Autor : Anna Rokicińska
2021-05-20 17:39
Ledwie wczoraj rząd przyjął projekt ustawy w sprawie ustalenia siatki najniższych wynagrodzeń w ochronie zdrowia, już dziś projektem zajęły się sejmowe komisje Finansów i Zdrowia. Opozycja grzmiała, że projekt im przekazano, a posiedzenie komisji zostały zwołane w ostatniej chwili bez dotrzymywania ustawowych terminów. PiS stwierdził, że prawo do tego miała marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Projekt przeszedł I czytanie.
Przypomnijmy, że wczoraj rząd przyjął projektu ustawy o płacach minimalnych w ochronie zdrowia. Na wniosek środowiska pielęgniarek i położnych minister zdrowia Adam Niedzielski złożył poprawkę do pierwotnej wersji projektu ustawy. Pielęgniarki i położne, które mają licencjat, będą w tabeli płac zaszeregowane jak te z wyższym wykształceniem. Podobne argumenty podnoszą inne grupy zawodowe medyków m.in. diagności laboratoryjni. Ten sam postulat zgłaszają ratownicy medyczni. Inne grupy zawodowe twierdzą, że kluczowe jest zatrudnianie, a w ustawie o najniższych wynagrodzeniach trzeba zmienić jedno słowo „wymagane”. Chodzi o wykształcenie wymagane na danym stanowisku pracy. Bo szereg pracowników z wyższym wykształceniem pracuje na stanowiskach, gdzie wymagane jest minimum średnie i w ten sposób są wynagradzani i zaszeregowani, jak osoby ze średnim wykształceniem. OZZPiP zapowiedział strajk ostrzegawczy w szpitalach na 7 czerwca.
Czy projekt w sprawie płac mógł być procedowany w tym trybie?
Ponad godzinę zajęło komisji ustalenie, czy rządowy projekt w sprawie siatki najniższych płac w ochronie zdrowia powinien być procedowany w tym trybie. Chodzi o to, że zwykle projekt ustawy musi być posłom dostarczony na minimum 7 dni przed jego rozpatrywaniem. Przewodniczący Komisji Finansów, Henryk Kowalczyk (PiS), który prowadził posiedzenie stwierdził, że jest to możliwe, ponieważ projekt ma klauzulę „pilny”, więc zachowywanie terminu 7 dni nie jest wymagane. Natomiast Krystyna Skowrońska z Koalicji Obywatelskiej złożyła w tej sprawie wniosek. Nie zdążyła go jednak dokładnie sformułować, bo przewodniczący odebrał jej głos. Mówiła o zamknięciu posiedzenia. - Poddaję ten wniosek pod głosowanie - stwierdził Kowalczyk. Był pytany przez posłów nad jakim wnioskiem dokładnie posłowie powinni głosować. Dopraszano się konkretnego sformułowania. - Sprzeciw wobec skrócenia terminu - mówił Kowalczyk. Przerywała mu Skowrońska mówiąc, że nie sformułowała wniosku. - Nie będzie pani mnie pouczać, jak mam głosowanie prowadzić - skwitował szef komisji Finansów i zapytał posłów, kto jest za skróceniem terminu, bez zachowania 7 dniowego terminu. - Jesteśmy za tym, aby był skrócony termin - wydawał instrukcje swoim posłom. Okazało się, że za głosowało 39 posłów i, co ciekawe, 39 było przeciw. 3 osoby wstrzymały się od głosu. Nastąpiła więc konsternacja. Posłowie się przekrzykiwali, że teraz dojdzie do manipulacji. Opozycyjni parlamentarzyści przypominali, że informację o posiedzeniu komisji otrzymali na 10 min. przed jego rozpoczęciem. - Na razie przerwa - stwierdził Kowalczyk. Do stołu prezydialnego podeszła przedstawicielka Biura Legislacyjnego Sejmu. Posłowie domagali się, by jej opinię usłyszeli wszyscy zebrani, a nie tylko przewodniczący obu komisji. W tle dochodziło do sprzeczek słownych o projekt. Wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski stwierdził, że chodzi o „olbrzymie podwyżki”. „Panie ministrze, jakie olbrzymie podwyżki? No niech pan przestanie” - odpowiedział ktoś z sali. Po pewnym czasie szef Komisji Finansów powiedział, że głosowano inny wniosek niż został sformułowany. Poprosił o opinię Biura Legislacyjnego Sejmu. To stwierdziło, że głosowanie było bezprzedmiotowe. Skoro projekt jest o charakterze pilnym, to na podstawie art. 123 Konstytucji i tu obowiązuje nieco inna procedura niż przy zwykłym projekcie - Ale to głosowanie się odbyło i historii nie zmienimy - argumentowała Paulina Heninng-Kloska z koła Polska 2050. Ostatecznie przegłosowano, by nad projektem dalej pracować.
