Autor : Aleksandra Kurowska
2022-12-21 19:02
Pandemia COVID-19 nadal trwa i choć obserwujemy lżejszy przebieg tej choroby, to wciąż jest ona dużym obciążeniem dla systemu ochrony zdrowia, zaś jej skala w Polsce jest niedoszacowana - oceniają eksperci. I wskazują też na kolejne zakaźne choroby układu oddechowego, których można uniknąć lub złagodzić ich skutki dzięki szczepieniom i lekom. Z ekspertami rozmawialiśmy przy okazji debaty „Dla kogo i dlaczego COVID-19 wciąż stanowi duże zagrożenie? Rekomendacje i wnioski na przyszłość”.
W czasie dyskusji eksperci wskazywali m.in., że szczyt zachorowań na COVID-19 może nastąpić znów na na przełomie stycznia i lutego. Jest więc jeszcze szansa, by choć trochę złagodzić tę falę i zadbać o zdrowie. Zapraszamy do obejrzenia wideo oraz przeczytania tekstu poniżej.
- Na pewno należy wyraźnie powiedzieć, że pandemia COVID-19 dalej trwa. Wbrew wypowiedziom ministerstwa, ona nie znika. Zakażeń mamy porównywalną liczbę, jak, powiedzmy, w połowie 2020 r. Pandemia ustępuje, ale nie jest to jej definitywny koniec - ocenia wirusolog i mikrobiolog z Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego dr. hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski.
- Jak wygląda sytuacja w Polsce? Nie wiemy, ze względu na ograniczoną liczbę masowego testowania, ze względu na ograniczone sekwencjonowanie próbek, nieprzyjmowanie przez system wyników z badań domowych czy badań aptecznych. Jak wygląda sytuacja z innymi chorobami zakaźnymi? Wygląda na to, że dokonało się pewne odbicie, to znaczy ludzie zaczęli chodzić do lekarza i obserwujemy wzrost w porównaniu z rokiem 2020 i 2021. Poza tym wracają powoli, ze względu na sezon epidemiczny, zakażenia górnych dróg oddechowych - dodaje.
Na to samo zwraca uwagę prof. Krzysztof J. Filipiak, rektor Uczelni Medycznej im. M. Skłodowskiej-Curie w Warszawie, prezes Polskiego Towarzystwa Postępów Medycyny MEDYCYNA XXI. - Nikt z nas dokładnie nie wie, w jakim punkcie pandemii jesteśmy, ponieważ Ministerstwo Zdrowia przestało właściwie uprawiać aktywną politykę poszukiwania osób zakażonych, przestaliśmy testować. Nawet te testy, które są wykonywane, są w większości wykonywane przez to, że ktoś kupuje test antygenowy w aptece, w związku z tym wyniki tych testów nigdzie nie wchodzą, do żadnej bazy - wyjaśnia. - Możemy estymować, że mamy dużo przypadków zakażeń i to pewnie wynika trochę z natury Omikrona. Jest on rzeczywiście mutantem, który daje bardzo dużo zakażeń, ale te objawy są dzisiaj o wiele bardziej łagodne - dodaje. I wyjaśnia, że są łagodne z kilku przyczyn: - Po pierwsze to jest bardziej łagodny wirus, po drugie pewnie wytworzyła się odporność, tzw. stadna czy populacyjna, bo tak to nazywamy w języku immunologicznym.
Testowanie na obecność koronawirusa jest zdaniem prof. Filipiaka bardzo potrzebne, również ze względu na możliwość podania choremu z potwierdzonym zakażeniem doustnych leków antywirusowych, które znacząco zmniejszają ryzyko ciężkiego przebiegu choroby, co jest szczególnie istotne w przypadku osób starszych.
- W idealnym świecie to powinno wyglądać tak, że każda osoba, która ma dodatni test, powinna mieć możliwość przyjęcia takiego leku zgodnie z zarejestrowaną charakterystyką produktu, to jest tzw. rejestracja centralna, czyli właściwie wskazania są identyczne w każdym kraju Unii Europejskiej - wskazuje prof. Filipiak.
