Autor : Jakub Wołosowski
2022-04-26 16:53
W trakcie drugiego dnia Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach odbyła się dyskusja pod tytułem „Polska ochrona zdrowia a wojna na Ukrainie - od lekarza POZ do szpitala”. Jej uczestnicy rozmawiali o wyzwaniach dla systemu ochrony zdrowia, jakie przyniósł konflikt, fake newsach na temat przywilejów dla pacjentów z Ukrainy czy zatrudnianiu ukraińskich lekarzy.
Dyskusja rozpoczęła się od wystąpienia wiceministra zdrowia Waldemara Kraski, który omówił dotychczasowe doświadczenie naszego systemu ochrony zdrowia z pacjentami z Ukrainy. Jak zauważył Kraska ministerstwo cały czas monitoruje liczbę osób korzystających z pomocy, od początku utrzymuje się ona na stałym poziomie – około 2 tys. osób.
– Przebywają one w szpitalach, hospicjach, szpitalach psychiatrycznych. Połowa pacjentów to dzieci. Najczęściej hospitalizacje są dosyć krótkie i wynikają z trudów przebytej podróży. – Są związane z infekcjami układu oddechowego, zmianami żywienia, to są procesy aklimatyzacyjne. Nie otrzymaliśmy żadnych sygnałów, by były jakieś problemy z udzielaniem pomocy – powiedział Kraska.
Wiceminister dodał, że nie ma na ten moment żadnych perturbacji w przekazywaniu pieniędzy na leczenie osób z Ukrainy. Podkreślił, by pamiętać, że to środki pochodzące z budżetu, a nie ze składek. Polska wciąż liczy, że UE poczuje się do „jakiegoś gestu solidarności” i będzie uczestniczyć w finansowaniu pomocy medycznej pacjentom z Ukrainy.
- W tej chwili czekamy na dokładne informacje z Narodowego Funduszu Zdrowia, do którego spływają dane od świadczeniodawców. Myślę, że na koniec miesiąca będziemy mieli już aktualną statystykę, ile wydajemy na pomoc uchodźcom – powiedział minister Kraska pytany o kwestię finansowania leczenia pacjentów z Ukrainy. Przypomnijmy, że według ostatnich wyliczeń NFZ koszt pomocy dla 1 mln uchodźców to ok. 300 mln zł.
Z takim pytaniem zmierzyła się dyrektor Barbara Stawasz, kierująca szpitalem woj. im. św. Ojca Pio w Przemyślu. Jak powiedziała do dnia dzisiejszego jej placówka przyjęła i leczyła około 800 uchodźców, z czego 1/3 to były dzieci. – Najwięcej było u nas dzieci i kobiet. Na oddziale ginekologiczno-położniczym urodziło się 14. Dzieci. Dużo kobiet było pacjentkami naszego oddziału ginekologicznego, kobiet z zagrożeniem ciąży. Stres wojny, a także podróży i towarzyszące im odwodnienie czy wychłodzenie, powodowały, że pacjentki te potrzebowały pomocy – powiedziała Stawasz.
Dyrektorka szpitala dodaje też, że na początku bardzo obciążony był także oddział pediatryczny, ale na szczęście obyło się bez większych problemów. Stawasz podkreśliła, że pomoc organizacyjna ze strony wojewody podkarpackiego, marszałka województwa i sztabu zarządzania kryzysowego, była ogromnym wsparciem. – Również jako zespół szpitali byliśmy dobrze zorganizowani i wzajemnie sobie pomagały różne jednostki. Np. trafiło do nas dwoje dzieci – pacjentów onkologicznych i po wstępnym badaniu przetransferowano je do szpitala w Rzeszowie, gdzie jest odpowiednia klinika onkologii dziecięcej, której my nie posiadamy – zaznaczyła.
Oczywiście nie obyło się bez problemów. Jak powiedziała dyrektorka szpitala w pierwszych dniach wojny szczególnie problematyczna była komunikacja. Do szpitala w Przemyślu przybywali bowiem nie tylko Ukraińcy, ale także obywatele takich państwa jak Kenia, Turcja, Szwajcaria, czy Kongo. – Naprawdę był bardzo duży wachlarz narodowości i pomimo tego, że nasz personel zna język angielski czy ukraiński, to zaczynały pojawiać się problemy. Na szczęście była pomoc władz wojewódzkich i udało się pozyskać tłumaczy, czy sprzęt tłumaczący, którzy pomogli je pokonać – wskazała Barbara Stawasz.