Jak projekt w sprawie płac uzasadniało ministerstwo?
Wiceminister Miłkowski podkreślał, że projekt, w porównaniu do pierwotnej wersji, zawiera autopoprawkę. Zrównuje ona najniższą płacę pielęgniarki i położnej z licencjatem do poziomu zarobków tej grupy zawodowej z tytułem magistra. - To co jest po raz pierwszy w systemie wynagrodzeń to odniesienie do średniego wynagrodzenia a nie do najniższego - uzasadniał wiceminister. - Inne zmiany gwarantują pracownikom, że od 1 lipca nikt nie będzie mógł mieć pogorszonego wynagrodzenia - mówił Miłkowski. Jego zdaniem, dotyczy to właśnie pielęgniarek, położnych, ratowników medycznych i lekarzy. - Wszystkie wskaźniki pracy idą do góry od 0,01 do 0,09 średniego wynagrodzenia - przekonywał. Argumentował, że ta ustawa powinna wejść przed 30 czerwca, żeby pracodawcy nie mogli wypowiadać aktualnych umów z dniem 30 czerwca - powiedział. Zaznaczał, że najniższe wynagrodzenie nie oznacza, że tylko takie będą wypłacali pracodawcy. - My nikomu niczego nie zakazujemy - stwierdził. Dodał, że medykom przysługują dodatki stażowe i za godziny nocne. Koszt podwyżek ma wynosić 3,7 mld zł w 2021, a w zakresie pracowników finansowanych przez NFZ około 380 mln zł. Tu chodzi o rezydentów, stażystów i pracowników sanepidu. - Proszę szanownych państwa o pochylenie się i zagłosowanie za tą ustawą - zakończył Miłkowski.
Co na to strona społeczna?
Prowadzący obrady zdecydował o udzieleniu głosu w pierwszej kolejności stronie społecznej.
Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przypomniała, że Forum Związków zawodowych (OZZPiP do niego należy), które dało głos ekspertom, w tym przedstawicielom poszczególnych samorządów medycznych, złożyło do projektu zdanie odrębne. - Głos środowiska medycznego nie był niewysłuchiwany - stwierdziła. Jej zdaniem, ustawa ta jest dyskryminująca, krzywdząca i została do niej przyjęta błędna metodologia. - Nie uwzględnia odpowiedzialności, doświadczenia, wiedzy jaką posiadamy - oceniła Ptok. Zaznaczyła, że w ustawie powinno się zmienić słowo „wymagane”. To by oznaczało, że osoby z wyższymi kompetencjami, zatrudnione na na stanowiskach z niższym zaszeregowaniem, otrzymywałyby wynagrodzenie zgodne ze swoim wykształceniem, a nie z wymogami wobec stanowiska. Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Andrzej Matyja solidaryzował się z tym stanowiskiem. - Dziękuję za obniżenie współczynnika wynagrodzeń. Jest to wysublimowanym sposobem podziękowania dla kadry medycznej za ten rok heroicznej walki - komentował. Powiedział, że w czasie pandemii zmarło 270 lekarzy i lekarzy i lekarzy dentystów. Podkreślał, że na Słowacji czy w Czechach lekarz specjalista zarabia 2,4 średniego wynagrodzenia, a na Węgrzech 2,5. Od 1 lipca w Polsce ma to być 1,31. - Czy to nie jest policzek - pytał retorycznie. - Bardzo proszę o nieobniżanie tego wynagrodzenia i pozostawienie go na poziomie 1,65 - powiedział Matyja i dodał, że takie uzgodnienia zapadły w 2018 roku. Teraz ma to być 1,31. - Apeluję o powstrzymanie emigracji - skwitował. Natomiast Maria Ochman z NSZZ Solidarność podkreślała, że konsultacje ze stroną społeczną się odbyły w ramach Zespołu Trójstronnego i że trzeba pamiętać o pracownikach ochrony zdrowia, którzy są najniżej uposażeni. Według niej, podwyżki w ich przypadku będą sięgały nawet 1 tys. zł. Szefowa Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Zofia Małas pytała, czy ten dialog społeczny był rzeczywiście uczciwy. Informowała, że w tym roku prawa do wykonywania zawodu otrzymało 5,6 tys. pielęgniarek i położnych z czego tylko 2,3 tys. podjęło pracę w zawodzie. Przypominała, że pielęgniarki i położne zamiast w szpitalu wolą zatrudnić się w markecie. Alina Niewiadomska prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych podkreślała, że diagności są zawodem ze słabą siłą przebicia i to wąska grupa zawodowa, która do czasu epidemii była niedostrzegana i przez społeczeństwo, i przez rządzących. Podkreślała, że diagnosta ze specjalizacją to 9 lat kształcenia na poziomie wyższym. - Zawód diagnosty jest gdzieś zawsze z tyłu. To państwo powinniście o nas zadbać - apelowała. Ewa Steckewicz-Bartnicka, reprezentująca Naczelną Radę Aptekarską ujęła się za farmaceutami szpitalnymi. - Boli mnie, że jesteśmy ciągle pomijani. Mówi się, że były prowadzone rozmowy. Proszę państwa to był monolog - oceniła konsultacje projektu. Stwierdziła, że farmaceuta szpitalny po studiach wyższych w tym przeliczniku różni się jedynie o 400 zł w zestawieniu z technikiem farmacji. Jej zdaniem problem braku rozmów MZ z tym środowiskiem nabrzmiewa od 4 lat, a po 9 latach studiów farmaceuta szpitalny będzie zarabiał 1,06 średniej krajowej. - W tym zawodzie pracują pasjonaci - stwierdziła.
