Autor : Aleksandra Kurowska
2021-02-12 15:13
Co będzie w "piątce Niedzielskiego", gdzie będzie można zrealizować "bon" na badania diagnostyczne, co dalej ze szpitalami powiatowymi i ich dyrektorami oraz jakie są plany dotyczące finansów ochrony zdrowia. O tym, z ministrem zdrowia Adamem Niedzielskim rozmawiały Aleksandra Kurowska i Marta Markiewicz-Melon z redakcji #CwZ.
Jakie plany na nadchodzące tygodnie i miesiące przedstawi Pana resort w kontekście tzw. recovery plan i reformy systemu? Czy plany dotyczące uwolnienia limitów na specjalistykę, o których mówili już Pana poprzednicy nadal są w grze?
Co więcej, taki program jest już gotowy. Siłą rzeczy epidemia systematycznie przesuwała termin jego wprowadzenia. Teraz wszyscy się rozglądają dookoła, jedni myślą o luzowaniu restrykcji, a ja myślę o tym jak odmrażać system opieki zdrowotnej. Uwolnienie limitów do świadczeń specjalistycznych ma być składową tego odmrażania.
W zeszły czwartek ogłosiliśmy przekształcenie pilotażu krajowej sieci onkologicznej w rozwiązanie systemowe. Minister Sławomir Gadomski pracuje już nad szczegółami, a przedstawione przez nas założenia są już przygotowane i skonsultowane ze środowiskiem. W onkologii ścieżka jest zarysowana.
Ale w Polsce palącym problemem jest nie tylko onkologia…
Krokiem numer dwa w zaplanowanym pakiecie odmrażającym jest pójście kardiologii drogą wytyczoną dla onkologii. To jest temat wbrew pozorom niebanalny, ponieważ środowisko kardiologów miało do tej pory pomysł polegający na budowaniu programów dla poszczególnych chorób tak jak miało to miejsce z KOS-Zawałem. Ja podjąłem nieco inną decyzję i przyjąłem, że kardiologia pójdzie śladami onkologii, czyli robimy sieć. Będzie tu coś w rodzaju ścieżki pacjenta dla różnych chorób, ale to wszystko będzie odbywać się w ramach sieci, w której określone zostaną role instytucjonalne dla ośrodków referencyjnych. Wspólnie z panem premierem zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie prac nad krajową siecią kardiologiczną. Na razie będzie to pilotaż, który pozwoli nam dopracować koncepcję i ją przetestować nie tylko pod kątem funkcjonowania sieci, ale również przyspieszenia realizacji procedur. Faktem jest, że ze względu na pandemię mamy duży deficyt zdrowia, który wynika między innymi z tego, że było wykonywanych mniej zabiegów. Stąd też pomysł na realizację tego pilotażu nie tylko, żeby przetestować rozwiązanie systemowe, ale również po to, żeby przyspieszyć wykonywanie poszczególnych procedur w zakresie kardiologii.
Jak będzie wyglądać jego realizacja i finansowanie?
Zaplanowany pilotaż przeprowadzimy na Mazowszu. Świadczenia realizowane w jego ramach będą wyłączone z ryczałtu. Z tego też względu realizacja w skali całego kraju nie była na dziś możliwa – szczególnie teraz w wymagającym okresie epidemii. Finansowanie procedur realizowanych w ramach pilotażu będzie odbywało się tzw. DL-em, czyli współczynnikiem, który pozwala wprowadzać pewną korektę.
Krajowa Sieć Onkologiczna i Krajowa Sieć Kardiologiczna to pierwsze dwie składowe pakietu odbudowy. Zostały nam kolejne trzy, które mam nadzieję ogłosimy za dwa tygodnie. Całość stanowić będzie pakiet pięciu rozwiązań w zakresie odbudowy zdrowia Polaków. Pozostałe trzy elementy to: delimityzacja dostępu do specjalistyki, szeroki pilotaż rehabilitacji post-covidowej, który pozwoli nam wskazać konkretne ośrodki i kryteria jego realizacji. W przypadku tego pomysłu wartością będzie powszechność dostępu. Tu chcemy wypracować schemat postępowania, który ustalimy również z Krajowa Izbą Fizjoterapeutów. I wreszcie ostatnia rzecz, która i politycznie i społecznie jest oczekiwana, czyli profilaktyka 40+. W stosunku do pierwotnych zapowiedzi będziemy jednak chcieli zmienić logikę tego programu. Na początku myśleliśmy bowiem o standardowo definiowanym programie, przy okresowych jego powtórzeniach. Obecnie jednak zdefiniujemy go jako świadczenie, które śmiało możemy nazywać bilansem zdrowia postpandemicznego. Jego wdrożenie jest istotne z punktu widzenia zaniedbań zdrowotnych z czasu pandemii. Skorzystać z niego będzie mogła każda osoba w wieku między 40 a 65 rokiem życia. W ramach bilansu osoba z tej grupy wiekowej będzie mogła zrobić podstawowy pakiet badań, obejmujący m.in. morfologię, poziom hormonów tarczycy u kobiet, czy PSA u mężczyzn. Bilans będzie mógł być zrealizowany wszędzie, także w prywatnych laboratoriach.
