CoV-2 powstały dziesiątki mutacji dzikiego wariantu koronawirusa. Większość z nich nie odegrała żadnej roli, bo - mówiąc kolokwialnie - nie przebiły się w środowisku zdominowanym przez bardziej agresywnych "kuzynów" - mówi prof. Andrzej M. Fal.
Prof. Fal wyjaśnia, że kolejne odmiany wirusa brały się z dwóch źródeł.
- Pierwsze to efekt prostych mutacji, zmiany nukeloetydów w trakcie replikacji wirusa. W przypadku SARS-CoV-2 o to bardzo łatwo, bo to wirus RNA, charakterystyczne są dla niego zmiany szybkie, ale niedokładne. Mutacja to właściwie wynik "partactwa genetycznego". Choć czasami doprowadza do powstania cech korzystnych dla wirusa, wtedy mutacja się utrwala, bo patogen staje się np. bardziej zakaźny - wyjaśnia specjalista.
Analizując zmiany SARS-CoV-2 naukowcy zwracali uwagę na trzy cechy kolejnych linii: ich zakaźność, zjadliwość i śmiertelność. To pozwalało stwierdzić, jak bardzo kolejne mutacje się zmieniały i w którym kierunku szły te zmiany.
- Gdy po wariancie dzikim pojawiła się mutacja Alfa, w ciągu nieco ponad miesiąca wyparła pierwotnego wirusa z Wielkiej Brytanii. Wywołało to panikę, gdyż obawiano się, że pojawił się jeszcze groźniejszy wariant SARS-CoV-2, taki „super COVID”. Kolejnych powodów do niepokoju dostarczyła Delta. Obie były mutacjami pneumotropowymi, czyli głównie atakowały komórki dolnej części układu oddechowego: tchawicę, oskrzela i płuca. Dodatkowo powodowały w przebiegu COVID-19 bardzo silną reakcję zapalną, doprowadzając do burzy cytokinowej, prowadzącej w części przypadków do bardzo ciężkiej postaci choroby. Alfa i Delta "szły" w kierunku bycia nie tylko bardziej zakaźnymi, ale też bardziej zjadliwymi i śmiertelnymi. Szczęście w nieszczęściu, wiosną 2022 r. pojawił się Omikron, u którego utrwaliły się mutacje powodujące jeszcze wyższą zakaźność, przez co lawinowo zaczął wypierać wszystkie inne warianty, także te w przebiegu klinicznym groźniejsze od siebie - wyjaśnia prof. Fal.
Nowe warianty pojawiały się także na skutek łączenia się dwóch wariantów w jeden. Tak powstały hybrydy, warianty rekombinowane, pierwsze oznaczano literami XBB. Ponieważ trudno było spamiętać ciąg następujących po nich cyferek, to w przestrzeni publicznej stały się znane jako Gryfon i jego rodzina: Hippogryf i jego „dziecko” - Kraken, Eris, Pirola, Arcturus i Fornax, obecnie "najmłodszy" w tym "gangu".
- I choć od czasów Omikrona kolejne subwarianty cechuje wysoka zakaźność, to już nie zjadliwość. Z czasem wirus stał się też bardziej powinowaty do komórek górnych dróg oddechowych. Gdy dojdzie do infekcji, to dominują objawy ze strony krtani, gardła, nosa i zatok - wymienia prof. Andrzej Fal.
Cowzdrowiu - EMA rekomenduje szczepionkę przeciwko wariantowi Omicron XBB.1.5
Co ciekawe, wraz z ewolucją wirusa zmieniały się także objawy zespołów post- i long-COVID.
- Po zakażeniach wywołanych wariantami Alfa i Delta, pacjenci borykali się głównie z przeciągającymi się dolegliwościami ze strony układów: oddechowego i krążenia. Najczęściej zgłaszali spadek wydolności fizycznej, duszność, zaburzenia rytmu serca. Teraz, mniej więcej od 9-10 miesięcy, w zespołach post- i long-COVID dominują objawy o charakterze neurologicznym, w uproszczeniu: ze strony układu nerwowego. To zaburzenia koncentracji, pamięci, snu, spadek sprawności intelektualnej. Co ciekawe, wariant dziki SARS-CoV-2 i mutacja Alfa często w fazie ostrej powodowały zaburzenia smaku i węchu. Przy kolejnych wariantach te objawy były rzadsze, natomiast obecnie zgłasza je część pacjentów z zespołami post-covidowymi - dodaje specjalista.