- Każda dorosła osoba, która ma jakiś dodatkowy czynnik ryzyka, tym czynnikiem ryzyka może być na przykład nadciśnienie tętnicze - to w Polsce 12 milionów osób, tym czynnikiem ryzyka może być nadwaga, otyłość - w Polsce znowu sama otyłość to jest 8 milionów osób. To może być palenie papierosów - 8 milionów osób. Pokazuję, że to jest bardzo szeroka populacja i te wszystkie osoby powinny mieć dostęp do tego leku. Ale zdajemy sobie sprawę, że refundacja, czyli to, żeby ten lek był dostępny w jakimś darmowym programie, powinna dotyczyć pewnie osób najbardziej schorowanych, czyli naszych seniorów, osób po 60 roku życia, osób z chorobami naczyniowymi, osób z przewlekłą chorobą nerek, osób z nowotworami, osób z chorobami płuc - dodaje.
W szpitalach, do których wciąż trafiają chorzy z ciężkim przebiegiem zakażenia koronawirusem, o tym, że pandemia się skończyła, nikt nie mówi. Chorych co prawda jest mniej, ale nadal wiele osób wymaga pomocy.
- Przebieg obecnego COVID-u, generowanego przez Omikron, jest na szczęście łagodniejszy niż w poprzednich odmianach wirusa, natomiast też niestety są sytuacje, że chorzy na COVID-19 umierają, mają cięższy przebieg choroby, czyli powikłany na przykład trudną sytuacją oddechową, wymagającą podawania tlenu czy zastosowania respiratora - podkreśla Czesław Ducki, zastępca dyrektora ds. medycznych Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego w Warszawie.
- COVID-19 nie zniknął, pojawiają się bardzo różnorodni pacjenci. Dla nas to też wyzwanie, żeby zapewnić im szybką diagnostykę i odpowiednie warunki, bo musimy tych pacjentów odizolować - wyjaśnia Czesław Ducki. A pacjenci COVID-owi mogą przytrafić się na SOR czy już na oddziale. - Nie ma już w tej chwili szpitali tymczasowych jednoimiennych, cały proces leczenia i terapii tych pacjentów jest u nas, później są przekazywani na poszczególne oddziały i tam też musimy zapewnić pokoje, odpowiednie izolacje, odpowiednie warunki dla personelu też i dla innych pacjentów. Jest to ciągle duże wyzwanie - uważa.
Ducki zwraca tez uwagę na odległe zespoły pocovidowe. - Nawet jeżeli ten przebieg jest łagodniejszy, to niestety każde kolejne zachorowanie nasila ryzyko późnych powikłań po COVID-19, czy ze strony układu nerwowego, czy ze strony dermatologicznej, również ze strony układu pokarmowego. Są nowe zespoły, mają bardzo zróżnicowany zestaw objawów i de facto też nie mamy jeszcze takich dużych doświadczeń i narzędzi, jak te późne powikłania pocovidowe leczyć - przyznaje.
Zdaniem Tomasza Dzieciątkowskiego, działania w zakresie promocji szczepień w Polsce były spóźnione: - To należało robić 2 lata temu. W tej chwili wygląda na to, że osiągnęliśmy maksimum tego, co było do osiągnięcia, czyli poziom wyszczepienia rzędu 60-kilku procent, jeżeli mówimy o dawkach podstawowych. Jeżeli chodzi o przyjęcie drugiego boostera, tutaj trzeba powiedzieć wyraźnie: jest dramat. W Polsce przyjęło drugi booster kilkanaście procent, to jest daleko niewystarczająca liczba - mówił ekspert.
W ostatnim czasie coraz więcej mówi się o chorych, którzy równocześnie mają dwie czy nawet trzy choroby zakaźne układu oddechowego.