O co w sprawie wynagrodzeń w ochronie zdrowia pytali posłowie?
Posłanka Koalicji Obywatelskiej Monika Wielichowska prosiła wiceministra o przedstawienie zdania odrębnego, które do projektu siatki płac w ramach Zespołu Trójstronnego złożyło Forum Związków Zawodowych. Elżbietę Gelert z tego samego klubu ciekawiło, czy po podwyżkach będą obowiązywały dodatki dla pielęgniarek i położnych oraz ratowników medycznych. Pytała także o to, czy szpitale na te podwyżki otrzymają pieniądze z budżetu państwa. Reprezentantka koła Polska 2050 Paulina Henning-Kloska pytała, dlaczego składka zdrowotna ma wzrosnąć od nowego roku, a procent PKB na zdrowie dopiero w 2023 r, a do 7 proc. w 2027 roku. Posłanka KO Krystyna Skowrońska podkreślała, że premier Mateusz Morawiecki pracownikom ochrony zdrowia bił brawo w ramach podzięki za walkę z pandemią. - Dzisiaj państwo pokazaliście im środkowy palec - stwierdziła. Powiedziała, że Senat z tą ustawą będzie musiał się uporać w 14 dni. Na finał tej dyskusji zabrali głos posłowie PiS. Wiceprzewodniczący komisji Bolesław Piecha podkreślał, że na podwyżkę zarobków ma iść 4 mld zł w tym roku. - No to jest podwyżka czy nie ma - pytał. A szef Komisji Zdrowia Tomasz Latos stwierdził, że podczas posiedzenia komisji padło wiele nieprawd. Stwierdził, że ustawa o minimalnych zarobkach w ochronie zdrowia dotyczy jedynie tych medyków, którzy są zatrudnieni na umowę o pracę, a nie na kontraktach. Jak ocenił, kontrakty głownie dotyczą lekarzy i pielęgniarek. - Te zarobki są często ogromne. Doskonale to wiemy. To kilkadziesiąt albo i 100 tys. zł miesięcznie - powiedział.
Jak na te pytania odpowiadał wiceminister zdrowia?
- Ta ustawa jest o podwyżkach najniższego wynagrodzenia, w każdej grupie zawodowej są podwyżki, ktoś kto mówi inaczej, po porostu kłamie - powiedział wiceminister Miłkowski. Przypomniał, że pierwsza ustawa sektorowa była podpisana w 2017 r. Powiedział, że pracodawca ma prawo zatrudniać medyków według oczekiwań. Chodziło mu o to, że może zatrudniać osoby z wyższym wykształceniem na stanowiskach, gdzie wymagane jest średnie i płaca z tego tytułu powinna być adekwatna do stanowiska. - Jak ja byłem ministrem, a pójdę na kierowcę taksówki, to nie będę oczekiwał pensji ministerialnej - powiedział. Odnośnie do kosztów wynagrodzeń i tego, czy szpitale dostaną na podwyżki pieniądze, zapewnił, że takie pieniądze zostaną placówkom przekazane. - Te będą wypłacone odrębnym strumieniem finansowania dla podmiotów leczniczych - powiedział wiceminister. - To są najniższe wynagrodzenia i każde są wyższe niż aktualnie obowiązujące - skwitował.
II czytanie - jakie poprawki przepadły?
Po zakończeniu I czytania poseł Skowrońska złożyła wniosek o wysłuchanie publiczne. Wniosek przepadł w głosowaniu. Tak samo było ze wszystkimi poprawkami złożonymi do projektu. Opozycja składała poprawki do tabeli i te, które wprowadzały zasadę zaszeregowania wynagrodzenia w zależności od wykształcenia, a nie wymogów na danym stanowisku. Ostatecznie za projektem głosowały 52 osoby, przeciw było 6, a 22 wstrzymały się od głosu. Sprawozdawcą projektu został Bolesław Piecha, mimo że do tej funkcji zgłosiła się także posłanka Skowrońska.
Polecamy także:
Sztuczna inteligencja w zdrowiu - ruszyły zapisy na konferencję
Projekt noweli dotyczący map potrzeb zdrowotnych odrzucony