Autor : Magdalena Kopystyńska
2022-07-05 15:12
Warszawa i Kraków wzięły udział w programie Cities Changing Diabetes (CCD) realizowanym przez Novo Nordisk w 41 miastach na świecie, takich jak: Belgrad, Szanghaj, Kopenhaga, Rzym, Huston czy Buenos Aires. O efektach tego programu w Polsce rozmawiamy z diabetologiem, prof. Leszkiem Czupryniakiem, kierownikiem Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Obejrzyj rozmowę:
Aleksandra Kurowska, redaktor naczelna portalu Cowzrowiu.pl: Panie Profesorze, mamy prezentację nowego raportu dotyczącego zdrowiu polskich uczniów i nauczycieli w kontekście zapadalności na otyłość i cukrzycę. Co jest głównym celem tego raportu i jakie wypracowano rekomendacje? Czy samorządy chciały się angażować w projekt, mając przecież dużo innych zadań?
Prof. Leszek Czupryniak, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: Raport jest częścią globalnego projektu Cities Changing Diabetes. Chodzi o to, aby pomyśleć i po prostu, mówiąc górnolotnie zmienić urbanistykę, zmienić nasze życie w mieście w kierunku bardziej prozdrowotnym, takim, aby było mniej otyłości i mniej cukrzycy. Wybór w Polsce, jeśli chodzi o realizację projektu, padł na dwa ważne miasta, czyli Warszawę i Kraków. Rada naukowa, która powstała ponad 2 lata temu, zastanawiała się, jak mamy ten temat ugryźć. Czy mamy budować płaskie parkingi, a nie piętrowe, czy wnosić do władz miasta o zakładanie terenów zielonych. Po burzliwych dyskusjach doszliśmy do wniosku, że problem istnieje, w dodatku potem przyszła pandemia, która ten problem tylko wyostrzyła. Bo otyłość wśród dzieci i młodzieży, ogólnie wśród nas wszystkich, wzrosła niewspółmiernie, a w ślad za tym wzrosła zapadalność na cukrzycę typu 2. Uznaliśmy, że leczenie tych zaburzeń metabolicznych, zapobieganie otyłości i cukrzycy, gdzie fundamentem jest przede wszystkim zmiana złego stylu życia i złych nawyków, bardzo trudno wprowadzić u osób dorosłych, 40-, 50-, 60-letnich. Natomiast łatwiej można zmienić coś u dzieci i młodzieży, bo to są osoby, które się kształtują. Muszą więc dostać właściwą wiedzę i trzeba im w tym pomóc. Pewien nadzór nauczycielski, rodzicielski jest konieczny.
I tak ten pomysł zaczął być realizowany. Najpierw zaczęliśmy od diagnozy stanu, czyli przeprowadziliśmy dość dogłębne badania wiedzy nauczycieli w zakresie tego, co wiedzą o cukrzycy. Na ile jest to problem stygmatyzujący, na ile jest to problem, od którego uciekają, na ile sami by się zaangażowali w takie działania prozdrowotne. I tu się spotkaliśmy po pierwsze z bardzo pozytywnym odzewem nauczycieli - jest w tym pewien element konkurencji między szkołami. Nauczyciele mają taki odgórny obowiązek podejmowania inicjatyw poza zwykłym programem szkolnym, więc jest to idealny materiał. Poza tym, masa ludzi ma kogoś w rodzinie z cukrzycą, a już otyłego to na pewno. Także wszyscy, jak się chwilę zastanowią, widzą, że to jest problem i mogą w tym zakresie podziałać. Już wiemy, co nauczyciele wiedzą, a wiedzą dużo, ale mogliby trochę więcej.
Ta wiedza jest oczywiście niefachowa, płynąca po prostu z ogólnej wiedzy jaką mają osoby bez wykształcenia medycznego. To chcemy wzmocnić. Pomysł jest taki, aby wdrożyć pewien program, dać nauczycielom konkretne narzędzia. Przygotować materiały o tym jak rozmawiać o zdrowiu, o żywieniu, o aktywności fizycznej, ale nie tylko rozmawiać, ale wspólnie ją praktykować. Jak tę wiedzę, w ramach godzin aktywności w szkole, wdrożyć poświęcając na to jakąś godzinę, wycieczkę, zieloną szkołę. Żeby to nie było ot tak, po prostu, ale żeby gdzieś ten element dbania o własne zdrowie zaszczepić. To jest bardzo ważne - zaszczepianie młodym obywatelom, dzieciom paroletnim, młodzieży, przekonania, że zdrowie jest ich odpowiedzialnością, że mogą wpływać na to, w jakim stanie będą za 10, 20, 30 lat.
Trzeba dobrze zacząć od samego początku. I tu są jeszcze dwa ważne elementy tego programu: rodzice, którzy generalnie są bardzo za, oczywiście nawet bardziej niż nauczyciele, ale również to, że ten program, jest wsparty przez Ministerstwo Zdrowia - na konferencji jest pan wiceminister Miłkowski. Program jest także wsparty przez kuratoria, co jest kluczowe, bo gdyby władze edukacji kręciły nosem, to pewnie nauczyciele nie chcieli by się w to angażować. I myślę, że to pokazuje, jak to jest wartościowa inicjatywa.
