Autor : Aleksandra Kurowska
2020-09-11 13:28
13 września obchodzimy Światowy Dzień Sepsy, ustanowiony dla podnoszenia poziomu wiedzy na temat tej specyficznej reakcji organizmu na zakażenie. Eksperci podkreślają, że część przypadków sepsy można wiązać ze zjawiskiem nadużywania antybiotyków, które to jest przyczynkiem do rozwój bakterii odpornych na dostępne leki.
Sepsa to nadmierna, nieprawidłowa reakcja organizmu na zakażenie, do której mogą prowadzić zarówno bakterie, jak i wirusy czy grzyby. Najnowsze badania WHO dowodzą, że sepsa zabija ludzi częściej niż nowotwory. Co więcej ryzyko wystąpienia sepsy jest największe w grupie noworodków i małych dzieci, a także osób, które ukończyły 65. rok życia oraz osób przewlekle chorych.
Różnice i podobieństwa
- Sepsa to problem bardzo złożony. Chodzi o to, że tym samym mianem określa się różnorodne stany chorobowe. Czym innym jest sepsa meningokokowa, choroba, która potrafi zdrowe dziecko czy zdrowego dorosłego człowieka pozbawić życia w ciągu kilkunastu do kilkudziesięciu godzin, a czym innym jest sepsa u osoby, która przebywa na oddziale intensywnej terapii przez wiele tygodni czy miesięcy i w końcu dochodzi u nich do ogólnego zakażenia, które jest ostateczną przyczyną zgonu. Czyli nazywa się tak samo dwie zupełnie różne choroby – mówi nam prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii dr hab. Ernest Kuchar z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Dodaje jednak, że najważniejsze cechy tych chorób są wspólne. - Sepsa jest patologiczną reakcją układu immunologicznego na zakażenie. To stan, w którym sam układ immunologiczny błędnie reaguje na zakażenie i w efekcie więcej szkodzi organizmowi niż mu pomaga – wyjaśnia ekspert.
Jednocześnie Ernest Kuchar przypomina, że nieleczona sepsa jest śmiertelna. Pacjent wchodzi bowiem w wstrząs septyczny i bez podjęcia intensywnego leczenia za pomocą antybiotyków i płynów, może dojść do zgonu.
Poważny problem placówek szpitalnych
- Jeśli chodzi o choroby zakaźne, często koncentrujemy się na sepsie wywołanej przez nagłe zakażenie bakteryjne, bo temu potrafimy zapobiegać. Natomiast jeśli chodzi o sepsę u osób przewlekle chorych, zazwyczaj starszych, z wieloma problemami, tutaj problemem jest to, że sepsy coraz częściej wywołują bakterie wielooporne, czyli takie, które uodporniły się na liczne antybiotyki – wyjaśnia Kuchar.
Dodaje, że zazwyczaj stany te wywołują bakterie obecne w szpitalach, a najbardziej narażonymi są osoby obłożnie chore, poddawane długiej hospitalizacji, w trakcie której najpierw przebywają na oddziale internistycznym czy zabiegowym, a następnie trafiają na oddział intensywnej terapii.
- W przypadku takich pacjentów, którzy często są również nieprzytomni, może dochodzić łatwiej do zakażeń. Przy wszystkich urządzeniach medycznych, wkłuciach i innych inwazyjnych działaniach medycznych, cewnikach do żył, do pęcherza, sondach, dochodzi do naruszenia naturalnych barier organizmu. A w środowisku szpitalnym, gdzie wiadomo, że są bakterie oporne na antybiotyki, wiąże się to z ryzykiem zakażenia i często właśnie kończy się zakażeniem bakteriami „szpitalnymi” – mówi ekspert.
Zużywamy amunicję – antybiotyki przestają działać
Ernest Kuchar przypomina, że w takiej sytuacji często niezbędna jest antybiotykoterapia. Problemem okazuje się jednak jej skuteczność. Zdaniem eksperta temu zjawisku często jesteśmy sami winni.
– Antybiotyki, które ratują życie, nadużywamy w banalnych zakażeniach i to najczęściej wirusowych. Najczęstszym przypadkiem nadużywania antybiotyków jest przeziębienie. Niektórym się wydaje, że to przyspieszy wyzdrowienie. Trzeba jasno powiedzieć, że medycyna przy całym swym rozwoju jest bezsilna wobec przeziębienia. Przeziębienie leczone trwa tydzień, nieleczone 7 dni. Ludzie biorąc antybiotyk proszą o cud – o szybkie wyzdrowienie, natomiast nie ma czegoś takiego. My możemy tylko złagodzić dolegliwości. I to pacjenci muszą zrozumieć, a nie domagać się antybiotyku, który jest im zupełnie niepotrzebny – ostrzega Kuchar.
Czemu to takie ważne? - Przez to, że antybiotyk jest stosowany w tak banalnych dolegliwościach, bo tych przeziębień jest pełno i przeciętne dziecko może mieć je nawet 10 razy w roku, ten antybiotyk stopniowo przestaje być skuteczny. Co więcej mamy doniesienia, że preparaty te znajdują się w wykrywalnym stężeniu nawet w wodzie w Wiśle. W efekcie bakterie wywołujące infekcje, a które były wrażliwe na dany lek, przystosowują się i powoli stają odporne. Podcinamy gałąź, na której siedzimy– wyjaśnia ekspert.
Niestety, ma to swoje groźne konsekwencje. - W efekcie, gdy potrzeba nam antybiotyku, żeby naprawdę ratować życie, bo ktoś ma ciężkie bakteryjne zapalenie płuc, wówczas okazuje się, że ten antybiotyk jest nieskuteczny – dodaje. Jego zdaniem społeczeństwo marnuje antybiotyki na katar, a w sytuacji gdy stają się one niezbędne do ratowania życia to okazuje się, że medycyna staje się bezradna.
Materiał powstał we współpracy z firmą Pfizer, która jest partnerem cyklu „Tygodnia z antybiotykoopornością”.
Światowy Tydzień Wiedzy o Antybiotykach, ustanowiony przez Światową Organizację Zdrowia obchodzony jest w listopadzie.
Redaktor naczelna, od ponad 20 lat pracuje w mediach. Była redaktor naczelna Polityki Zdrowotnej, redaktor m.in. w Rzeczpospolitej, Dzienniku Gazecie Prawnej. Laureatka branżowych nagród dla dziennikarzy i mediów medycznych oraz Polskiej Izby Ubezpieczeń. Kontakt: aleksandra.kurowska@cowzdrowiu.pl