Autor : Anna Rokicińska
2021-11-20 15:00
Na dość pomysłowe rozwiązanie związane z brakiem obostrzeń i możliwości sprawdzania certyfikatu covidowego wpadł marszałek województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz z Koalicji Obywatelskiej. Zamiast domagać się obostrzeń dla niezaszczepionych wprowadził własne rozwiązania w pracy urzędu. Na zdalną pracę będą mogli przejść tylko zaszczepieni pracownicy.
Przypomnijmy, że w ostatnich dniach opozycja parlamentarna zarzuca rządowi bezczynność w walce z epidemią, brak wprowadzania możliwości weryfikacji paszportu covidowego. Brakuje ustawy, która by to regulowała. Zamiast rządowej ustawy do procedowania ma trafić projekt poselski. A rządowe rozwiązania były zapowiadane już w sierpniu. Do tej pory Sejm się nimi nie zajął.
Dlaczego home office dla zaszczepionych?
Marszałek zdecydował, że na pracę zdalną będą mogli przejść ci pracownicy, który są zaszczepieni. Niezaszczepieni będą musieli nadal przychodzić do biura, bo skoro uważają, że nie ma ma epidemii, to po co mają się chronić. „Wobec braku reakcji Rządu na szalejącą się pandemię podjąłem kroki umożliwiające zaszczepionym prawnikom Urzędu zwiększenie ochrony własnej i najbliższych” - napisał w mediach społecznościowych Geblewicz.
Jak do tej decyzji odnieśli się internauci? „A skąd Pan, Panie Marszałku ma wiedzę kto z pracowników jest zaszczepiony? Ponadto wykorzystywanie takiej wiedzy to przetwarzanie wrażliwymi danymi osobowymi. Jak Pan rozwiązał ten problem natury prawnej?” zapytał jeden z nich. „Zapewne kto chce na home office po prostu musi udowodnić, że szczepiony - a przynajmniej ja bym to tak zrobiła. Nie chcesz ujawniać - siedzisz w biurze proste” odpowiedziała jedna z internautek. Kolejny z argumentów dotyczył finansowania pracy zdalnej. „Jako pracownik mówię panu, że home office traktuję jako zniewolenie i przerzucanie na mnie kosztów pracodawcy-vide rachunki za prąd, czyli jeśli mam wybór iść do pracy, a pracować w domu, zawsze pójdę do pracy. Jako samozatrudniony też idę do ludzi i pracuję w kawiarniach, open deskach” - czytamy. Tu, jak sądzę spotykają się dwa punkty widzenia. „Przerzucenie? Patrzysz ze swojego punktu widzenia. Ja na dojazd do pracy wydawałem kilkaset pln. 30 minut w jedna stronę. Na prąd do laptopa, kawę, wodę nie wydam tyle. Sprzęt do pracy od pracodawcy, pod nogami pies, jak chce siedzę w szlafroku. Dla mnie same plusy” - skomentowała wpis jedna z internautek.
Ale to nie pierwszy tego typu ruch oddolny. Sprawdzanie certyfikatów covidowych odbywa się już na różnego rodzaju konferencjach. Jeśli się go nie ma, można w nich uczestniczyć, ale zdalnie. To samo robi część uczelni wyższych, czy teatrów.
Jednak jednym z głównych źródeł zakażeń – o czym informował rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz – to szkoły. Dzieci co chwilę lądują na zdalnym nauczaniu, mimo iż część z nich jest zaszczepiona. Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek zapowiadał, ze nie będzie segregacji uczniów ze względu na zaszczepienie. Fakt. Dziecko za to nie odpowiada, a raczej jego rodzice.
Niemniej jednak do podziału uczniów doszło w jednym z przemyskich liceów. Tam dyrektor podjął decyzję, że uczniowie zaszczepieni nie są objęci kwarantanną w związku z czym mogą przychodzić na normalne lekcje do szkoły. Pozostali materiał muszą nadrabiać w domu, analogicznie, jak w sytuacji, gdy zachorują nawet na inną chorobę. Rodzice zapowiedzieli skargę do Kuratorium Oświaty.
Polecamy także:
Kto decyduje o reakcji na IV falę? Rząd czy sondaże?