Autor : Aleksandra Kurowska
2022-02-17 13:22
Wobec różnych zapowiedzi reform, restrukturyzacji, koordynacji, sieci onkologicznej - zorganizowanie własnej koordynacji, na swoim terenie, to dobry sposób na ucieczkę do przodu - pisze właściciel Kancelarii Doradczej, Rafał Janiszewski.
Epidemia spowodowała bardzo istotną zmianę w organizacji i strukturze udzielania świadczeń zdrowotnych. Najbardziej uwidocznione jest to w tych placówkach, które były powoływane, w całości lub części, do walki z COVID: gdzie były łóżka lub całe COVID-owe oddziały.
Często były to szpitale, które na danym terenie stanowiły swoistą bazę, podstawę zabezpieczającą potrzeby zdrowotne obywateli. Pacjenci kierowani byli od lekarza POZ do tych właśnie placówek, ponieważ tam otrzymywali najszybszy i najłatwiejszy dostęp do diagnostyki, a później do leczenia.
W niektórych grupach problemów zdrowotnych obserwuję dziś przesunięcie pacjentów z tej dotychczasowej ścieżki - na nową, lub też zupełne ich z niej strącenie. Do tych grup należą np. onkologia. Pacjenci często na własną rękę, komercyjnie, korzystają ze świadczeń diagnostycznych po to, by przyśpieszyć leczenie w placówce publicznej.
Z drugiej strony coraz częściej obserwuję - zwłaszcza w mniejszych, np. powiatowych szpitalach - spadek liczby hospitalizowanych chorych. Niejednokrotnie oddziały chirurgii mogłyby wykonać więcej zabiegów, jednak nie zgłaszają się zdiagnozowani, przygotowani i zakwalifikowani do operacji pacjenci. W mojej ocenie przyszedł czas na inicjatywę świadczeniodawców. Potrzeba nam koordynacji!
Wszak pacjent zgłaszający się dziś do lekarza POZ, często ma możliwość jedynie uzyskania teleporady, w ramach której może dostać zlecenie na wykonanie badań, jednak np. w sytuacji podejrzenia nowotworu - głębszą diagnostykę trzeba wykonać w szpitalu.
Dobrze by zatem było, gdyby funkcjonujący na danym terenie szpital przygotował swoiste zaproszenie do lekarzy POZ, w którym to zaproszeniu określiłby grupy pacjentów, dla których oferuje diagnostykę i leczenie, z jednoczesnym wskazaniem niezbędnych badań i dokumentacji, które POZ winien przekazać szpitalowi kierując chorego.
Sprawdza się rozwiązanie, w którym w szpitalu powołujemy koordynatora, czyli osobę, z którą w celu uzgodnienia leczenia kontaktują się zarówno pacjenci, jak i lekarze POZ. Podobnie ma się rzecz jeśli chodzi o koordynację pomiędzy ośrodkami.
Często jest tak, że ośrodek onkologiczny nie ma możliwości wykonania np. małego zabiegu, ponieważ wymagałoby to, oczywiście, zajęcia bloku operacyjnego, który dziś musi być wykorzystany na zabiegi duże i kompleksowe. Pacjenta naraża to na dłuższy czas oczekiwania, co na ścieżce onkologicznej - mówiąc bardzo delikatnie - nie jest wskazane.
Odpowiednia koordynacja pomiędzy szpitalami może pozwolić, by pacjentom wykonano zabiegi, pobrano materiał do badania, a po otrzymaniu wyniku histopatologii - skierowaniu ich do ośrodków onkologicznych na dalsze leczenie. W teorii dość proste rozwiązanie zostało opisane w zakresie onkologii w projekcie sieci onkologicznej, ale po pierwsze na razie to projekt, a po drugie, w mojej ocenie, projekt trochę oderwany od życia, realiów i specyfiki poszczególnych placówek.
Ponadto taka koordynacja może dotyczyć wszystkich problemów zdrowotnych, nie tylko onkologicznych. Wielu pacjentów oczekuje dzisiaj na specjalistyczną diagnostykę, którą można wykonać w warunkach szpitalnych. Pacjenci zbierają cząstkowe wyniki badań w celu zdiagnozowania wielu chorób przewlekłych, jak również czekają do włączenia monitorowanego leczenia w wielu poważnych schorzeniach.
Koordynacja z mniejszymi ośrodkami może być tutaj zbawienna nie tylko dla samych pacjentów, ale również dla świadczeniodawców, którzy nie wykorzystują dziś wszystkich swoich możliwości, całego swojego potencjału.
Potrzebę koordynacji, ustalanej samodzielnie przez świadczeniodawców, potęguje również zmniejszający się dostęp do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Trzeba sobie także jasno powiedzieć, że epidemia spowodowała istotny wzrost liczby pacjentów, u których schorzenia nie były leczone, w konsekwencji czego dziś mają charakter bardziej zaawansowany i często wymagają diagnostyki oraz leczenia w warunkach szpitalnych. Sami pacjenci mają jednak przeświadczenie, że do szpitala dostać się nie można, a nawet - że jest to niebezpiecznie, gdy w ich placówce są łóżka czy oddziały COVID-owe. Tak przecież nie jest. Często zasoby te są podzielone, a placówki mają możliwość bezpiecznego udzielania świadczeń innych, niż leczenie SARS COV 2.
W mojej pracy coraz częściej odbieram sygnały od mniejszych ośrodków, że w jakiś konkretnych schorzeniach mają możliwość realizacji leczenia, ale zwyczajnie nie ma chętnych pacjentów. Z drugiej strony lekarze POZ cały czas podnoszą, że liczba chorych potrzebujących porady rośnie. I bynajmniej nie są to tylko potrzeby związane z epidemią koronawirusa, ale z wszelkimi chorobami, w tym przewlekłymi, które wymagają czasu, diagnostyki i odpowiednich zasobów do leczenia.
W takich sytuacjach proponuję szpitalom organizowanie spotkań - nawet on line - z lekarzami POZ z ich terenu, gdzie przedstawia się możliwości i propozycje zasad współpracy i koordynacji. Taka kooperacja prowadzi do tego, że mając podejrzenie jakiejś choroby, lekarz POZ kontaktuje się z koordynatorem szpitala lub bezpośrednio wysyła do tegoż szpitala pacjenta. Odbywa się to na zasadach określonych pomiędzy stronami w porozumieniu. Szpital po wykonaniu diagnostyki oraz wdrożeniu leczenia, przekazuje pacjenta pod dalszą opiekę lekarzowi POZ. Oczywiście wraz ze stosowną informacją niezbędną do monitorowania i kontynuacji leczenia.
Uważam, że wobec różnych zapowiedzi reform, restrukturyzacji, koordynacji, sieci onkologicznej - zorganizowanie własnej koordynacji, na swoim terenie, to dobry sposób na ucieczkę do przodu. Do tego zachęcam i w tym placówkom pomagam.