Czy to oznacza, że będzie on odrębnie finansowany i nie będzie uszczuplać stawki kapitacyjnej podstawowej opieki zdrowotnej?
Bilans nie będzie wpływał na stawkę kapitacyjną, bo będzie finansowany odrębnie - w formie pewnego rodzaju bonu. Każdemu obywatelowi w wieku 40-65 lat zostanie wystawione skierowanie - tak jak ma to miejsce obecnie w szczepieniach – i to skierowanie będzie podstawą wykonania badania w dowolnym miejscu, niekoniecznie przez POZ.
Czy placówki je realizujące będą musiały mieć kontrakt z NFZ?
Nie. Ponieważ chcemy, by zadziałało to szybko, mamy świadomość, że nie możemy opierać się wyłącznie na publicznej infrastrukturze. Będzie to rozliczane w formie „fee for service” (opłata za usługę – przyp. red.), co oznacza refinansowanie kosztów badania przez NFZ po ich wykonaniu.
Rozumiem, że pacjent będzie zostawiał bon, który będzie podstawą do pokrycia przez NFZ należności?
Nie, pacjent będzie w placówce podawał swój numer PESEL, na podstawie którego będzie dokonywana weryfikacja i finansowanie.
To oznacza stworzenie bazy pacjentów, która pozwoli uniknąć sytuacji, w której pacjent zrealizuje bilans np. dwa razy?
Tak, to będzie rejestrowane w centralnym systemie. Rozwiązanie to będzie analogiczne do tego, które obecnie mamy w przypadku szczepień. Zapewne będzie opracowane na bazie tego samego systemu. Wyniki zinterpretuje nasz lekarz rodzinny.
A jakie mogą być koszty realizacji bilansu w tej grupie Polaków?
Na pewno duże, ale to nie jest najważniejsze.
Ale i oszczędności.
Mamy już wstępne szacunki, ale parametrem krytycznym będzie liczba osób, które wyrażą zainteresowanie tym rozwiązaniem. Muszę przyznać, że obserwacje z pandemii wskazują, że Polacy niestety swoim zdrowiem się nie interesują, nawet w momentach kiedy sytuacja jest krytyczna. Analiza liczby zgonów prowadzi nas do wielu wniosków, ale jeden z nich wskazuje, że za część zgonów rzeczywiście odpowiada przeciążenie systemu, natomiast za częścią z nich stoi brak odpowiedzialności Polaków za swoje zdrowie i lekceważący stosunek do kondycji zdrowotnej. W wielu przypadkach pacjenci odwlekali decyzję o udaniu się do lekarza czy nawet szpitala tłumacząc, że dziś to nie, jeszcze nie, a potem nagle się okazywało, że wartość saturacji wynosi zaledwie 60…
Jakie jeszcze plany – niekoniecznie związane z walką z pandemią - ma kierowany przez Pana resort?
Rzeczywiście staramy się działać również w obszarach niezwiązanych z epidemią. Tutaj mamy jeszcze jedno bardzo ważne zagadnienie. Przygotowaliśmy Policy Paper, który będzie strategią dla zdrowia. Ten dokument jest wymagany przez Komisję Europejską, jako warunek wydatkowania środków. Przez ostatnie trzy miesiące wspólnie z zespołem doradców pod przewodnictwem prof. Tomasza Hryniewieckiego wykonaliśmy potężną pracę. Przygotowany dokument w swojej diagnozie jest oparty na tym, co było wypracowane w ramach debaty „Wspólnie dla zdrowia”. Na bazie tego, ale też uwzględniając moje doświadczenie z NFZ czy z innych instytucji publicznych oraz w oparciu o zrównoważoną kartę wyników, przygotowaliśmy dużą strategię systemową z deklaracją celów, mierników działań, które zamierzamy podjąć. Dokument ten został również uspójniony z koncepcją premiera Mateusza Morawieckiego dotyczącą Nowego Ładu. Myślę, że po publikacji Nowego Ładu, która nastąpi już wkrótce, zaprezentujemy i przekażemy do konsultacji Policy Paper. Zastrzegam jednocześnie, że nie jest to jeszcze finalny produkt, ale dokument który chcemy poddać eksperckiej dyskusji. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolony z tej ponad 3- miesięcznej pracy, którą wykonali eksperci zewnętrzni oraz pracownicy Ministerstwa Zdrowia. Liczę, że to nie będzie wyłącznie dokument wymagany przy okazji wydatkowania środków unijnych, ale będzie on rzeczywistą strategią dla zdrowia na kolejnych co najmniej 6-7 lat. Myślę, wywoła bardzo dużo dyskusji w środowisku ochrony zdrowia.