Pytany, w którym kierunku będzie zmieniał się koronawirus w przyszłości, prof. Fal odpowiada, że nie sposób jednoznacznie powiedzieć:
- Prawdopodobieństwo, że zmutuje w kierunku wariantu bardziej zjadliwego i śmiertelnego jest niewielkie. Jednak istnieje. Byłoby to teoretycznie możliwe w sytuacji, gdyby np. potomek Omikrona spotkał się gdzieś w środowisku naturalnym z rezerwuarem Delty lub Alfy. Najgorszy scenariusz jest taki, że nowa hybryda zachowałaby wysoką zakaźność Omikrona i wysoką zjadliwość oraz śmiertelność Delty. Takiego przebiegu wypadków nie da się w 100 proc. wykluczyć, ale jest to scenariusz bardzo mało realny. Byłby on jeszcze mniej prawdopodobny, gdybyśmy korzystali z dawek przypominających szczepień przeciwko COVID-19. Dlaczego to tak ważne? Bo im mniej wirusa dookoła nas, im mniej osób zakażonych - tym mniej sytuacji sprzyjających powstawaniu mutacji. Wirus ulega mutacjom tylko, gdy infekuje. Większość tych zjawisk opisaliśmy w trzech książeczkach cyklu Nauka Przeciw Pandemii, które są dostepne na stronie internetowej o takiej samej nazwie - podsumowuje prof. Andrzej M. Fal.
- Przyznam, że każdego dnia wyczekuję decyzji, co dalej ze szczepieniami przeciwko COVID-19. Przed nami okres jesienno-zimowy i zbędna zwłoka w tym zakresie zwiększa ryzyko, że osoby podatne na zakażenie, np. seniorzy, chorzy przewlekle, pacjenci przyjmujący leki immunosupresyjne lub borykający się z niedoborami odporności, nie będą dostatecznie chronieni przed wirusem SARS-CoV-2. Wiemy nie od dziś, że wraz z upływem czasu odporność, czy to poszczepienna czy zdobyta poprzez przechorowanie, czy też hybrydowa, słabnie. Uważam też, że kolejne dawki przypominające powinny być dostępne dla wszystkich pracowników systemu ochrony zdrowia Polsce ze względu na zwiększane ryzyko ekspozycji na wirusa - komentuje prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii, Instytutu Nauk Biologicznych Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
Jej zdaniem dostęp do kolejnych „boosterów” powinna mieć każda chętna osoba w naszym kraju: - Nawet, jeśli miałaby to wiązać się z koniecznością częściowej dopłaty ze strony pacjenta. Tak, jak jest to w przypadku sezonowych szczepień przeciwko grypie. To, że ktoś ma np. 20 czy 30 lat i jest zdrowy, więc pozornie sam nie musi się obawiać zakażenia, nie znaczy, że wśród jego bliskich nie ma osób z grup ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19. I taka osoba, szczepiąc siebie, będzie chronić także innych. Podsumowując, decyzje co dalej z programem szczepień przeciwko COVID-19 to kwestia niezmiernie pilna. Z danych, choć są szczątkowe, bo testowanie w Polsce praktycznie nie istnieje, wiemy, że wzrasta liczba zakażeń wirusem SARS-CoV-2. Tak samo jest w Europie. Wcześniej niż zwykle pojawiała się w Polsce także grypa. Rok do roku mamy obecnie dwa razy więcej przypadków tej choroby wirusowej i jej podejrzeń, niż we wrześniu 2022 r. Czarno na białym widać, że nie ma na co dłużej czekać - podsumowuje.
Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, zwraca uwagę, że póki co naszym sprzymierzeńcem jest słoneczna aura: - Letnia pogoda sprawia, że choroby wirusowe, w tym COVID-19, nie dają jeszcze o sobie zbyt mocno znać. Wystarczy jednak, że przyjdzie ochłodzenie, a sytuacja może zmienić się diametralnie. To, co niepokoi przed zbliżającym się sezonem infekcyjnym, to problem z dostępem do leków przeciwko COVID-19. Na oddziale, którym kieruję, mam tylko pojedyncze opakowania, w dodatku z terminem ważności do października i listopada br. Jednak zgodnie z moją wiedzą większość szpitali nie posiada już żadnych zapasów. Obawiam się sytuacji, że będę miał pod opieką pacjenta z ciężkim przebiegiem zakażenia koronawirusem, a nie będę miał go czym leczyć. To sytuacja zupełnie niezrozumiała, która wymaga podjęcia natychmiastowych, systemowych działań - zwraca uwagę prof. Robert Flisiak.
Polecamy także:
Szczepienia w aptekach: MZ ma już przepisy, by za nie płacić
Igor Grzesiak: Ruchy antyszczepionkowe istniały długo przed pandemią
Pacjent z COVID-19: rekomendacje ekspertów u progu sezonu infekcyjnego
Dziennikarka z 20-letnim stażem. Zdobywczyni nagród i wyróżnień w konkursach: „Zdrowe Pióro”, „Kryształowe Pióro”, "Dziennikarz Medyczny Roku". Podejmuje tematy dot. chorób cywilizacyjnych, specjalizuje się w tekstach o kardiologii, alergologii, neurologii. Publikowała m.in. w Pulsie Biznesu, Pro-Zdrowiu, Pulsie Medycyny, gdzie pełniła funkcję zastępczyni redaktor naczelnej.