Autor : Anna Rokicińska
2021-07-22 12:03
Wygląda na to, że w przypadku ratowników medycznych problemem z nową siatką płac będzie wliczanie ministerialnego dodatku do podstawy wynagrodzenia. Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych zbiera w tej sprawie informacje. Co z nich wynika?
Problemy z wliczaniem dodatku tzw. zembalowego do wynagrodzenia w ramach nowej siatki płac, która obowiązuje od 1 lipca mają pielęgniarki i położne. Pytała o to m.in. Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych. Wątpliwości mają także w stosunku do pielęgniarek prowadzący przychodnie POZ. Szpitale szukają także sposobów obejścia przepisów o podwyżka w stosunku do sekretarek i rejestratorek medycznych.
Jakie problemy z nową siatką płac mogą mieć ratownicy medyczni?
Przewodniczący OZZRM, Piotr Dymon mówi nam, że placówki zbierają dane, ile wobec tej grupy zawodowej będzie ich kosztowała nowa siatka płac. Te obliczenia muszą przekazać Narodowemu Funduszowi Zdrowia i Ministerstwu Zdrowia, a to potem musi przekazać placówkom stosowne kwoty. - Pomimo tego, że ustawa ma działać od 1 lipca, spora część pracodawców przedłuża do połowy miesiąca podpisywanie porozumień, czyli wprowadzenie tych przepisów w życie. Jest z tym dość spory galimatias - mówi Dymon. Przypomnijmy, że ratownicy obawiali się obniżenia po 1 lipca swoich wynagrodzeń ze względu na wliczenie do podstawy wynagrodzenia ministerialnego dodatku. Z tego powodu protestowali przed resortem zdrowia i urzędami wojewódzkimi. Ministerstwo zapewniło podczas rozmów, że nie będą oni zarabiali mniej niż w czerwcu. - Pomimo tych zapewnień wiadomo, że pensje minimalne są pensjami minimalnymi i tak są zapisane w ustawie. My chcieliśmy by dodatek był włączony w taki sposób, by ratownicy otrzymywali pensję minimalna plus dodatek. Wtedy t minimum wynosiłoby 4972 zł. Już wiadomo, że obecnie tylko w jednej stacji pogotowia uda się to osiągnąć. W szpitalach raczej się to nie uda - wyjaśnia nam przewodniczący.
Skąd pieniądze na podwyżki?
Wiadomo, że szpitale nie są w najlepszej kondycji finansowej, dlatego szukają oszczędności. Podczas zmiany przepisów MZ wielokrotnie zapewniało, że przekaże podmiotom pieniądze na podwyżki. - Chyba nie ma takiej pewności wśród pracodawców - komentuje Dymon. - Jeśli dyrektorzy szpitali wykażą odpowiednie kwoty, to tyle na te podwyżki powinni dostać. Pytanie, czy jak wykażą więcej, to dostaną więcej i ile będą musieli dołożyć z własnych pieniędzy. Jeśli będą musieli dołożyć, to dostaniemy jedynie minimalne wynagrodzenie - dodaje.
Co dalej z protestami?
Szef związku przypomina, że ratownicy protestowali w sprawie swoich wynagrodzeń, a część z nich wciąż „dba o swoje zdrowie”, stąd problemy z obsadą dyżurów w stacjach pogotowia i w szpitalnych oddziałach ratunkowych. - Liczyliśmy, że ten protest zakończy się konkretami zawartymi w przepisach prawa, co by oznaczało minimalne wynagrodzenie plus 1,2 tys. dodatku, plus to, co do tej pory jest, czyli dodatki za pracę w święta i za staż pracy. Wtedy byłoby względnie dobrze. Ale obecnie nie ma takich ustaleń, więc lokalnie są podejmowane akcje. Ratownicy i dysponenci dbają bardziej o własne zdrowie - stwierdza Dymon. Podkreśla, że należy dbać o zdrowie zwłaszcza po tak bardzo wytężonych miesiącach pracy. - Praca ratownika naturalnie jest obciążona większym stresem i obciążeniem psychicznym. - Po tych miesiącach bardzo dużego obciążenia ze względu na epidemię, człowiek jest bardziej zmęczony, psychicznie i fizycznie. Jeśli się pracuje przez ileś lat na dwóch etatach, to wypalenie zawodowe samo z siebie przychodzi. Jak do tego dodać stres związany z epidemią, to nie jesteśmy jako zawód w najlepszej kondycji - powiedział przewodniczący.
Co z rozmowami z MZ?
Na razie ratownicy otrzymali obietnice powołania zespołu przy MZ, który miałby się zajmować ratownictwem medycznym. - Czekamy na realizację tej obietnicy, jak i drugiej, czyli że nikt na tych podwyżkach nie straci. Czekamy też na ustawę o zawodzie i na fakt, by ratownicy mieli w tabeli wynagrodzeń swoje osobne zaszeregowanie - mówi szef OZZRM.
Co będzie, gdy przyjdzie czwarta fala epidemii?
Tego Dymon nie wie, ale czarno to widzi. - Będzie duży problem nie tyle z dostępnością do usług medycznych, ale z brakiem kadry. Ja osobiście nie piszę się na powtórkę z jesieni. Jeżeli będę pracował, to tylko w jednym miejscu pracy. Nic więcej. Rysuje nam się scenariusz z ubiegłego roku. Są wakacje, wszystko jest fajnie. Ludzie wyjeżdżają i wracają, a potem będzie powtórka z rozrywki - stwierdza. Podaje przykład z Wielkiej Brytanii, gdzie doszło do zniesienia obostrzeń i gwałtownego wzrostu liczby zakażeń. - Mam tam kilku znajomych, którzy pracują jako ratownicy. Tam karetki nie mają pełnej obsady. Karetki stoją. SOR-y są zamykane lub przeciążone. Pytanie, czy nasz system, który jest przeciążony od lat, poradzi sobie z taką powtórką z trzeciej fali - pyta retorycznie przewodniczący.
Polecamy także:
Czy dzieci leczone w Garwolinie były dręczone? MZ zleca
Ugandyjskie ministerstwo zdrowia poprosiło Polskę o
Refundacja: polscy producenci chcą prac. Nad tym, na czym im