Autor : Anna Rokicińska
2021-10-25 15:24
Pomysł na centralizowanie szpitali ocenia negatywnie. Krytycznie odnosi się także do projektu ustawy o jakości w systemie ochrony zdrowia. Krzysztof Żochowski, dyrektor Samodzielnego Publicznego zakładu Opieki Zdrowotnej w Garwolinie mówi nam, jak postrzega to, co dzieje się w Dziecięcym Szpitalu Uniwersyteckim w Prokocimiu i o tym, co może się wydarzyć po podniesieniu stawki za dobokaretkę.
Przypomnijmy, że w szpitalu w Prokocimiu kilkudziesięciu lekarzy złożyło wypowiedzenia z pracy. Stwierdzili, ze nie chcą pracować w placówce, która stwarza zagrożenie bezpieczeństwa dla lekarzy i dla pacjentów. - Spory płacowe były, są i będą. Formy zatrudnienia lekarzy są różne. Część jest zatrudniona na umowy o pracę, a część jest na kontraktach. W sytuacji szpitali wielkomiejskich, szpitali klinicznych te pensje, które oni tam uzyskiwali w ramach umowy o pracę, były rzeczywiście nieadekwatne do ich wykształcenia, kwalifikacji i umiejętności – ocenia Żochowski. Jego zdaniem, nie da się tej sytuacji wprost przełożyć na sytuację w szpitalach powiatowych. - Ja nie słyszałem, żeby w którymś z naszych szpitali doszło do tak masowych zwolnień całych grup lekarzy naraz – mówi nam dyrektor szpitala w Garwolinie. Podkreśla, że szpitale powiatowe różnią się od tych wielkomiejskich skalą. - W realiach szpitali powiatowych, gdzie na oddziale jest zatrudnionych 3, 4 specjalistów ubytek jednego lekarza, a już nie chcę mówić dwóch, ma znaczenia absolutnie katastrofalne. Żeby spowodować stan zagrożenia funkcjonowania danego oddziału w szpitalach powiatowych, nie trzeba tak spektakularnych akcji, jak ta w Prokocimiu – stwierdza nasz rozmówca. - Tu wystarczy decyzja jednego lub dwóch lekarzy – dodaje.
I tu pojawia się pytanie, czy lekarze, którzy chcą odejść z Prokocimia otrzymują już oferty pracy? Czy szpitale konkurują między sobą o tych pracowników? - Oczywiście, że tak. Profesjonalny personel medyczny w realiach Polski jest dobrem rzadkim. W sytuacji, gdy lekarzy jest mało rywalizacja jest rzeczą zupełnie oczywistą, a rywalizuje się pieniędzmi – mówi nam Żochowski.
Co ze stawkami dla SOR-ów?
Przypomnijmy, że do 4,5 tys. wzrosła wycena za dobokaretkę. Ratownicy w karetkach otrzymali 30 proc. dodatek wyjazdowy. Jak mówił nam Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Krakowie i członek prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, nowa stawka za dobokaretkę, czyli 4,5 tys. zł, to tyle samo, co stawka za dobową gotowość szpitalnego oddziału ratunkowego. Zdaniem Żochowskiego, obecne stawki w szpitalu nie umożliwiają hojnego wynagradzania ratowników pracujących na SOR. - Znowu rozkręci się spirala płacowych roszczeń. Może się okazać, że będziemy mieli bunt ratowników na SOR – ocenia.
Co z pomysłem MZ na podniesienie jakości w szpitalach?
Żochowski podkreśla, że jakość jest bardzo ważna. - Trzeba jednak odróżnić to, co jest w kompetencjach Narodowego Funduszu Zdrowia, od zewnętrznych podmiotów akredytujących, które przydzielają certyfikaty akredytujące. Jeżeli klient kupuje, to wymaga. NFZ, który w imieniu pacjentów kupuje świadczenia zdrowotne w sposób zupełnie oczywisty powinien określać jakość, której wymaga. Ale zlanie tego w jedno i powierzenie tego Funduszowi, oceniam krytycznie, jako niezręczny pomysł. Ta dyskusja jeszcze trwa. Mam nadzieję, że pozwoli ona doprowadzić do bardziej cywilizowanych rozwiązań niż przekazanie pełnej kompetencji w tym zakresie do NFZ – ocenia dyrektor szpitala. Jego zdaniem, najpierw powinniśmy zdefiniować, co rozumiemy pod pojęciem „certyfikat akredytacyjny”. - Czy jest to dopuszczenie do funkcjonowania w systemie, jako określenie minimalnych wymogów, wtedy NFZ jest właściwym miejscem do certyfikacji. Albo też określić pewne normy dopuszczające do funkcjonowania i to wtedy sprawdza NFZ, ale wskazujemy też te najlepsze szpitale, te akredytowane. To wtedy powinien robić podmiot zewnętrzny – tłumaczy nasz rozmówca. Podkreśla, że jest zwolennikiem tego drugiego rozwiązania.
Jak ocenia pomysł na reformę szpitalnictwa?
Według Żochowskiego, centralizacja nie jest dobrym rozwiązaniem. - Polska jest różna. Robienie tego wszystkiego pod linijkę jest złym pomysłem. Jesteśmy w stanie dużo lepiej zdefiniować w swoich małych ojczyznach, co jest potrzebne naszym pacjentom. Kariera lokalnych decydentów zależy od tego, jak są oni postrzegani przez swoich lokalnych wyborców. Z perspektywy urzędnika ministerialnego to, co się wydarzy w jakimś szpitalu oddalonym od stolicy o kilkaset kilometrów, nie ma żadnego związku z jego przyszłą karierą – komentuje Żochowski.
Polecamy także:
M. Dworczyk: nie będzie szczepień przymusowych
Komitet Protestacyjno-Strajkowy krytykuje przygotowanie do IV fali
Jak pacjenci oceniają pobyt w szpitalu? Tego chce się dowiedzieć NFZ
CBA zatrzymało kolejne 2 osoby w sprawie handlu lekami