- Statystyki Unii Europejskiej wykazują, że co ósmy obywatel Unii Europejskiej umiera z powodu zakaźnej choroby układu oddechowego. I to, niestety, zwiększyło statystykę zakażenia COVID-19. Przypomnę, że w Europie zmarło do tej pory około 2 miliony osób, w Polsce 118 tysięcy. To są rzeczywiście te nadmiarowe zgony, które doprowadziły do wielu dramatów poszczególnych osób i ich rodzin - powiedział ekspert ochrony zdrowia dr Jakub Gierczyński.
Wśród innych zakaźnych chorób układu oddechowego wymienił grypę, pneumokokowe zapalenie płuc i krztusiec. - Dobrą wiadomością w tym wszystkim jest to, że mamy szczepionki, które przeciwdziałają rozwojowi tych chorób, a na pewno ograniczają ich rozwój, bo musimy też stwierdzić, że szczepienia w 100 proc. nie zabezpieczają przed rozwojem zakażenia, ale na pewno możemy stwierdzić, że w 100 proc. zmniejszają ryzyko rozwoju powikłań. COVID-19 pokazał nam, że droga od szybkiej diagnozy do leczenia, kiedy pacjent jest zaszczepiony, jest zupełnie inna, gdy pacjent jest niezaszczepiony, ta liczba zgonów rzeczywiście była bardzo duża, i ciągle są zgony u pacjentów, którzy są niezaszczepieni - dodał dr Gierczyński.
Zdaniem eksperta, doświadczenia z akcji szczepień przeciwko COVID-19 rząd powinien wykorzystać przy innych chorobach - wiedząc m.in., ile osób było gotowych się zaszczepić, gdy było to bezpłatne i z ułatwieniami m.in. w umawianiu. Można to robić krok po kroku - kierując akcję do grup ryzyka: na początek umożliwić szczepienia darmowe przeciwko grypie, przeciwko pneumokokom. Zwracał uwagę też na fakt, że dzięki realizowanym przez lokalne samorządy akcjom np. szczepienia przeciwko grypie, mamy wiarygodne dane z rzeczywistej praktyki, ile się zgłaszało na takie szczepienia osób i czy rzeczywiście te osoby później nie były hospitalizowane, czy nie wymagały wizyt specjalistycznych, bo po prostu nie chorowały lub też lekko przechodziły te infekcje. - Zdecydowanie powinniśmy zacząć więcej inwestować w szczepienia ochronne, zarówno dzieci jak i dorosłych, a więc szczepienia w całym cyklu życia obywatela - podsumował Gierczyński.
Dzieciątkowski podkreśla, że trzeba nadal stosować zasady zdrowego rozsądku. - Dystans społeczny, chociażby w miejscach publicznych, zwłaszcza w kolejkach w supermarketach, nie zaszkodzi nigdy, też poza pandemią. Noszenie maseczek - może popatrzmy akurat na społeczeństwa Dalekiego Wschodu, które maseczki często w komunikacji miejskiej noszą przez cały rok i nikt tam akurat nie mówi o grzybicy jamy ustnej czy o czymś podobnym. Ludzie robią to właśnie po to, żeby chronić innych, również poniekąd przed samymi sobą, jeżeli są przeziębieni - wyjaśnia.
Dr Gierczyński zwrócił uwagę na potrzebę policzenia kosztów pandemii COVID-19 przez środowiska naukowe. - Nikt do dzisiaj nie oszacował do końca kosztów ekonomicznych i gospodarczych COVID-19. W Polsce mieliśmy takie szacunki dotyczące grypy i wykazywano, że 5 milionów infekcji grypowych, czyli 5 milionów obywateli, którzy chorują na grypę co roku, może generować nawet około miliard złotych strat tytułem utraty produktywności dla gospodarki kraju - zaznaczył.
Redaktor naczelna, od ponad 20 lat pracuje w mediach. Była redaktor naczelna Polityki Zdrowotnej, redaktor m.in. w Rzeczpospolitej, Dzienniku Gazecie Prawnej. Laureatka branżowych nagród dla dziennikarzy i mediów medycznych oraz Polskiej Izby Ubezpieczeń. Kontakt: aleksandra.kurowska@cowzdrowiu.pl