Autor : Anna Gumułka
2023-02-14 08:48
Dziecko poczęte dzięki procedurze in vitro i dawstwo nasienia to w Polsce wciąż tematy tabu, choć z niepłodnością zmaga się co piąta para, a w ubiegłym roku w Polsce urodziło się najmniej dzieci od czasów II wojny światowej – zaledwie 305 tys. opowiada w rozmowie z CowZdrowiu.pl Wiktoria Skowrońska.
Te bariery przełamuje Wiktoria Skowrońska - invi_matka, która – na swoim profilu w serwisie społecznościowym otwarcie mówi i pisze o swoich doświadczeniach.
W zeszłym roku Wiktoria i jej mąż Tomek zostali rodzicami Teodora.
- Staraliśmy się o dziecko w sumie 3 lata, z czego rok naturalnie, ale po badaniach nasienia okazało się, że mój mąż ma mniej niż 1 proc. prawidłowych plemników. Ja z kolei choruję na endometriozę, więc śmiejemy się, że idealnie dobraliśmy się jako małżeństwo, bo również pod kątem niepłodności. Skierowano nas do kliniki leczenia niepłodności, przeszliśmy pierwszą procedurę, powstały 2 zarodki, pierwszy transfer się przyjął, ale poroniłam. Szukanie przyczyny, dlaczego tak się stało, kosztowne badania, potem drugi transfer, który się w ogóle nie przyjął. Zostaliśmy z niczym - bez zarodków, bez pieniędzy, które już wydaliśmy, trochę bez nadziei – opowiada w rozmowie z CowZdrowiu.pl Wiktoria.
- Na tym etapie trafiliśmy do Kliniki Gyncentrum, gdzie okazało się, że najpierw trzeba usunąć torbiel z jajnika i zrobić porządek z moją endometriozą. Miałam laparoskopię, potem zaczęliśmy całą procedurę od początku, uzyskaliśmy 5 zarodków, następnie był transfer jednego z nich i tym zarodkiem jest Teodorek, który ma 9 miesięcy. Do 3 razy sztuka - udało się i jest z nami! 3 lata starań, 3 transfery, 1 poronienie – trochę przeszliśmy, ale najważniejszy jest efekt finalny – że zostaliśmy rodzicami dzięki in vitro. Teodorek jest żywą reklamą, że warto. Czuję wielką wdzięczność, że ktoś wymyślił kiedyś in vitro i dzięki temu ja mogę być mamą – dodaje.
Pan Tomasz z kolei mógł zostać ojcem dzięki anonimowemu dawcy nasienia. – O tym też otwarcie mówić, dlatego że dzięki dawcy i temu, że kiedyś ktoś stworzył taką możliwość, zostaliśmy rodzicami. Nasienie mojego męża na 99 proc. nie pozwoliłoby nam mieć dziecka, podjęliśmy taką decyzję zupełnie świadomie. Teodorek też będzie wiedział, że jest z in vitro i że jest dzięki dawcy – deklaruje Wiktoria Skowrońska.
Czy w polskim tradycyjnym społeczeństwie młodzi rodzice aktywni w internecie nie spotykają się z hejtem? – Nie – zapewnia Wiktoria. – Czasami padają pytania, czy nie bałam się, że Tomek będzie inaczej patrzył na Teosia, że nie uzna go za swojego syna. Podziwiam dojrzałość mojego męża – to on zaproponował, żeby skorzystać z nasienia dawcy. Myślę, że tym właśnie pokazał, że ma jaja, bo tu wcale nie chodzi o ilość plemników. Powiedział, że skoro jest taka szansa, to w to idziemy. Jest wspaniałym tatą Teodora, codziennie go kąpie, mają przy tym swoje rytuały, bawi się z nim, dumny jak paw pcha wózek na spacerach – opowiada Wiktoria.
Przyznaje, że były momenty zwątpienia, a proces starania się o dziecko w procedurze in vitro to próba również dla związku. Mieli jednak z Tomkiem wspólne priorytety - Kiedy się poznaliśmy, miałam 22 lata, rok później zaczęliśmy się starać o dziecko. Na naszym drugim spotkaniu powiedziałam Tomkowi, że choruję na endometriozę i lekarz powiedział mi, że jeśli chcę mieć dziecko, to mam na to szansę do 25 roku życia. Okazało się, że chcemy tego samego. Byliśmy otwarci na adopcję, również na adopcję zarodka, ostatecznie potoczyło się to tak, że mamy Teodora – podsumowuje Wiktoria.
- Niestety, wiele osób zwleka z decyzją o rodzicielstwie, a prawda jest taka, że z biologicznego punktu widzenia najłatwiej począć dziecko około dwudziestego roku życia – mówi embriolog dr Wojciech Sierka z Kliniki Gyncentrum w Katowicach. - Dziewczyny, nasze pacjentki mają średnio 37 lat, faceci są o rok starsi. Kiedyś średnia wieku była poniżej 34, aktualnie to 37 z haczykiem, a jak ma się ponad 40 lat, to szansa na ciążę z in vitro gwałtownie maleje – dodaje.
