Autor : Jakub Wołosowski
2022-04-25 11:56
Od kilkunastu dni słyszymy, że polski rząd nie będzie przyjmował kolejnych dawek szczepionek przeciwko COVID-19. Powodem jest konieczność zajęcia się uchodźcami z Ukrainy. Gra idzie o duże pieniądze, od 10 do 12 mld zł, bo rząd zamówił ponad 200 mln dawek. „Ciut” za dużo, bo oznaczałoby to, że każdy Polak mógłby zaszczepić się po 5 razy.
Rozpoczął się Europejski Tydzień Szczepień, a w Polsce szczepionki stały się poważnym tematem polityczno-finansowym. To za sprawą dostaw szczepionek przeciwko COVID-19. Tuż przed świętami Wielkanocnymi minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział, że Polska wycofa się z umowy z Pfizerem na realizację kolejnych dostaw, a później dodał, że miałoby to dotyczyć także umów z pozostałymi koncernami. Ruch ten szef resortu zdrowia tłumaczył koniecznością poszukiwania pieniędzy na pomoc uchodźcom z Ukrainy. Wskazywał, że dla samego systemu ochrony zdrowia każdy milion Ukraińców to dodatkowy wydatek rzędu 300 mln zł miesięcznie, a do tej pory Polska koszt ten musi ponosić sama, bo pieniędzy z Unii Europejskiej nie ma.
W zeszłym tygodniu polski rząd poinformował Pfizera, że nie odbierze i nie zapłaci za dostawę 67 mln dawek szczepionki o wartości 6 mld zł. Oczywiście firma farmaceutyczna będzie chciała walczyć o swoje i sprawa najpewniej trafi do sądu. Kolejne koncerny zapewne postąpią podobnie. Jak podaje "Wirtualna Polska" łączna wartość zamówionych i nieużytych szczepionek przekracza 10 mld zł. Przypomnijmy, że rząd szukał w temacie zerwania umów partnerów w Unii Europejskiej, ale okazało się, że chociaż inni też mają zapasy, to nikt nie chce tak poważnych kroków podejmować.
W magazynach wciąż mamy 25 mln dawek, które czekają na chętnych. Niemal połowę tego, ile do tej pory podano - 55 mln dawek. Warto też wspomnieć, że Polska oddała bądź sprzedała kilkadziesiąt milionów dawek do innych państw. Oczywiście, gdy trwały negocjacje dostaw szczepionek, rząd nie mógł przewidzieć, ile osób się u nas zaszczepi. Liczono na to, że zainteresowanie nimi będzie znacznie większe. Jednak zamówienie 200 mln dawek zdaje się być mocną przesadą. Zwłaszcza, że zamówienia dokonywano w momencie, gdy omawiano dopiero słuszność podania drugiej dawki.
- Nie akceptuję twierdzeń o nieudolności, bezmyślności, braku wiedzy, nieprzygotowaniu czy głupocie przy zakupie szczepionek. Prawda jest taka, że dwóch uczniów szkoły podstawowej z kalkulatorami w rękach dokonałoby rozsądniejszej transakcji, niżeli dokonali politycy i urzędnicy w imieniu polskiego państwa – mówi w rozmowie z WP.PL Krzysztof Łanda, wiceminister zdrowia w rządzie Beaty Szydło.
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, też jest zdziwiony ogromem tego zamówienia. "Nie znajduję argumentu za tym, by zamówić szczepionki w liczbie pozwalającej na podanie pięciu dawek każdemu Polakowi".
WP.PL nieoficjalnie w rozmowie z przedstawicielem Kancelarii Premiera Rady Ministrów (KPRM) dowiedziało się, że tak duże zamówienie wynika z atmosfery chaosu i w czasie pandemii. Gdy zamawiano szczepionki były wątpliwości co do tego, czy dostawy będą w pełni realizowane. Polacy woleli zamówić znacznie więcej wychodząc z założenia, że wówczas przynajmniej część towaru przyjdzie.
"Początki pandemii to był czas, gdy kupowaliśmy wszystko, co było dostępne na rynku. Wiele państw tak robiło. Ze szczepionkami zrobiono tak samo. Prawda jest taka, że nikt wówczas nie zastanawiał się, co się stanie, jeśli szczepionki zostaną i będzie je trzeba zutylizować. Wszyscy myśleliśmy, co zrobić, żeby w ogóle były" - mówi anonimowy rozmówca WP.PL.
Dziś widzimy tego konsekwencje. Sytuacja może nie byłaby tak dramatyczna, gdyby poziom wyszczepienia w Polsce był wyższy, ale rząd niewiele zrobił w tej materii. Owszem była loteria szczepionkowa, kampania reklamowa i nawet konkursy dla gmin. Jednak w ocenie ekspertów rząd nie zrobił nic, by dotrzeć do tych naprawdę nieprzekonanych. Powód?
Prof. Bolesław Samoliński, specjalista zdrowia publicznego z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, w rozmowie z WP.PL zauważa, że problemów w tym temacie było wiele. Jednak ma „podejrzenie, że to skutek tego, iż nałożenie na siebie map zaszczepionych i preferencji politycznych wyborców jasno pokazuje, że prawicowy elektorat był mniej chętny do szczepienia. Sądzę, iż rządzący uznali, że przekonywanie go do szczepionek mogłoby odbić się negatywnie na wyniku kolejnych wyborów".
Zakup respiratorów - co w tej sprawie postanowiła NIK?
Nowa lista leków refundowanych w liczbach - grafika
Szczepienia przeciwko HPV – od kiedy będą w kalendarzu szczepień?