Autor : Agata Szczepańska
2023-09-27 15:10
Kwestia nakładów i składki zdrowotnej zdominowała przedwyborczą debatę zorganizowaną przez Naczelną Izbę Lekarską. Duże reformy muszą być robione wspólnie, a my w każdym z obszarów mamy wiele punktów wspólnych – ocenili politycy. Choć oczywiście nie we wszystkim się ze sobą zgadzali.
W debacie wzięli udział:
Marcelina Zawisza, Lewica
Przemysław Wipler, Konfederacja
Cezary Pakulski, Trzecia Droga
Beata Małecka-Libera, KO
Bolesław Piecha, PiS
Politycy pytani byli m.in. o to, pod jakim hasłem zorganizowaliby protest w ochronie zdrowia.
- Zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia – ale mądrze – odpowiedziała Marcelina Zawisza. Podkreśliła, że obecnie ludzie nie mają zaufania do systemu i tego, że ich składka jest dobrze wykorzystywana. Nie wierzą, że jak dopłacą, będzie lepiej. Posłanka przekonywała, że ochrona zdrowia powinna być traktowana w kontekście wydatku strategicznego, jak wojsko. – Dopiero, gdy pokażemy ludziom, że to działa, możemy dyskontować o zwiększeniu składki czy przejściu na inny system, np. budżetowy, finansowany z podatków jak w Wielkiej Brytanii – wskazała.
Cezary Pakulski zdecydowałby się na hasło „dość kłótni i do przodu”. - System nie przetrzyma żadnej głębokiej zmiany. To do czego powinniśmy dążyć, to ewolucyjny sposób poprawiania tego co jest. Protesty mogłyby być organizowane pod hasłem finasowania i lepszej organizacji pracy – mówił.
Wskazywał na konieczność wypracowania porozumienia ponad podziałami, które byłoby konsekwentnie wdrażane, bez wywracania wizji do góry nogami po każdych wyborach. - W większości się zgadzamy, więc jest pole do tego, żeby się porozumieć – ocenił.
O potrzebie budowania długofalowej strategii mówiła Beata Małecka-Libera. Jej hasłem byłoby: zdrowie priorytetem rządu. – Nie ministra zdrowia, tylko rządu. Bo często o zdrowiu decydują kwestie finansów i minister finansów – podkreśliła.
– U nas finasowanie jest wielkim wyzwaniem. Ale za tym równolegle musi iść budowa całego systemu. Nie mamy żadnej strategii na lata następne. A mamy wyzwania demograficzne, epidemiologiczne. Powinniśmy mieć wieloletnią strategię zdrowotną, której kolejne etapy byłyby realizowane przez kolejne rządy – dodała.
Bolesław Piecha ocenił, że trudno znaleźć hasło uniwersalne dla całej ochrony zdrowia. - Za długo jestem w systemie, żeby wskazać jedno hasło, za dużo jest interesariuszy, każda grupa ma swoje priorytety – ocenił.
Jego zdaniem jeśli chodzi o składkę, potrzebne byłoby referendum. Jego zdaniem decyzja o jej ewentualnym podniesieniu nie jest prosta. Nie zgodził się jednak z tym, że system jest stale reformowany i każdy rząd ma swoją wizję. - Brałem udział w trzech potężnych zmianach: najpierw system budżetowy, kasy chorych, potem NFZ. Od tego czasu mamy ciągłość. Nie ma wielkich zmian, priorytety są dość jasno określone, zmienia się podejście – przekonywał. - Edukacja i profilaktyka – to wymaga zmian, z tego Polacy korzystają słabo i tu potrzeba sporych środków – ocenił. - Nie wydaje mi się, żeby to był czas na rewolucję – dodał.
Najbardziej rewolucyjne recepty na uzdrowienie systemu ma Konfederacja, reprezentowana przez Przemysława Wiplera. – Jedyny sensowny protest w służbie zdrowia to wybory – ocenił, przekonując, że tylko głosując na jego partię, można radykalnie ten system odmienić. - Potrzebna jest zmiana systemowa, kompleksowa, głęboka – podkreślił. Wskazywał na potrzebę zmiany sposobu płacenia za ochronę zdrowia, kontraktowania usług, zbierania składki. - Bez zmiany systemowej będziemy mieć wszystkie deficyty – brak lekarzy, pielęgniarek. Musimy się zastanowić, jak uczciwie wyceniać usługi, jak dawać szanse na uczciwe współpłacenie bez korupcji. Bez zmiany polegającej na systemie współpłacenia, dokładania prywatnych pieniędzy, nic w ochronie zdrowia nie zmienimy – przekonywał.
Przedstawiciele partii byli też pytani, czy są za otwieraniem nowych kierunków lekarskich na uczelniach niemedycznych. W większości podkreślali w odpowiedzi, że kluczowa w tym przypadku jest jakość kształcenia na danej uczelni.
- Powinno być tak, że każda uczelnia daje gwarancję tego, że absolwent, który ją kończy, jest w stanie zapewnić wszystkim pacjentom bezpieczeństwo. Mamy pewne standardy i te standardy muszą być zachowywane, jeśli uczelnia ich nie spełnia, nie powinna mieć akredytacji. Jeśli nie spełnia konkretnych warunków edukacyjnych, nie powinna mieć możliwości prowadzenia zajęć – oceniła Marcelina Zawisza.
Odnosząc się do zjawiska, z którym obecnie mamy do czynienia, czyli do otwierania kierunków lekarskich na coraz większej liczbie uczelni, posłanka podkreśliła, że powinny iść za tym pieniądze na zapewnienie odpowiedniej kadry i infrastruktury, a tak się obecnie nie dzieje.
