Autor : Anna Rokicińska
2021-03-09 16:20
Drugi raz na ochotnika do walki z COVID-19 się nie zgłoszę – mówi nam Bartosz Fiałek, lekarz reumatolog i przewodniczący kujawsko-pomorskiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Przyznaje, że czuje się oszukany przez państwo. Od kilku dni trwają na Mazowszu poszukiwania kadr medycznych do szpitali tymczasowych.
Wczoraj Mazowiecki Urząd Wojewódzki wysłał do szpitali miejskich prośbę o przekazanie do szpitali tymczasowych po 5 lekarzy (w tym minimum jednego anestezjologa) oraz 10 pielęgniarek. To znaczeni uszczupli możliwość leczenia w miejskich szpitalach. Medycy do pracy przy pacjentach z COVID-19 mogą się także dobrowolnie zgłosić.
Czy lekarze chętnie pójdą walczyć z epidemią?
Jednym z ochotników, który zgłosił się dobrowolnie podczas jesienne fali epidemii, był Bartosz Fiałek. Pracował w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Zakaził się Sars-CoV-2. Przeszedł COVID-19. - W praktyce to oznaczało dla mnie tyle, że na 10 dni wypadłem z pracy. Za te 10 dni nie dostałem ani grosza, bo jestem lekarzem kontraktowym. Oczywiście płacę składkę chorobową. Okazało się, że zachorowałem za szybko. Nie miałem opłaconego odpowiednio długiego okresu składkowego i nie dostałem żadnych pieniędzy – stwierdza lekarz. Zaznacza, że był dość specyficznej sytuacji, bo zaraz po przeprowadzce do nowego miasta. Jego narzeczona nie miała jeszcze pracy, a na utrzymaniu ma małe dziecko. Cieszy się, że chorobę przeszedł stosunkowo lekko i nie ma powikłań po COVID-19. - Jeżeli państwo ma mnie gdzieś, nie stać mnie by zgłaszać się na ochotnika. Ja już raz to zrobiłem i zostałem kopnięty w tyłek. Nie spodziewałem się, że człowiek, który zgłasza się na ochotnika do walki z COVID-19 i zachoruje, zostanie pozbawiony dochodu. Nie czuję się w jakikolwiek sposób zobowiązany do tego by się zgłaszać. Zostałem po prostu sam – mówi nam Fiałek. W nowym miejscu zamieszkania nie miał jeszcze żadnych przyjaciół. Bał się, że nawet nie będzie miał mu kto zrobić zakupów. Wiele osób zaoferowało jednak pomoc, a ostatecznie produkty dostarczyła koleżanka z pracy, która studiowała razem z nim. - Byłem frajerem. Koleżanka ze studiów zrobiła mi zakupy, postawiła pod drzwi. To była ważna pomoc, bo moja narzeczona z dzieckiem były poddane obowiązkowej kwarantannie. Poradziliśmy sobie. Wyszliśmy z tej sytuacji silniejsi, ale też mądrzejsi – stwierdza. Przyznaje, że teraz do pracy z chorymi na COVID-19 zmusiłby go tylko nakaz wojewody.
Powinien być Fundusz dla medyków walczących z COVID-19
Według Fiałka powinien być Fundusz dla medyków, którzy walczą z COVID-19. Dlaczego? Bo nie zawsze lekarz czy pielęgniarka wychodzą z tej choroby obronną ręką. - Mógłbym mieć powikłania po chorobie. Pewne objawy mogłyby się utrzymywać. Nie mógłbym dłużej pracować. Musiałbym częściej odpoczywać. To jest ogromny kłopot. Tutaj powinniśmy postawić pewną granicę. Jeżeli ktoś na ochotnika idzie ratować Polki i Polaków, to w momencie, kiedy ucierpi z powodu powikłań po zachorowaniu, powinien być i on, i jego rodzina chronieni przez państwo – komentuje lekarz. Przypomina, że w związku z COVID-19 umarło już ponad 100 lekarzy, a oni też mieli rodziny. - Te rodziny powinny być zabezpieczone. Powinniśmy otrzymywać takie wsparcie, jak żołnierze, którzy jadą na wojnę, bo to też jest wojna, ale biologiczna – mówi Fiałek.
Kto zatem powinien być kierowany do pracy w szpitalach tymczasowych?
Porozumienie Chirurgów Skalpel napisało w mediach społecznościowych, że lista lekarzy rezerwowych, którzy leczyliby w szpitalach tymczasowych już dawno powinna być stworzona. - Był czas, żeby stworzyć awaryjne listy chętnych lekarzy do pracy w szpitalach tymczasowych i wypracować procedury transferów na wypadek III fali - tymczasem perspektywiczne myślenie nie jest mocną stroną rządzących – czytamy we wpisie.