W odpowiedzi na pytanie prowadzącego dyskusję, czy nagły przypływ pacjentów zza granicy nie spowodował problemów w przyjmowaniu polskich pacjentów, dyrektorka szpitala z Przemyśla odpowiedziała, że nie, żadnych. Zaznaczyła, że szpital woj. im. św. Ojca Pio jest dużym obiektem i został „zorganizowany nawet odrębny odcinek szpitala na wypadek przyjmowania uchodźców, którzy byliby ranni wojennie”. Dyrektor Stawasz dodała, że do dnia dzisiejszego obiekt funkcjonuje bez problemów, a personelowi dużo dało doświadczenie pozyskane w czasie pandemii COVID-19.
W debacie wziął udział także dr Tomasz Zieliński, prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych i przedstawiciel Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie, jako przedstawiciel lekarzy rodzinnych.
- Naszym największym problemem było to, że nie widzieliśmy w jaki sposób mamy postępować. Wiiedzieliśmy, że mamy pomagać, nawet przez chwilę nam nie przeszło przez głowę, że nie będziemy tego robić z powodu braków legislacyjnych. Jednak im dłużej to trwało, to tym było trudniej. Coraz więcej pojawiało się rzeczy, sytuacji, z którymi nie wiedzieliśmy jak postępować. To była nasza największa trudność, która na szczęście w dużej mierze już minęła. Ponieważ te brakujące akty prawne już zostały wydane, od specustawy, przez rozporządzenia wykonawcze, które określiły sposób sprawozdawania świadczeń – powiedział dr Zieliński.
Prezes Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych powiedział, że obecnie większych problemów właściwie lekarze rodzinni nie mają, poza kwestią refundacji. – Nie do końca wiemy, jak rozliczyć te świadczenia wsteczne. Pomimo tego, że zapis w ustawie mówi, że oświadczenia pacjentów z Ukrainy można było zebrać w dowolnej formie, to tak naprawdę system informatyczny przyjmuje tylko jedną konkretną – powiedział.
Dr Zieliński powiedział, że temat refundacji jest jednocześnie sprawny, ale i bardzo trudny. Czemu?
- Z jednej strony uchodźcy mają takie sama prawa, czyli mamy w ten sam sposób do nich podchodzić, jak do polskich pacjentów. Trzeba jednak pamiętać, że ubezpieczony w NFZ ma prawo do refundacji pod pewnymi warunkami. Przede wszystkim musi mieć chorobę, a lek musi być na liście refundacyjnej. Choroba musi być udowodniona medycznie i część z nich jest taka, że jesteśmy je w stanie rozpoznać w trakcie wizyty i na jej podstawie określić, czy należy się refundacja, czy nie – wskazuje Zieliński. – Natomiast niestety mamy taką sytuację, że część uchodźców nie ma dokumentacji medycznej, czemu trudno się dziwić, gdy uciekali w popłochu przed wojną, a bez niej nie mamy możliwości udowodnienia schorzenia, jeśli pojawia się problem interpretacyjny – tłumaczy lekarz.
Dr Zieliński wskazuje, że lekarze rodzinni postulowali o wprowadzenie pewnego okresu przejściowego, by np. dać czas na zebranie chorym dokumentacji, by lekarze mogli wystawiać recepty po prostu na słowo pacjenta. Istnieje bowiem po ich stronie obawa przed kontrolami i karami NFZ. – Jeśli przychodzi uchodźca z lekiem i mówi, że brał go na cukrzycę, to mamy problem. Obecnie nie ma dobrego rozwiązania i każdy z nas indywidualnie musi podejmować decyzję w takich przypadkach – punktuje. Lekarz wskazuje, że z jednej strony są odpowiedzialni finansowo w przypadku kontroli z NFZ ,a z drugiej spoczywa na nich odpowiedzialność zawodowa. – Bo jeżeli miałem wątpliwość czy pacjent ma cukrzyce, ale wypisałem mu insulinę, to czy nie złamałem zasad wykonywania zawodu? – wskazuje.
