Autor : Maja Marklowska-Tomar
2020-11-25 15:03
Siedmioro pacjentów dorosłych i dwoje dzieci zostało do tej pory poddanych w Polsce terapii komórkami CAR-T – uznanej za przełom, najbardziej zaawansowanej i najnowocześniejszej formie immunoterapii komórkowej. Pacjenci i lekarze mają nadzieję, że dzięki toczącym się obecnie licznym badaniom naukowym wskazania do jej zastosowania zostaną wkrótce rozszerzone na inne nowotwory.
Jak pobudzić układ odpornościowy do walki z wrogiem?
Komórki CAR-T (ang. chimeric antygen receptor T cells) to pobrane od pacjenta jego własne komórki odpornościowe (limfocyty T), które po modyfikacji genetycznej i namnożeniu w laboratorium zostają wyposażone w receptory, dzięki którym uzyskują zdolność do rozpoznawania i niszczenia komórek nowotworowych.
- U zdrowego człowieka limfocyty T – najbardziej wyspecjalizowane komórki w naszym organizmie – mają zdolność rozpoznawania i niszczenia zarówno komórek zakażonych wirusem, jak i bakterii, grzybów chorobotwórczych, a także komórek nowotworowych. U chorych na nowotwory ten mechanizm odpornościowy zawodzi – zdarza się, że limfocyty T mogą przeoczyć fakt powstania komórki nowotworowej i nie dostrzec rozwijającego się nowotworu. A kiedy komórek nowotworowych jest już dużo, to naturalne siły odpornościowe są zbyt słabe, żeby z tymi komórkami walczyć. Trzeba więc sprawić, aby były w stanie na nowo rozpoznawać nowotwór i miały siłę i ochotę, żeby z nim walczyć – tłumaczy prof. Sebastian Giebel, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku i Onkohematologii Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach, w którym do tej pory komórki CAR-T podano czterem pacjentkom. Wszystkie były chore na chłoniaka rozlanego z dużych komórek B i u żadnej z nich nie zadziałała żadna z podanych im wcześniej terapii. Komórki CAR-T były dla nich ostatnia deską ratunku. Spośród tych czterech pacjentek jedna zmarła, u dwóch udało się uzyskać stan remisji, natomiast w przypadku czwartej jest jeszcze za wcześnie, aby można było wypowiadać się o efektach tej terapii, ponieważ została podana we wrześniu.
Terapia CAR-T tylko w trzech ośrodkach w Polsce
Klinika Transplantacji Szpiku i Onkohematologii Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach jest jednym z trzech ośrodków, które mogą stosować CAR-T, bo przeszły pozytywnie bardzo żmudny i skomplikowany proces certyfikacji. Oprócz niego w leczeniu dorosłych chorych – z ostrą białaczką limfoblastyczną (ALL) do 25. roku życia oraz chłoniakiem rozlanym z dużych komórek B (DLBCL) bez limitu wiekowego – specjalizuje się jeszcze Klinika Hematologii i Transplantacji Szpiku Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu (jako pierwsza zastosowała tę terapię w Polsce). Natomiast dzieci – z ostrą białaczką limfoblastyczną (ALL), bo to jedyne na razie zarejestrowane wskazanie – są leczone w Klinice Przylądek Nadziei Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. To tutaj prof. Krzysztof Kałwak wraz z zespołem podał terapię CAR-T dwóm chłopcom – 11-letniemu Olkowi i 12-letniemu Krzysiowi. Bez niej nie mieliby żadnych szans…
Pacjenci i lekarze maja nadzieję, że efektem wielu toczących się obecnie badań klinicznych będzie rozszerzenie wskazań do stosowania komórek CAR-T. Ich skuteczność jest testowana m.in. u chorych na szpiczaka, białaczkę szpikową i białaczkę limfoblastyczną T-komórkową. Prowadzone są również badania dotyczące skuteczności komórek CAR-T w leczeniu nowotworów litych u dzieci, takich jak neuroblastoma, czy guzy mózgu.
Powikłania nie takie straszne jak je malują
Lekarze podkreślają, że jak każda inna terapia, tak i ta powoduje różne powikłania, ale oni mają już doświadczenie i wiedzą, jak sobie z nimi radzić. Tłumaczą, że pojawiające się u pacjentów działania niepożądane wynikają z toczącej się w ich organizmie gwałtownej walki pomiędzy „przeprogramowanymi” limfocytami T i komórkami nowotworowymi. Zwykle w pierwszym tygodniu po podaniu komórek CAR-T może wystąpić wysoka temperatura, sięgająca nawet 40 stopni Celsjusza, zdarzają się wahania ciśnienia krwi, zaburzenia pracy serca, zaburzenia oddychania. W niektórych przypadkach te powikłania są tak ciężkie, że pacjenta trzeba przetransportować na kilka dni na oddział intensywnej terapii.
– Po siódmym dniu, a zazwyczaj około 10. dnia, może wystąpić neurotoksyczność, która w ciężkich postaciach może przyjąć nawet postać śpiączki czy drgawek. Te zaburzenia neurologiczne mogą zagrażać życiu – tłumaczy prof. dr hab. n. med. Sebastian Giebel, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku i Onkohematologii NIO w Gliwicach. Jednocześnie dodaje, że ryzyko groźnych powikłań sięga niespełna 1 proc. W konfrontacji z 90-procentowym ryzykiem śmierci chorego, który bez tego leczenia nie ma najmniejszych szans, to niewiele.
– Mamy już większą wiedzę i wiemy, jak sobie radzić z powikłaniami. Poza tym mamy do dyspozycji dwa rodzaje leków, których w każdej chwili możemy użyć – mówi dr hab. Tomasz Czerw z Kliniki Transplantacji Szpiku i Onkohematologii Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach.
Materiał powstał dzięki współpracy z firmą Novartis.