Autor : Anna Rokicińska
2020-09-01 15:59
We wrocławskiej dyspozytorni pogotowia bagatelizuje się zagrożenie związane z wystąpieniem tam przypadków zakażenia koronawirusem – alarmują pracownicy placówki. Osoby, które przyjmowane są do pracy w zastępstwie za osoby zakażone, nie wiedzą, czy ich współpracownicy są zdrowi, czy zakażeni. Lekceważyć ma się również podawanie rzetelnych danych, co do kontaktu osób zakażonych z innymi pracownikami.
We wrocławskiej dyspozytorni pogotowia ratunkowego koronawirus pojawił się około 20 sierpnia. Koronawirus we wrocławskiej dyspozytorni pogotowia
Zaczęło się od jednej osoby z potwierdzonym pozytywnym wynikiem i od tego, że pracownicy nie mogli się doprosić dezynfekcji pomieszczeń po to, by bezpiecznie wrócić do pracy. Nie mieli też świadomości, czy współpracownicy są zdrowi, czy też nie. Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało kontrolę w placówce i zapewniało, że pacjenci z rejonu obsługi dyspozytorni z Wrocławia są bezpieczni. Sytuacja wydawała się opanowana. Pracownicy uważają, że to tylko pozory.
Skarga do OZZRM
Do Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych trafiła skarga od jednego z pracowników. Chodzi o osobę, która przyjęta była do pracy w dyspozytorni na tzw. zastępstwo. - To są osoby ściągane z Polski, bo mamy duże braki personalne. Część osób jest na kwarantannie, a inni są zakażeni. Brakuje rąk do pracy – mówi nam, chcący zachować anonimowość, jeden z pracowników. - Te osoby zostały ściągnięte podwyżką stawek. To są duże podwyżki od 100 do 150 proc. 100 proc. za pierwszych 12 godzin, a 150 za następne 12 jeśli jest ciągłość – przyznaje dyspozytor medyczny. Ludzie wiec chętnie przyjechali. Ze skargi złożonej do Związku wynika, że nowo przyjęci pracownicy nie mają świadomości, czy wykonują pracę z osobą zdrową, czy dopiero oczekującą na wynik testu. Ze skargi wynika także, że stacji nie zależy na przekazywaniu do sanepidu rzetelnych danych, dotyczących kontaktu zakażonych z innymi współpracownikami. - Część osób zachęcano do przerwania kwarantanny mimo, że jej termin jeszcze nie minął. Ja nie wiem czy w pracy nie spotkam osoby, która miała kontakt z osobą dodatnią czy też nie. Nikt nas o tym nie informuje – mówi nam jeden z dyspozytorów medycznych. - Być może osoba, z którą będę pracował jest zakażona lub jutro będzie miała dodatni wynik testu – dodaje.
Pozorne środki ostrożności
Pracownicy narzekają także na to, że podjęte środki ochrony w związku z epidemią, są jedynie pozorne. - Mamy rękawiczki, przyłbice. Sam kupiłem sobie maskę zapewniającą wyższy poziom bezpieczeństwa. Co 2 godziny dezynfekowane są podstawowe sprzęty oraz wietrzone pomieszczenia. Czy to wystarczy? Wątpię - martwi się pracownik dyspozytorni. - Jak ratownik jedzie do osoby potencjalnie zakażonej, jest w pełnym rynsztunku. My mamy tylko to, co wymieniłem i niepewność, czy w pobliżu nie siedzi osoba zakażona – przyznaje.
Co na to OZZRM?
Jak poinformował nas Piotr Dymon z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych skarga skierowana do Związku jest anonimowa. - Z tego, co mi wiadomo pismo zostało także skierowane do Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia oraz do prokuratury. Czekamy na rozwój sytuacji. Liczymy na przeprowadzenie kontroli – mówi związkowiec. W jego ocenie zarzuty są zbyt poważne, żeby je bagatelizować. - Jeżeli połowa z tego, co jest tam opisane, jest prawdą, to sytuacja jest dość mocno dyskusyjna, a nawet karygodna. Tak nie powinno być – komentuje sprawę Dymon. Związek przyznaje, że nie ma w tej akurat placówce swojej komisji, która mogłaby bezpośrednio zadziałać. - Pojutrze mamy spotkanie z wiceministrem zdrowia Waldemarem Kraską więc zapytamy o sytuację we Wrocławiu i w tym kontekście o sytuację w całej Polsce. Jeżeli do pogotowia we Wrocławiu są przyjmowane osoby z całej Polski, to one mogą wrócić do swoich macierzystych placówek i pojawią się nowe ogniska. To jest niepokojące – wyjaśnia Dymon. - Mówi się pracownikom, żeby pracowali pomimo tego, że są potencjalnie zakażeni lub czekają na wymazy. Całe te procedury mówiące o izolacji są wyrzucone do kosza – komentuje.
Co z kontrolą MZ i organem nadzorującym?
Dolnośląski Urząd Marszałkowski, który nadzoruje pracę dyspozytorni przyznaje, że sprawę pogotowia monitoruje na bieżąco, a dyspozytornia działa. Na odpowiedzi na pytania, które w związku z tą sytuacją się pojawiają, dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi, ale nie oznacza to, że jej nie otrzymamy później. Z naszych informacji wynika, że w placówce nie odbyła się jeszcze kontrola zapowiadana przez Ministerstwo Zdrowia, a pogotowie prowadzi swoje wewnętrzne postępowanie.
Polecamy także:
Chorzy na chłoniaka bez podskórnej terapii biologicznej
MZ: odstąpienie od części ustnej egzaminów PES w sesji wiosna 2020
Rada Akredytacyjna Szkół Pielęgniarek i Położnych wznawia działalność