Autor : Aleksandra Kurowska
2020-07-07 18:17
Odpowiedzialność za nieumyślne spowodowanie śmierci w przypadku zawodów medycznych powinna mieć przepis im konkretnie dedykowany - nie mówię, że ma być zapisany niższy wymiar kary, ale powinno to zostać doprecyzowane, odniesione do okoliczności, w których pracuje medyk - mówi Rafał Janiszewski.
Środowisko medyczne w większości jest zbulwersowane i przestraszone zmianami w prawie karnym, wprowadzonymi przy COVID-owej tarczy antykryzysowej 4.0. Ci, którzy studzą nastroje jak np. Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL spotykają się z ostracyzmem. Czy przepisy faktycznie zaostrzono w sposób znaczący? Czy za niezawiniony błąd medyczny lekarz może zostać skazany np. na 7 lat bezwzględnego więzienia?
Rafał Janiszewski: Czytając tę nowelizację i myśląc o niej w aspekcie pracy lekarza, rzeczywiście może się nasunąć wiele pytań i obaw. Codziennością w pracy wielu lekarzy jest przecież balansowanie na granicy życia i śmierci. Weźmy anestezjologów: ich praca to ciągła walka, by pacjent przeżył. A co, jeśli umrze? Wówczas, literalnie czytając ustawę, trzeba by było odpowiedzieć na pytanie, czy doszło do owego nieumyślnego spowodowania śmierci przez lekarza? Czy to on ją spowodował, czy nie? Czy miało miejsce niewłaściwe zachowanie lekarza? Czy zabrakło należytej staranności przy wykonywaniu czynności i to doprowadziło do zgonu? Mówimy o spowodowaniu śmierci! Zrobiłem to nieumyślnie, nie z zamiarem pozbawienia pacjenta życia, ale jednak doszło do zaniedbania. Literalnie przepis mówi „kto nieumyślnie powoduje śmierć człowieka”. Czyli lekarz musiałby zrobić coś, co spowoduje śmierć pacjenta. To się zdarza rzadko, lub w ogóle nie zdarza, ale gdyby lekarz stanął do operacji będąc pod wpływem alkoholu i wykonał operację, która skończyłaby się śmiercią pacjenta, to wówczas z takim przypadkiem mamy do czynienia. Jego czyn - podejście do stołu operacyjnego i podjęcie się operacji po spożyciu alkoholu - był nieumyślny, bo jego celem nie było pozbawienia pacjenta życia, on nie wypił alkoholu po to, by kogoś zabić, ale jednak mogło to być jej przyczyną. Podkreślam, że nowelizacja jedynie podnosi wysokość kary za nieumyślne spowodowanie śmierci. To było przecież karane zawsze.
Teraz każda kara powyżej roku oznacza bezwzględne więzienie?
Tak. I teraz wejdźmy w intencję tego przepisu. Ja ducha tej zmiany odczytuję tak, że mówimy o sytuacjach, w których zaniedbaniem, niedołożeniem staranności lekarz doprowadza na śmierci pacjenta. To nie było jego zamiarem! Zrobił to nieumyślnie.
Lekarze mówią tak: będę przeprowadzał zabieg wewnątrzmaciczny, chcąc uratować matkę i dziecko. Nie uda się - a ryzyko jest przecież wpisane w nasz zawód - mogę trafić do więzienia. I podkreślają, że stracić na tym mogą pacjenci...
Tyle, że to jest nieprawda. Zgodnie z ustawą o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, lekarz ma obowiązek niesienia pomocy we wszystkie przypadkach, zwłaszcza wówczas, gdy zwłoka mogłaby zagrażać życiu pacjenta. Lekarz zawsze musi ocenić stan zdrowia pacjenta, zagrożenia oraz prawdopodobieństwo ich wystąpienia. Zanim podejmie się operacji wewnątrzmacicznej, on już doskonale wie - powinien, musi wiedzieć! - że może być to sytuacja, w której może nie uratować dziecka. Wiedza medyczna, doświadczenie, standardy - to wszystko na czym się w swojej pracy opiera - daje mu możliwość oceny sytuacji i jeśli ona jest taka, że nie ma szans na przeżycie matki lub dziecka, to jak możemy mówić, że on nieumyślnie spowodował śmierć? Absolutnie nie! On uratował jedno życie, a gdyby nie podjął się działania - wówczas najprawdopodobniej zmarłaby i kobieta i dziecko. Ryzyko jest zawsze oceniane przed interwencją, lekarz ma obowiązek podejmować działania zgodnie z najlepszą wiedzą. W każdym stanie - również zagrożenia życia pacjenta - dysponuje wiedzą, standardami, które wskazują, jak należy postąpić. Taką ocenę sytuacji również dokumentuje.
Czyli jest pan przekonany, że w takim przypadku o odpowiedzialności karnej lekarza nie może być mowy?