Jakość męskiego nasienia, z którym dr Wojciech Sierka ma do czynienia w laboratorium, generalnie spada. – Spada ilość plemników w wytrysku, ich ruchliwość jest słaba, morfologia nieprawidłowa i, niestety – wady genetyczne, które wykrywamy w badaniu genetycznym. Co demoluje plemniki? Gorąco. Chodzimy w obcisłej bieliźnie, jądra - zamiast wisieć w worku mosznowym - są podciągnięte do brzucha. Normalnie jądra mają 3,5 stopnia mniej, niż pozostała część ciała. Warto więc je schładzać - można w domu wkładać między nogi butelkę z zimną wodą, są też plastry chłodzące, w ten sposób można sobie np. poradzić z drobnymi, nieoperacyjnymi żylakami. Plemnik powstaje 72-76 dni, więc trzeba trochę cierpliwości. Co poza tym? Wprowadź antyoksydanty, odstaw mięso, wszelkie używki, nie uprawiaj sportu, bo rozgrzewanie ciała, kiedy jądra nie działają dobrze, to zły kierunek – zaleca pacjentom kliniki dr Sierka.
Przyznaje, że jakość nasienia dawców, jest „abstrakcyjnie lepsza”. - Dawstwo nasienia to wspaniała inicjatywa. Jest bardzo dużo chętnych i bardzo duży odsiew. Mamy rygorystyczne markery weryfikujące, czy dany mężczyzna będzie się na takiego dawcę nadawał. Co promuje? Dobrze, jak potencjalny dawca jest młody i zdrowy lub ma własne dzieci, bo mamy wtedy żywy dowód, że jego komórki „zadziałały” – wyjaśnia.
Aby zostać dawcą, trzeba mieść od 18 do 35 lat, cieszyć się dobrym zdrowiem, być wolnym od nałogów i mieć co najmniej średnie wykształcenie. Chętni przechodzą nieodpłatne, drobiazgowe badania, zyskując przy tym dokładną informację o stanie swojego zdrowia.
Dawca nasienia pozostaje anonimowy – ani dziecko, ani jego rodzice nie poznają danych personalnych dawcy. Nie ma też możliwości, by dawca poznał biorcę. – Nasienie od jednego dawcy nie może być też wielokrotnie wykorzystywane, zwłaszcza na tym samym terenie – chodzi o to, żeby te dzieci w miarę możliwości nie spotkały się w dorosłym życiu – wskazuje dr Sierka.
Wiktoria nie ukrywa, że przygotowanie do procedury in vitro to wielkie obciążenie fizyczne, ogromny wysiłek emocjonalny i finansowy. - Nie da się podchodzić do in vitro w naszym kraju, przynajmniej na razie, bez finansów- Na start dobrze mieć ok. 25 tys. Trzeba pamiętać, że nikt nie da gwarancji, kiedy się uda, może to będzie za pierwszym razem i wtedy będzie tylko 10 tys., a może być i tak, że po 5 latach i wydaniu 200 tys. zł dalej nie ma się dziecka. My zamknęliśmy się ze wszystkim w 130 tys. na 2 lata in vitro – wylicza.
Dlatego popiera ideę choćby częściowej refundacji procedury in vitro przez państwo. Obecnie swoich mieszkańców wspierają w tym zakresie w Polsce jedynie władze samorządowe w niektórych miastach i regionach, trwa zbiórka podpisów pod obywatelskim projektem ustawy.– Dofinansowujemy różne dziwne rzeczy w naszym kraju, dlaczego nie pomóc parom, które chcą mieć dziecko? Niepłodność to choroba i ten problem nie zniknie – podkreśla Wiktoria Skowrońska.
- Nie rozumiem, dlaczego niepłodność jest w Polsce tematem tabu. Na moim profilu pisze do mnie wiele osób, które nie mówią, że są w procedurze in vitro nikomu ze swojego otoczenia. Jest naprawdę dużo par, które nie mają z kim o tym porozmawiać i piszą do mnie, że żyją w mniejszym mieście, albo na wsi, jest kościół, ksiądz, który chodzi po kolędzie i mówi in vitro absolutnie nie, a jednocześnie pyta ich, dlaczego nie mają jeszcze dzieci. Takie pytania są bardzo bolesne dla osób, które bardzo chcą dziecka, ale spotykają ich niepowodzenia. Chciałabym też uświadomić ludziom, że czasem jest o to jedno pytanie za dużo, odpowiedź nie zaspokoi naszej ciekawości, a zada pytanej osobie ból – podkreśla Wiktoria.
Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, czuję wewnętrzną misję, żeby mówić o in vitro jako o szansie i o możliwości, mam namacalny dowód na to, że warto. Niepłodność to choroba, ale to nie wyrok – podsumowuje.
Polecamy najnowsze:
Suplementy diety pod zaostrzonym rygorem? Co na to branża?
Pacjent z nadciśnieniem - nowe wytyczne dla lekarzy POZ
Sieć onkologiczna jest potrzebna, ale czy w tej formie?
Dziennikarka z blisko 25-letnim doświadczeniem. W latach 1999-2022 w PAP relacjonowała wydarzenia na Śląsku i w kraju, specjalizując się w tematyce zdrowotnej, społecznej, naukowej i kulturalnej. W 2004 była korespondentką PAP w Londynie. Kontakt: anna.gumulka@cowzdrowiu.pl