Gdy się zastanowimy, co jest dużym problemem zdrowotnym w społeczeństwie to oczywiście nowotwory, choroby układu krążenia. To są już konkretne choroby, które się rozwinęły, podobnie jak cukrzyca. Ale tak naprawdę u podłoża wielu z nich leżą właśnie nadwaga, mało ruchu, palenie papierosów, nadużywanie alkoholu. Więc coś, na co medycyna i lekarze nie mają wpływu.
Do nas przychodzą pacjenci już z konkretnym problemem zdrowotnym, a tu trzeba myśleć parę kroków wcześniej, kiedy jeszcze nie zachorowaliśmy, żeby nie „zapracować” na chorobę. I dlatego ważna jest długofalowa współpraca ze szkołami. Ten projekt nie kończy się teraz, on ma trwać parę kilka lat, taką mamy obietnicę.
Można było dzisiaj usłyszeć na konferencji, że cel jest bardzo ambitny, żebyśmy w ciągu paru lat zmniejszyli liczbę otyłych o jedną czwartą. To się chyba nam nie uda w tak krótkim czasie, ale niech chociaż nie przybywa nam otyłych, cukrzycy albo niech przybywa ich wolniej niż teraz, przez czas pandemii czy krótko po niej.
Minęły 2 lata, mamy raport diagnostyczny i dużo konkretnych pomysłów. Grono Rady Naukowej programu jest bardzo duże, (…) są kardiolodzy, są też specjaliści od zdrowia publicznego, pediatrzy, psychologowie, ekonomiści i oczywiście przedstawiciele nauczycieli.
Więc myślę, że za rok na przykład będziemy mogli pokazać kolejne dane, już z pewnymi efektami na pewno.
Jeszcze pytanie o rozwiązania systemowe, bo mieliśmy takie zrywy - miały zniknąć automaty ze słodyczami ze szkół, był taki moment, że dawano jabłka, chociaż często dosyć marnej jakości, marcheweczki, miały być zdrowe bułki, które Jarosław Pinkas ochrzcił nazwą „Radziwiłłówki”, ale to wszystko było takie krótkowtrwałe. Co można zrobić, żeby jednak w skali całego kraju coś chociaż troszeczkę polepszyć?
Na pewno to pokazało, że nie tędy droga. Nie można ludziom narzucić ich nawyków - zwłaszcza my, Polacy, jesteśmy bardzo przywiązani do wolności i do swobody: „Co nam ktoś będzie mówił, jak my mamy jeść, jak ja wiem, jak lepiej, co mi tam jeden czy drugi minister będzie takie rzeczy opowiadał?” Trzeba zacząć od drugiej strony, czyli ludzie sami muszą dojść do wniosku, że nie chcą automatów ze słodyczami. Nawet niech one sobie stoją - automat ze słodyczami nie oznacza, że muszę z niego skorzystać. To nie jest tak, że on stoi i woła, i wpycha bułkę. Jak ludzie nie będą kupować, to te automaty znikną. To musi być od drugiej strony, musimy pomóc zrozumieć, zinternalizować wiedzę, że tak nie powinno się robić. Wszyscy wiemy, że nie należy wchodzić na ulicę na czerwonym świetle, bo można zostać rozjechanym, a nie stoi policja, nie stoi minister i mówi: „nie wchodź na czerwonym świetle” - po prostu my to wiemy, nauczyliśmy się. Oczywiście jest to doświadczenie bardzo szybko weryfikowalne, jak wejdziemy na czerwonym świetle na ulicę, gdzie jest duży ruch samochodowy, to dotkną nas bolesne konsekwencje. My nie jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni do takiego myślenia, nie jesteśmy w ogóle przyzwyczajeni do myślenia w takiej perspektywie, planowania na dekady. Tu trzeba myśleć nie krótkotrwale, czy za pół roku, za rok coś się zmieni. Zmienić się może za 5 lat, a już na pewno za 10. Wiedza, przekonanie i też wpajanie przekonania dotyczy na pewno nas wszystkich. To, że zdrowie to jest nasz problem, a nie ministra czy lekarza w poradni i szpitalu. My za to odpowiadamy. W tym kierunku będziemy chcieli pójść. Trochę to brzmi jak mission impossible, bo nie wiadomo czy się może udać, ale musimy próbować - innego wyjścia nie ma.
Więcej na ten temat:
M. Gałązka-Sobotka: zbyt mało zdrowia w szkołach. Raport CCD
M. Miłkowski o prewencji cukrzycy i bilansach zdrowia w IKP
Miasta w walce z cukrzycą: program i raport Cities Changing Diabetes
magdalena.kopystynska@cowzdrowiu.pl