W tym konkretnym przypadku gorszą rzeczą byłoby nieudzielenie pomocy! To właśnie mogłoby być nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Lekarze boją się, jak nowe przepisy będą interpretować sądy, bo każda sprawa będzie przecież - podobnie, jak teraz - przedmiotem procesu. Otóż odpowiadam: sąd będzie musiał znaleźć dowody, fakty wskazujące na to, iż lekarz zachował się nieostrożnie, nie zachował standardów, wykazał się nienależytą starannością, mając wiedzę, iż działanie, bądź jego zaniechanie, może doprowadzić do zgonu pacjenta - zlekceważył to. Po to też sąd powołuje biegłych, by ustalili, jaka była faktyczna przyczyna zgonu i czy lekarz swoimi działaniami się do tej śmierci - nieumyślnie - przyczynił. Przypisanie lekarzowi winy i skazanie za spowodowanie śmierci pacjenta jest bardzo trudne.
A co, poza wspominaną pracą pod wpływem alkoholu, może być uznane za niemyślne spowodowanie śmierci?
W swojej pracy spotykam się z bardzo różnymi przypadkami, na przykład takim: ciężarna przyjechała do szpitala. Akcja porodowa w toku, ciąża patologiczna, zagrożona. Było bardzo prawdopodobne, że aby przeżyć dziecko będzie potrzebowało inkubatora, a w tym szpitalu go nie był. Lekarz mógł podjąć decyzje, że nie przyjmie kobiety, ponieważ nie ma odpowiedniego sprzętu i mógł szybko znaleźć dla niej inny ośrodek. Mógł też przyjąć poród licząc na to, że może się uda. Zaryzykował. Dziecko zmarło i postawiono mu zrzut nieumyślnego spowodowania śmierci, ponieważ podjął decyzję przyjęcia porodu, pomimo, że nie miał odpowiednich zasobów.
Został skazany?
Nie. Inny przypadek: usunięcie zdrowej nerki u pacjenta zamiast nerki zajętej nowotworem. To się nie skończyło śmiercią pacjenta, ale uszczerbkiem na zdrowiu tak. Pytanie: jak to się stało, że operator usunął zdrową nerkę? Taki przypadek to jest ewidentnie niedołożenie należytej staranności.
A zaszycie w ciele pacjenta?
Również może być tak zakwalifikowane.
No właśnie. A ja czytałam wspomnienia jednego bardzo znanego warszawskiego lekarza, któremu coś takiego się zdarzyło i mówi: nie wiem, jak to się stało. Po prostu się stało. Miałaby iść do więzienia na 7 lat, gdyby to doprowadziło do sepsy i pacjent umarł? A jeśli on stał 25 godzinę przy stole operacyjnym, popełnił błąd przez zmęczenie, ale przecież jego intencją było ratowanie życia?
Pomijając fakt, że lekarz nie powinien pracować nieprzerwanie 25 godzin, to niedopuszczalny błąd podmiotu leczniczego (jednak to nie jest teraz tematem naszej rozmowy). Sąd zawsze bierze pod uwagę wszystkie okoliczności zdarzenia! Może być przecież taka sytuacja, wyobraźmy sobie kompletnie ekstremalna: do małego szpitala powiatowego ktoś przywozi pacjenta w stanie agonalnym i lekarz wie, że nie ma odpowiednio wyposażonej sali i specjalistycznego sprzętu, który byłby mu potrzebny, ale wie też, że nie ma szans przewiezienia pacjenta do szpitala, który jest w ten sprzęt zaopatrzony, bo jest oddalony o 40 km, a tu się liczy każda minuta, bo pacjent umiera.
No to musi operować!
Oczywiście. Wówczas działa zgodnie z etyką zawodową! Postępuje najlepiej jak to możliwe w tych okolicznościach. Dokłada najwyżej staranności ale pacjent umiera. W tym przypadku nie ma mowy o nieumyślnym spowodowaniu śmierci. Okoliczności są kluczowe.
Jak na SOR zmarł pacjent z zakrzepicą żył kończyny dolnej, który na tym SOR-ze czekał wiele godzin, to lekarz pójdzie do więzienia?
Odpowiem tak: skoro pacjent czekał wiele godzin, to czy lekarz go badał i wiedział, że on ma zakrzepicę? Czy triaż był przeprowadzony prawidłowo? Czy podczas jego wykonywania nie było zagrożenia życia i stan pogorszył się później, a pacjent nie miał właściwego nadzoru? Zapyta pani, czy lekarz jest za to odpowiedzialny. Jest! Od momentu, kiedy się z pacjentem zetknie, to on podejmuje decyzje. A jeśli lekarz widzi, że potrzebna jest natychmiastowa pomoc, ale ma jednocześnie pięciu takich pacjentów? To czy to jego wina? Nie. Wtedy to jest błąd organizacyjny.