Na obawy dr Zielińskiego zareagował wiceminister Kraska. Przedstawiciel resortu zdrowia powiedział, że nie dziwi się tej ostrożności, ale jest przekonany, że w takiej wyjątkowej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy nie powinno być problemów.
- Nikt nie przewidział, że w ciągu kilku tygodni do Polski trafi prawie 2,5 mln osób, dlatego trudno było od razu przygotować akty prawne i natychmiast je wdrożyć. Na pewno ta obawa wśród lekarzy rodzinnych istnieje, ale myślę, że kontrolerzy nie będą do tego podchodzić bezdusznie i nie będą wymierzać kar w lekarzy rodzinnych – powiedział Kraska.
Kolejnym elementem, na który zwrócono uwagę w czasie panelu była kwestia pojawiających się w sieci fake newsów na temat uchodźców z Ukrainy i hejtu skierowanego w ich stronę.
Bartłomiej Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta, stwierdził, że do tej pory nie zaobserwowano wzmożonej ilości skarg w związku z pomocą, jakiej Polska udziela naszym sąsiadom. Pojawiło się kilka sygnałów na temat tego, że pacjenci z Ukrainy są rzekomo traktowani lepiej niż polscy.
- Był taki sygnał, że w jednej przychodni POZ obywatele Ukrainy są przyjmowani od godziny 8 do 15, zaś obywatele Polski po godzinie 15. Sprawdziliśmy to dokładnie, absolutnie się on nie potwierdził. Wszyscy byli przyjmowani zgodnie z kwalifikacją i kolejnością zgłoszeń. Notabene ten obywatel, który nam to zgłosił, nie był w ogóle pacjentem tej przychodni – powiedział Chmielowiec dodając, że do tej pory żaden przypadek na temat się nie potwierdził.
Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że nie należy bagatelizować wysyp nieprawdziwych informacji, jakie pojawiają się w social media. – Widzieliśmy przecież, jak fake newsy miały wpływ na program szczepień ochronnych i jeśli chodzi o kwestię popularyzacji wiedzy na ich temat. Wiemy, że nie są tworzone tylko przez niewyedukowanych obywateli, ale także powstają z inicjatywy służb obcych państw. W czasie pandemii portal Szczepimysie szybko reagował na nieprawdziwe informacje i myślę, że to dobry kierunek, wyznacznik na przyszłość, by może powstała taka komórka działająca w social mediach, która dementowałaby i tłumaczyłaby obywatelom, co jest prawdą, a co fałszem – powiedział Chmielowiec.
Wiceminister Kraska został zapytany o kwestie kadrowe – ilu medyków z Ukrainy podjęło do tej pory prace w naszej ochronie zdrowia. Polityk odpowiedział, że od 24 lutego jeszcze bardziej zostały złagodzone rygory stawiane przed lekarzami z Ukrainy. – Tak, by mogli pracować w miejscach gdzie przebywają i są leczeni pacjenci z Ukrainy. Myślimy, że ten kontakt językowy jest bardzo dla nich ważny. Minister powiedział, że do tej pory pracę podjęło 800 lekarzy, a po 24 lutym pojawiło się niespełna 300 wniosków o podjęcie zatrudnienia – powiedział Kraska.
- Czy zostaną na dłużej? Trudno powiedzieć. Po zakończeniu wojny system ochrony zdrowia na Ukrainie będzie potrzebował pomocy, część lekarzy na pewno będzie chciała wrócić do swojej ojczyzny. Ale na ten okres, kiedy u nas przebywają, chcemy stworzyć im maksymalne ułatwienia, by mogli kontynuować swoja działalność lekarską. Dlatego organizowane są kursy językowe, nie tylko języka medycznego, ale także potocznego, by ten kontakt słowny był jak najlepszy – stwierdził wiceminister dodając, że sam był świadkiem, że polscy lekarze chętnie pomagają swoim kolegom po fachu wdrożyć się w naszym system.
Czytaj także:
Uchodźcy z Ukrainy – ilu z nich zaszczepiło się w Polsce i na co?
Lista antywywozowa leków na kwiecień 2022. Tego brakuje w aptekach
A. Niedzielski na EKG w Katowicach o reformie ochrony zdrowia