Autor : Anna Rokicińska
2021-11-10 12:48
„Medycy na granicy” apelują do Ministra Obrony Narodowej by ten pilnie wyjaśnił incydent, którego sprawcami mieli być żołnierze. Chodzi o spuszczenie powietrza z kół karetki, którą wykorzystują do niesienia pomocy.
Medycy na granicy to grupa wolontariuszy ratowników medycznych, lekarzy, którzy niosą pomoc głównie migrantom w strefie przy granicy polsko-białoruskiej w związku z kryzysem humanitarnym. Swoją działalność prowadzą po pracy.
Co przydarzyło się medykom w lesie?
Do incydentu miało dojść wczoraj. Jak opisują w swojej relacji w mediach społecznościowych, medycy wracali z lasu z akcji ratunkowej i zastali przy ambulansie uzbrojone osoby w mundurach. „Nasz ambulans miał spuszczone powietrze z opon. Uzbrojeni mężczyźni i kobieta oddalili się od niego, gdy nas zobaczyli. Rejestracja ich samochodu zaczynała się od liter „UA" - to tablice, których używa Wojsko Polskie” - piszą w relacji. Medycy informują, że zespół rano udzielał pomocy ośmioosobowej grupie, w której była kobieta z urazem ręki. Ze względu na warunki terenowe nie mogli na miejsce dojechać ambulansem. Zostawili go więc przy wjeździe do lasu i do pacjentów dojechali samochodem terenowym. Po udzieleniu pomocy wrócili tym samochodem do miejsca, gdzie pozostawili karetkę. „Okazało się, że w trzech z czterech opon naszej karetki spuszczone jest powietrze. Na miejscu obecny był pojazd - oliwkowy volkswagen, którego numery rejestracyjne zaczynały się od "UA" - to oznaczenie pojazdów Wojska Polskiego. Uzbrojony w broń długą mężczyzna w mundurze przebywał na zewnątrz. W środku znajdowała się umundurowana kobieta i kolejny umundurowany mężczyzna. Członkowie naszej grupy próbowali nawiązać kontakt z funkcjonariuszami - ci jednak nie odpowiedzieli na nasze "dzień dobry". Nie przedstawili się. Na ich twarzach zobaczyliśmy jednak dyskretny uśmiech. Uzbrojony mężczyzna wsiadł do volkswagena. Wojskowy samochód odjechał” - opisują zajście medycy.
O sytuacji powiadomili policję. Wezwali na miejsce pomoc drogową. Stwierdzono, że opony nie były przebite, a spuszczono z nich powietrze. „Cała sytuacja wskazuje na coś, co wydawało nam się do tej pory niewyobrażalne - funkcjonariusze Wojska Polskiego prawdopodobnie spuścili powietrze z kół ambulansu grupy osób z wykształceniem medycznym, których jedynym celem jest udzielanie pomocy medycznej potrzebującym ludziom. Funkcjonariusze państwowi nie przedstawili się, nie posiadali oznaczeń świadczących o ich funkcji. Jesteśmy oburzeni i wstrząśnięci. Do tej pory wszelcy funkcjonariusze państwowi zachowywali wobec nas neutralność. Zachowanie niezidentyfikowanych osób w mundurze poruszających się pojazdem należącym do Wojska Polskiego było ewidentnie wrogie wobec nas. Apelujemy do Ministra Obrony Narodowej o pilne wyjaśnienie tego karygodnego incydentu” - piszą wolontariusze. Podkreślają, że to wszystko wydarzyło się w samym środku największego kryzysu humanitarnego, z jakim Polska mierzy się od lat oraz w samym środku pandemii. „Tym samym ambulansem dwa dni wcześniej przewoziliśmy do szpitala duszącego się pacjenta (obywatela polskiego - co dla nas, jako medyków, nie ma żadnego znaczenia) z rozpoznanym zakażeniem COVID-19” - przekazują.
Co odpowiedział MON?
Medycy na granicy poinformowali, że MON odpowiedział im w tej sprawie, ale odpowiedź pozostawia wiele do życzenia. Jak informują w mediach społecznościowych, Ministerstwo zaprzeczyło, jakoby sprawcami wczorajszego uszkodzenia karetki byli żołnierze. "Z tej odpowiedzi wynika, że po terenie przygranicznym, samochodem z wojskową rejestracją, poruszają się uzbrojone osoby, a wojsko – licznie w tej chwili obecne na tym obszarze, nic o tym nie wie.
Albo, że sabotaż naszej pracy był inicjatywą samych sprawców, a ich dowódcy nic o tym nie wiedzą i nie są w stanie przeprowadzić dochodzenia, które wyjaśniałoby tę karygodną sytuację. Oba te warianty budzą nasz najwyższy niepokój i troskę o bezpieczeństwo – zarówno naszych zespołów, jak i mieszkańców oraz obcokrajowców przebywających na terenie przygranicznym" - czytamy we wpisie.
Medycy uważają, że również w interesie Wojska Polskiego jest wyjaśnienie tego typu incydentów, które kładą się cieniem na wizerunku służb mundurowych i sprawiają, że gorzej odbierani są również ci wojskowi, którzy swoje zadania wykonują rzetelnie i z poszanowaniem prawa.
"Czwarta fala Covid-19 sprawia, że silniki karetek w tym regionie nie stygną. My mamy prywatną, wynajętą i wyposażoną dzięki hojności osób, które wzięły udział w zbiórce publicznej, karetkę, którą prawdopodobnie osoby z bronią i w wojskowym samochodzie unieruchomiły na kilka godzin.
To skandal, który powinien budzić sprzeciw niezależnie od tego, którą stronę sceny politycznej się reprezentuje" - stwierdzają.
Polecamy także:
EMA bada kolejną szczepionkę przeciw COVID-19 dla dzieci
Movember - listopad miesiącem świadomości „męskich nowotworów”
MZ szykuje szpitale na szczyt obłożenia. Ten będzie w grudniu
MZ apeluje o korzystanie z pulsoksymetrów. To dziś ratuje życie