I wówczas, jeśli pacjent umrze, to odpowiedzialność ponosi szpital, a nie lekarz?
Zawsze to podmiot leczniczy odpowiada. Kwestia odpowiedzialności cywilno-prawnej czy karnej lekarza to oddzielna kwestia, ale podmiot jest odpowiedzialny zawsze, ponieważ to podmiot ustanawia procedury, stanowi nadzór nad ich przestrzeganiem oraz odpowiada za bezpieczeństwo pacjentów. Zostając przy SOR-ach. Opowiem pani, jak to jest zorganizowane na jednym z nich: pacjent przechodzi triaż, jest przytomny, ratownik idzie do kolejnego pacjenta, ale ten nie zostaje bez nadzoru! Każdy pacjent oczekujący na tym SOR-ze ma założony monitor wielkości zegarka i gdyby jego stan nagle się pogorszył, to w dyżurce natychmiast się ta informacja pojawia i biegną mu udzielić pomocy. Można? Można. I wcale tak sobie tego nie zorganizował wielki, specjalistyczny szpital, ale zwyczajny - miejski. Chroniąc się w ten sposób przed popełnieniem organizacyjnych błędów.
Pan się wypowiada w bardzo uspokajającym tonie, jednak lekarze się autentycznie boją.
Ja to rozumiem! Lekarzy martwi to, co mnie również zastanawia: wysokość bezwzględnej kary pozbawienia wolności. Rozumiem obawy środowiska. Tyle, że ustawodawca nowelizował przepisy nie myśląc wcale stricte o lekarzach. To nie jest lex specialis dla lekarzy! Ich wciąż obowiązują przecież szczegółowe zapisy z kodeksu lekarskiego oraz ustawy o prawach pacjenta i to wszystko musi być przez sąd brane pod uwagę, gdy decyduje o wysokości ewentualnej kary za nieumyślne spowodowanie śmierci przez lekarza. W medycynę przecież wpisane jest niepowodzenie. Bardzo często robimy wszystko, co w naszej mocy, a mimo to pacjent umiera. To jest niepowodzenie i nie ma nic wspólnego z nieumyślnym spowodowaniem śmierci! Raz jeszcze podkreślę, że ta nowelizacja nie dotyczy tylko lekarzy, ale np. kierowców. Jeśli jadę samochodem w terenie zabudowanym 50 na godzinę i ktoś mi w ostatnim momencie wyskoczy przed maskę i go zabiję, to nie poniosę kary. Ale jeśli jechałem pijany? Albo nie 50 - a 90 na godzinę to wtedy już tak. Kluczowe jest dołożenie należytej staranności. W każdym przypadku.
Czyli pana zdaniem obawy lekarzy są na wyrost.
Tak bym nie powiedział, ponieważ ja ich rozumiem! Patrząc wstecz, mają swoje powody, żeby się bać. My od lat mamy w Polsce poczucie obniżonego zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Nie mówię, czy to jest zasadne, czy nie, ale faktem jest takie społeczne poczucie i to poczucie nie wynika w ogóle z tego, że sądy źle orzekają! To wynika raczej z tego, jak one funkcjonują. Że lekarz, któremu ktoś postawi zarzut będzie przez wiele lat się włóczył po sądach, wynajmował adwokatów, tracił czas i pieniądze, a na koniec zostanie co prawda uniewinniony, ale nikt mu tych zmarnowanych lat nie odda i nikt go też nawet nie przeprosi.
Co by pan teraz rekomendował lekarzom? Szef jednej z izb lekarskich alarmuje, że jego koledzy po fachu będą się teraz bali leczyć, a szczególnie ci zabiegowi, specjaliści. Teraz prowadzą coraz więcej działań edukacyjnych, ale też wciąż dyskutują z resortem sprawiedliwości nad zmianą przepisów, np. osobnymi zapisami dla zwodów medycznych.
Odpowiedzialność za nieumyślne spowodowanie śmierci w przypadku zawodów medycznych powinna mieć przepis im konkretnie dedykowany - nie mówię, że ma być zapisany niższy wymiar kary, ale powinno to zostać doprecyzowane, odniesione do okoliczności, w których pracuje medyk. Uważam, że lekarze, ale nie tylko oni - również pielęgniarki, fizjoterapeuci - powinni złożyć dedykowane swojej grupie zawodowej propozycje nowelizacji przepisów. To jest pierwsza rzecz. Druga to konieczność prowadzenia teraz rozmowy, szkoleń dotyczących błędów medycznych, wytłumaczenia na czym to nowe prawo polega i jak wygląda ewentualne postępowanie przed sądem. A trzecia rzecz jest taka, że po prostu, zawsze, należy swoją pracę wykonywać z należytą starannością.