Autor : Aleksandra Kurowska
2024-09-18 09:41
Szpitale, które zgodnie z zachętami połączyły się, stracą przy przyznawaniu pieniędzy z KPO. Jest bariera złożenia tylko jednego wniosku przez jeden podmiot - mówi Jolanta Sobierańska-Grenda, prezes samorządowej spółki Szpitale Pomorskie. Przyznaje też, że unijne dofinansowanie nie obejmuje kosztów VAT, więc placówki muszą same zdobyć na ten cel pieniądze, by skorzystać z KPO.
Przypomnijmy - w lipcu Komisja Europejska zatwierdziła wniosek Polski w sprawie rewizji KPO. Najważniejsze zmiany dotyczą m.in. opieki zdrowotnej - w zakresie modernizacji infrastruktury podmiotów medycznych. Zmiany mają na celu umożliwienie etapowego rozpoczynania konkursów na wsparcie dla różnych obszarów (onkologii, kardiologii oraz ogólnego wsparcia dla szpitali). W rozmowie z Aleksandrą Kurowską szefowa Szpitali Pomorskich Jolanta Sobierańska-Grenda podkreśla, że "przede wszystkim, w tym momencie nadszedł czas na refleksję i próbę budowy szpitali dostosowanych pod odwróconą piramidę świadczeń, a nie pod dostawianie kolejnych łóżek na oddziałach".
Pozostała część tekstu pod materiałem wideo.
Aleksandra Kurowska: Odbyły się już pierwsze szkolenia sfinansowane ze środków z KPO. Część dyrektorów szpitali zwraca uwagę, że dofinansowanie będzie w kwocie netto, czyli ok. 10-12 proc. pieniędzy będą musieli pozyskać z innego źródła. Jak Pani widzi ewentualne bariery, jeżeli chodzi o KPO i wykorzystanie tych pieniędzy przez różne placówki?
Jolanta Sobierańska-Grenda, prezes spółki Szpitale Pomorskie: Analizujemy, śledzimy i próbujemy się przygotować do składania wniosku, natomiast oczywiście prowadzimy rozmowy na temat wkładów własnych z właścicielem i przygotowujemy się również do tego, że będziemy musieli wkład własny zabezpieczyć ze środków własnych szpitala.
Myślę, że wchodzimy znowu w pytanie, na ile szpitale powinny być rentowne i na ile powinny pracować tak, żeby właśnie móc w takich momentach te środki wygospodarować, aczkolwiek jest to bardzo duże ograniczenie dla szpitali. Wiemy, że wiele szpitali w Polsce ma problemy finansowe, więc dla nas kolejnym ograniczeniem, czy może bardziej czymś, co nas niepokoi z punktu widzenia podmiotu skonsolidowanego, jest bariera złożenia tylko jednego wniosku przez jeden podmiot. O ile ja rozumiem niechęć do mnożenia sobie wniosków i dążenie do tego, żeby to funkcjonowało sprawiedliwie, o tyle w przypadku Szpitali Pomorskich, których w tym momencie mamy trzy, jest to wykluczenie. Myślę, że w przypadku onkologii z tym sobie poradzimy, ponieważ mamy Gdyńskie Centrum Onkologii, ale obawiam się, że jeśli te same kryteria będą stosowane w kolejnych postępowaniach, to już np. w przypadku kardiologii, której mamy dwa ogromne oddziały w Gdyni i w Wejherowie, będzie to dla nas na pewno obciążające.
Nie mamy obawy co do wydatkowania środków, bo jesteśmy już od dawna przygotowani do aplikacji, ale wiem, że nieustannie trwają dyskusje na temat kryteriów i mam nadzieję, że szpitale, które MZ nawołuje do konsolidacji, będą miały do niej równe szanse.
Przypominamy także:
Reforma szpitalnictwa: MZ opublikowało już projekt ustawy. Co zawiera?
Jakie Państwo mają pomysły na wykorzystanie tych pieniędzy? Już dokonano wielu inwestycji, chociażby we wspomnianym Wejherowie, czy dostrzegają Państwo może jakieś braki?
