Autor : Katarzyna Lisowska
2021-10-14 11:38
Radioterapia może pomóc w leczeniu chorych na COVID-19. W Polsce z tej metody już się korzysta. O tym, jakie możliwości daje wykorzystanie niskodawkowej radioterapii u pacjentów z COVID-19 mówi nam dr hab. n. med. Tomasz Rutkowski z Zakładu Radioterapii Narodowego Instytutu Onkologii w Gliwicach, zastępca dyrektora ds. naukowych tej placówki.
Większość chorych doświadcza łagodnych objawów COVID-19. Szacuje się, że śmiertelność w całej populacji chorych na COVID-19 wynosi kilka procent. U około 15 proc. chorych dochodzi jednak do zaostrzenia choroby i pojawienia się objawów śródmiąższowego zapalenia płuc, a 5 proc. chorych rozwija ARDS (Acute Respiratory Distress Syndrom) w wyniku tak zwanej „burzy cytokinowej”.
- Ta nieadekwatna, wzmożona prozapalna odpowiedź organizmu na czynnik infekcyjny, rozwijająca się głównie w płucach prowadzi w 50- 80 proc. przypadków do śmierci. Brak obecnie leczenia o udowodnionej skuteczności, które mogłoby powstrzymać narastającą burzę cytokinową prowadzącą do ARDS - wyjaśnia dr hab. n. med. Tomasz Rutkowski.
Dodaje: - U 15 polskich pacjentów z zapaleniem płuc w przebiegu COVID-19 oraz z czynnikami ryzyka rozwinięcia ARDS zastosowano radioterapię na obszar płuc. Dzięki tej metodzie 12 chorych z tej bardzo źle rokującej grupy zostało wyleczonych bez trwałych następstw COVID-19. Okazuje się, że niskie dawki promieniowania jonizującego (Low Dose Radiotherapy, LDRT), wielokrotnie niższe niż te stosowane w leczeniu chorób nowotworowych, mogą być skutecznym narzędziem w leczeniu niektórych chorych na COVID-19.
Jak to działa?
- W powszechnej świadomości radioterapia jest leczeniem stosowanym u chorych na nowotwory złośliwe. Wówczas stosowane są wysokie dawki promieniowania, rzędu kilkudziesięciu Grejów (jednostka określająca ilość energii promieniowania pochłoniętej przez kilogram materii - przyp. red.). Od lat wiemy jednak, że niskie dawki promieniowania jonizującego mają działanie przeciwzapalne. Mówimy tu o dawkach około 1 Gy, czyli o dawkach kilkadziesiąt razy niższych od tych stosowanych w onkologii – wyjaśnia nasz rozmówca.
Jak podkreśla, w dobie pandemii, gdy lekarze zaczęli poszukiwać skutecznych narzędzi terapeutycznych, które pomogłyby chorym z COVID-19 uniknąć niebezpiecznych powikłań infekcji zrodził się pomysł, by do tego celu wykorzystać te właściwości przeciwzapalne promieniowania jonizującego.
- Podjęliśmy próbę wykorzystania przeciwzapalnych właściwości niskich dawek promieniowania jonizującego do zahamowania kaskady zapalnej, która jest wywołana przez koronawirusa i która szczególnie dramatycznie przebiega w płucach. Chorzy z grupy ryzyka, którzy mogą odnieść korzyść z tej nowatorskiej metody leczenia mają wysokie poziomy markerów prozapalnych, niską saturację oddechową i wymagają suplementacji tlenem, ale nie wymagają jeszcze mechanicznego wspomagania oddychania – wylicza dr hab. Tomasz Rutkowski.
Brak alternatywnej metody
Jak tłumaczy, u większości z nich zastosowanie radioterapii na obszar płuc daje szansę na zatrzymanie rozwijającego się tam zespołu ostrej niewydolności oddechowej (ARDS), czyli wyrzutu cytokin prozapalnych, które niszczą płuca i są odpowiedzialne w rezultacie za ich niewydolność.
- Nie działamy w tym przypadku na wirusa, tylko na konsekwencje infekcji wirusowej - komentuje i zaznacza, że trudno skuteczność tej metodę porównać do innych, ponieważ takie praktycznie nie istnieją.
- Nie ma obecnie skutecznych standardów leczenia przyczynowego w grupie chorych z wysokim ryzykiem rozwinięcia się ARDS. Wobec braku skutecznej alternatywy przeciwzapalne działanie promieniowania jonizującego stanowi wartościową opcję terapeutyczną, szczególnie, że jest ona klinicznie dość dobrze udokumentowana – przekonuje wicedyrektor NIO.
Jak wyjaśnia, w pierwszych dekadach ubiegłego wieku, kiedy dostęp do antybiotyków był ograniczony, wykorzystywano promieniowanie jonizujące do leczenia stanów zapalnych różnych lokalizacji, w tym również do leczenia chorych na zapalenie płuc. Wyniki tych prób były zaskakująco dobre.
Ta metoda terapeutyczna jest dostępna w Gliwickiej palcówce od grudnia 2020 r. W ten sposób leczono tu 15 chorych. Dr hab. Tomasz Rutkowski podkreśla, że metoda ta jest bardzo dobrze tolerowana przez chorych, a jej skuteczność jest prawie natychmiastowa. U prawie wszystkich chorych uzyskano znamienną poprawę saturacji już 24 godziny po napromienianiu i był to trwały efekt, który umożliwił większości z tych pacjentów opuszczenie szpitala w ciągu kolejnych 2 tygodni.
- Oczywiście o ile wysokie dawki radioterapii niosą ze sobą pewne ryzyko wywołania wtórnych nowotworów złośliwych w dłuższym okresie po jej zastosowaniu, to w przypadku tak niskich dawek ryzyko takie wydaje się nieistotne w zestawieniu z poprawą kliniczną, którą uzyskują ci krytycznie chorzy.
Kto może skorzystać z tego leczenia?
Potencjalnym beneficjentem tej metody jest chory z rozpoznanym klinicznie i radiologicznie zapaleniem płuc w przebiegu COVID- 19, który ma saturację tlenu w zakresie 90 proc.- 80 proc., ale jeszcze nie wymaga wspomaganej wentylacji. - W tym przypadku ta metoda może uratować chorego przed dalszymi niebezpiecznymi dla życia etapami choroby – podsumowuje nasz rozmówca.
Czytaj też:
M. Miłkowski o liście leków i konsultacjach zmian ustawy refundacyjnej
Polska chce samodzielnie gromadzić zapas leku na COVID-19
Co dalej z ustawą o Funduszu Kompensacyjnym?
Polskie Towarzystwo Onkologiczne wybrało przewodniczącego-elekta