Zaznaczyła jednak, że kształcenie większej liczby lekarzy nie jest jedyną odpowiedzią na ich brak. – Z jednej strony potrzebujemy więcej lekarzy, ale z drugiej strony potrzebujemy również przemyśleć ten system, tzn. nie może być tak, że lekarz wykonuje zadania, których nie powinien wykonywać - lekarz powinien leczyć, zajmować się pacjentem, a nie kwestiami technicznymi, organizacyjnymi i papierologią – przekonywała. Wskazywała również na potrzebę przenoszenia kompetencji na inne zawody medyczne, na przykład możliwość szczepienia w aptekach przez farmaceutów.
Zapytana wprost, czy jest za otwieraniem kierunków lekarskich na uczelniach niemedycznych, Marcelina Zawisza odpowiedziała, że tak, pod warunkiem, że będzie tam zapewniona wysokiej jakości kadra i odpowiednia infrastruktura, przy czym jej zdaniem nie ma takiej potrzeby.
Zdecydowanie na "nie" był natomiast Przemysław Wipler. - Braki na rynku pracy, wieloletnie zaniedbania i ich skutki nie powinny w chwili obecnej skutkować obniżaniem poziomu kształcenia lekarzy – powiedział. Jego zdaniem mamy tu do czynienia z podwójną nadregulacją: z jednej strony mamy regulację rynku szkolnictwa wyższego, z drugiej strony szereg regulacji dotyczących dostępu do wykonywania zawodu lekarza oraz kształcenia lekarzy. - Reakcją na to nie powinno być dopuszczenie do pacjentów ludzi, którzy nie znają języka polskiego, nie mają odpowiedniego poziomu wykształcenia, którzy ukończyli słabą uczelnię. Kwestia jakości świadczenia usług medycznych opieki nad pacjentem to jest kwestia fundamentalna i z uwagi na bieżące potrzeby rynkowe określonych przedsiębiorców nie zamierzamy obniżać tego standardu jesteśmy przeciwni tego rodzaju regulacji – podkreślił.
Cezary Pakulski zgodził się z tym, że nie można obniżać standardów kształcenia, ale też przyznał, że „niejako sami lekarze są ofiarami własnych dążeń do tego żeby zwiększać ich liczbę”. - Przez ostatnie lata często powtarzaliśmy, że lekarzy jest za mało, tyle że w sposób opaczny rządzący zrozumieli nasze oczekiwania. Spodziewaliśmy się, że edukacja w zawodzie lekarza będzie prowadzona w oparciu o uniwersytety medyczne i uniwersytety już istniejące, przez myśl nam nie przyszło, że można doprowadzić do sytuacji „produkcji” na kierunkach lekarskich w szkołach wyższych, które do tego nie mają najmniejszych uprawnień - przekonywał.
Jego zdaniem lekarzy powinny kształcić tylko uczelnie akademickie lub te, które mają potwierdzoną jakość. Jednocześnie wskazał na przykłady uniwersytetów niemedycznych - z Olsztyna, Opola, Zielonej Góry, które kształcą na wysokim poziomie. - Ale one startowały z zupełnie innego poziomu - zastrzegł.
Opowiedział się przy tym przeciwko znoszeniu czy upraszczaniu zewnętrznych egzaminów państwowych, które mogą weryfikować umiejętności absolwentów.
Również Beata Małecka-Libera podkreślała, że najważniejsze jest to, aby jakość kształconych młodych osób była odpowiednia. - Aby tak było, należy zainwestować w uczelnie medyczne, które kształcą lekarzy, dlatego że w tej chwili są niedoinwestowane. Należy także zainwestować w kadrę naukową, która przygotowuje młodych lekarzy do pracy. Ale kształcenie studentów, które niewątpliwie jest ważne, to jest tylko jeden z elementów problemu, jaki mamy z kadrami – oceniła. Także ona wskazywała na problem niewłaściwego wykorzystywania kadry medycznej i przeciążenia lekarzy obowiązkami, których nie powinni wykonywać. - Chcę z całą mocą podkreślić, że lekarz jest jednym z zawodów medycznych – bardzo ważnym, nawet najważniejszym, bo to on decyduje o leczeniu, ale jednak jest częścią zespołu pracowników. I bardzo często jest tak, że inne osoby, na przykład farmaceuci czy rehabilitanci mają dodatkowe kompetencje, które można odpowiednio wykorzystać i wspomóc system – oceniła.
Bolesław Piecha przekonywał, że kierunek zaproponowany przez PiS jest słuszny. - Przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że otwieranie kierunków lekarskich na uczelni, która dotychczas nie była medyczna, jest możliwie wówczas, gdy spełni ona pewne warunki – podkreślał, zapewniając, że standardy te są dochowywane. Wskazał, że o efektach kształcenia lekarzy na nowo otwieranych kierunkach będzie można rozmawiać za 5-10 lat.
Zwrócił uwagę, że ważne są również staż i specjalizacja, gdzie też trzeba pewne kwestie przemyśleć, np. programy kształcenia. - Nie jestem zwolennikiem otwierania nadmiaru tego typu kierunków, natomiast rozszerzenie, zwłaszcza w oparciu o uniwersytety niekoniecznie medyczne, jest właściwym kierunkiem – podsumował.
Polecamy także:
Zdrowie na przełomie kadencji: niedofinansowanie to choroba przewlekła
Zastępczyni redaktor naczelnej; specjalizuje się w tematach związanych z prawem medycznym i procesem legislacyjnym, szczególnie zainteresowana psychiatrią. Wcześniej dziennikarka i redaktorka w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz Polskiej Agencji Prasowej. Kontakt: agata.szczepanska@cowzdrowiu.pl