- Jest jeszcze wiele obszarów do inwestycji, m.in. onkologia. Zakup sprzętu oraz rozbudowa są w Gdyni niezbędne. Mamy też wiele innych działów, które wymagają dosprzętowienia. To są ogromne szpitale, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że nasza inwestycja w Wejherowie, z której jesteśmy niezmiernie dumni, pochłonęła ogromne środki finansowe i służy mieszkańcom, natomiast dotyczy ona tylko obszarów bloków operacyjnych, kardiologii i kardiochirurgii. Nadal pozostała nam część szpitala pamiętająca dawne czasy, w związku z tym mamy ochotę na modernizację, a wszystko oczywiście w oparciu o mapę potrzeb zdrowotnych i mając z tyłu głowy odwrócenie piramidy świadczeń, o którym dużo się mówi w obecnej reformie. Myślę, że przede wszystkim w tym momencie nadszedł czas na refleksję i próbę budowy szpitali dostosowanych pod odwróconą piramidę świadczeń, a nie pod dostawianie kolejnych łóżek na oddziałach.
Jedną z bardzo często poruszanych kwestii są kadry. W Trójmieście jest bardzo wiele szpitali - dużych placówek. Jak więc radzą sobie Państwo z zapewnieniem tych kadr oraz wynagrodzeniami dla pracowników?
- Kadry oczywiście wszędzie są problemem. U nas największym jest kadra pielęgniarska. Jesteśmy w tyle, jeżeli chodzi o Polskę i inne regiony, przez co na pewno dochodzi do pewnej rywalizacji pomiędzy naszymi szpitalami akurat o tę grupę zawodową.
Jeżeli chodzi o lekarzy, to zależy od specjalizacji. Mamy również lekarzy, którzy przyjechali do nas z Białorusi i z Ukrainy. Pozostając jednak przy temacie pielęgniarstwa, to wspieramy wszelkie szkoły, które na odpowiednim poziomie kształcą kadrę pielęgniarską. Dla nas dużą szansą jest szkoła w Wejherowie, która kształci pielęgniarki i mamy nadzieję, że po odbyciu praktyk w naszych szpitalach będą chciały z nami zostać. Patrzę optymistycznie, natomiast wiadomo, że czynnikiem motywacyjnym dla osób chcących podejmować studia na tym kierunku, będzie czynnik finansowy oraz duża promocja zawodu. Mam wrażenie, że w przestrzeni publicznej o zawodzie pielęgniarki mówimy tylko w kategoriach niedofinansowany, ciężki, trudny… Więc wydaje mi się, że rolą naszą oraz samorządu pielęgniarskiego jest promocja zawodu. U nas na Pomorzu to się akurat stopniowo udaje.
Wspomniała Pani o lekarzach z Ukrainy, były przygotowane dla nich specjalne rozwiązania? A jak jest z zatrudnianiem pielęgniarek z tego kraju? Czy są chętne i czy mamy odpowiednie rozwiązania prawne?
- Na początku wybuchu wojny zatrudniliśmy ponad 100 osób z Ukrainy, część z nami została, część wróciła do domu. My nie obserwowaliśmy problemów z zatrudnianiem oraz uzyskiwaniem odpowiednich dokumentów od pielęgniarek. Oczywiście najpierw trwało to dosyć długo w MZ, natomiast większa różnorodność przyjmowania form prawnych pojawiła się przy zatrudnianiu lekarzy. W zależności od specjalistów mieliśmy różne decyzje: i pod nadzorem, i bez nadzoru, i na określony czas itd. Młodzi lekarze z Ukrainy zdecydowali się na tradycyjną ścieżkę uzyskiwania prawa wykonywania zawodu w Polsce, a my te działania wspieramy. Jestem mile zaskoczona tym, że te grupy zawodowe zostały bardzo przyjaźnie przyjęte przez nasz personel, bo zawsze są oczywiście jakieś obawy. Główną barierę stanowiła bariera językowa. Osoby niemogące sobie z nią poradzić, wróciły do swoich domów.
Polecamy także:
Reumatolog Astra Meliksetian - Ormianka z Ukrainy w Polsce (wywiad)
Szpital Żywiec zawiesza pracę trzech oddziałów i dwóch poradni
Redaktor naczelna, od ponad 20 lat pracuje w mediach. Była redaktor naczelna Polityki Zdrowotnej, redaktor m.in. w Rzeczpospolitej, Dzienniku Gazecie Prawnej. Laureatka branżowych nagród dla dziennikarzy i mediów medycznych, a także Polskiej Izby Ubezpieczeń oraz Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Kontakt: aleksandra.kurowska@cowzdrowiu.pl
//