Jak mówi Tomasz Imiela, członek prezydium Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie kierowanie do pracy przez wojewodów to jest bardzo złe rozwiązanie. - Ani nie buduje to zaufania do państwa, ani nie mamy pracownika, który jest gotowy do tej pracy. Przede wszystkim powinna być wcześniejsza profesjonalna rekrutacja, poinformowanie, że jest praca, zapewnienie dobrych warunków. Jak pokazał przykład Szpitala Narodowego w sytuacji ogłoszonych wcześniej warunków pracy, zaproponowanych dobrych pensji, mieliśmy dużo zgłoszeń ochotników do pracy – stwierdza lekarz. Jego zdaniem, kłopoty są zwykle takie, że w tych szpitalach, które są otwierane w tej chwili niestety wszystko dzieje się szybko i za późno. Jeśli szpital jest budowany od wielu miesięcy, od wielu miesięcy wiemy, że on ma być uruchomiony w pierwszej połowie tego roku, to był czas na zrobienie porządnej, normalnej rekrutacji i znalezienie pracowników, żeby ten szpital obsłużyć – dodaje.
Co z miejscami w szpitalach dla pacjentów COVID-owych i nieCOVID-owych?
Imiela stwierdza, że ta nieprofesjonalna rekrutacja odbija się na pacjentach. - Trzeba pamiętać, że w szpitalach warszawskich już w tej chwili są problemy z obsadzeniem dyżurów. Szczególnie dotyczy to anestezjologów. Nagłe okrajanie zespołu lekarskiego w innych szpitalach może prowadzić do braku kadry w szpitalach nietymczasowych, gdzie ci lekarze też są bardzo potrzebni. Przecież Szpital Południowy jest w tej chwili pilnie potrzebny, bo nie ma już miejsc dla chorych w szpitalach warszawskich. Tu zarówno chodzi o pacjentów COVIDowych, jak i nieCOVIDowych – mówi nam lekarz. - Jeśli skądś zabierzemy lekarzy, to tam również nie będzie obsady. Wtedy będziemy nagle szukać metodą oddelegowania służbowego lekarzy, żeby przerzucić ich do szpitali, z których zostali zabrani – stwierdza. Jego zdaniem, to nie jest droga do rozwiązywania tego typu kłopotów. - Miejmy nadzieję, że nasi zarządzający pójdą po rozum do głowy i zaczną wreszcie wykorzystywać inne metody. My od lat mówimy, że jest potrzebne większe finansowanie, żeby można było zaproponować dobre warunki pracy lekarzom i nie tylko. Wtedy możemy liczyć na to, że znajdą się chętni do pracy. Bez tego niestety cały czas będziemy żyli w świecie prowizorki – mówi Imiela.
Dwie grupy pacjentów z COVID-19
Wyjaśnia, że do szpitali trafiają dwie grupy pacjentów z COVID-19. - Pierwsza to są chorzy, którzy mają objawy COVID-19 i trzeba się starać ich leczyć z powodu COVID-19. Dla tych chorych, o ile mi wiadomo, są jeszcze miejsca w Warszawie. Druga grupa to chorzy, którzy wymagają specjalistycznego leczenia i mają jednocześnie COVID-19. To już jest bardzo duży problem. Ja pracuję na co dzień w oddziale kardiologicznym i wiem, że jeżeli trafia nam się pacjent z „COVIDem” i ma chorobę kardiologiczną, to jest to olbrzymi kłopot, bo zlikwidowano wszystkie kardiologie „COVIDowe” oprócz oddziałów w szpitalu MSWiA na Wołoskiej - tłumaczy.
Co z ograniczeniem zabiegów planowych?
Zapytany o to czy zalecenia Narodowego Funduszu Zdrowia dotyczące ograniczenia zabiegów planowych nie jest zrzucane na barki lekarzy, bo to oni muszą podejmować decyzję i za nie odpowiadać stwierdza, że dla lekarzy odbiór tego komunikatu jest jeden. - Powinniście ograniczyć zabiegi planowe, ale jeżeli chory odniesie z tego jakąś niekorzyść, to wy za to odpowiadacie. Jest to bardzo niejasne. Jeśli chodzi o ograniczenie zabiegów planowych, to pamiętajmy, że my tych zabiegów nie wykonujemy z powodu naszego widzimisię, tylko to są rzeczywiście chorzy, którzy tego potrzebują i dość długo na to czekają - komentuje. Podkreśla, że odkładanie zabiegów na później, to przekładanie w czasie konsekwencji zdrowotnych dla pacjentów. - Oni są najczęściej na zwolnieniach, oni cierpią. Ta kula śnieżna konsekwencji się tylko zwiększa. Rozwiązaniem nie jest ograniczenie planowych przyjęć tylko pilna rozbudowa bazy łóżkowej – stwierdza Imiela. - Mówimy o tym już od miesięcy. Trzecia fala przychodzi po wielomiesięcznych zapowiedziach i znowu nie ma łóżek. Tutaj niestety chodzi o pieniądze. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Za mało jest funduszy w systemie - dodaje. A bez pieniędzy nie można uruchamiać większych zasobów. - Nie da się tego zrobić, wyciskając ostatnie poty z systemu, trzeba dołożyć środków - kwituje.
Polecamy także:
Samorząd pielęgniarek pyta MZ co z poradami pielęgniarskimi w POZ
Udar mózgu – edukacja potrzebna od najmłodszych lat
Migrena: jak rozróżnić ją od innych bóli głowy, jak ją leczyć?
O 134% więcej prób samobójczych wśród dzieci w wieku 13-18 lat