A jeżeli mówi Pan o badaniach 40- latków to chciałabym wrócić do postulatów podnoszonych przez diagnostów. Pana poprzednik obiecywał im podwyżki, ale albo ich nie dostali albo bardzo niewielkie. Skoro MZ nie chce już kierować środków na podwyżki osobnym strumieniem to czy jest np. szansa, żeby badania diagnostyczne byłyby osobno wyceniane?
W trakcie ostatnich rozmów na temat wynagrodzeń obecna była prezes Alina Niewiadomska i przedstawiciele dwóch związków zawodowych. Rzeczywiście diagności laboratoryjni są grupą, która została wyartykułowana w definiowanej siatce płac. Oni również są brani pod uwagę jako standardowa grupa, która zostanie objęta podwyżkami w ramach tej siatki.
Ale czy jest szansa, że oni będą w ogóle jakoś wyłączeni np. ze stawki płaconej podmiotom medycznym choćby w wybranych zakresach?
Pyta Pani o możliwość wyłączenia badań diagnostycznych z ryczałtu i finansowania ich w ramach “fee for service”? Myślę, że najpierw trzeba rozmawiać przede wszystkim z płatnikiem. Jeżeli robimy taryfikację JGP-ów (jednorodne grupy pacjentów - przyp. red.) to one zawsze uwzględniają wykonanie diagnostyki. Oczywiście możemy sobie zafundować ogromne przedsięwzięcie analityczne, żeby wyłączyć tę diagnostykę, ale nie wiem czy poza ćwiczeniem, które będzie z tego wynikało, uda się nam osiągnąć coś więcej. Bo to nie będzie przecież oddzielne laboratorium, które będzie miało rozliczane JGPy.
A jeżeli chodzi o rachunek kosztów – bo wiem, że większość placówek w ogóle nie wdrożyła tego nowego?
Będą kontrolowani i karani za niespełnianie standardów.
Placówki wytykają jednak stosunkowo dużo różnych błędów, pojawiających się w tym rachunku kosztów. Wiele placówek cały czas kontaktowało się z AOTMiTem w tej sprawie. Kolejna rzecz – do tego trzeba oprogramowania i ludzi, którzy te koszty będą liczyć.
Ja mam zupełnie inne informacje ze strony AOTMiT-u, który przeprowadził całą serię szkoleń. Proszę zwrócić uwagę, że to nie jest projekt, z którym szpitale w trybie nagłym się zetknęły. To jest projekt, który już raz był przekładany o rok, bo miał wejść od stycznia 2020.
Ale w międzyczasie zupełnie inaczej wiele zapisów sformułowano. Opublikowano przepisy na nowo i znów dość późno.
Nie, moim zdaniem to nie jest prawdziwa teza. Rachunek kosztów jest warunkiem koniecznym do rozpoczęcia dyskusji o efektywności działania całego sektora medycznego.
Ja też uważam, że to są ważne informacje, choć rozumiem też, ze w czasie COVIDu niektóre wyliczenia są dla placówek trudne. Na przykład wyliczanie, jaka część środków czystości idzie na ten podział, a jaka na inny…
Ale do tego stosuje się mnożniki i podzielniki. To nie jest czynność, którą się wykonuje codziennie i stosuje się do niej klucze rozliczeniowe. Każdy finansista wie, że w kontrolingu są pewne podziały kosztów stałych, rozliczane na różne aktywności albo na różne centra kosztowe.
Ostatnio zapowiedziano również zmiany, które chcielibyście państwo wdrożyć w obszarze własności szpitali. Po reakcjach samorządów można wnioskować, że Ministerstwo Zdrowia czeka ostre starcie.
Rzeczywiście z tych komentarzy, które widzę, szykuje się ostre starcie. Ale po naszej stronie są argumenty wskazujące, że obecne rozdrobnienie struktury właścicielskiej jest absolutnie nie do utrzymania. Nie ma mowy, żeby dalej ciągnąć taką strukturę własności szpitali, bo jest ona jednym z metaproblemów systemu opieki zdrowotnej. Jeżeli mamy zlokalizowane obok siebie dwa szpitale mające dwóch właściciel, to bardzo często ich działalność się pokrywa. W rzeczywistości więc mamy na przykład dwie porodówki obok siebie i brak kobiet rodzących na pełne zapełnienie nawet jednej. Tymczasem jeden oddział mógłby się skupić na kwestiach zabiegowych. Niestety takie decyzje nie są podejmowane i nie dlatego, że są nieracjonalne. Zazwyczaj dyrektorzy obu szpitali z pewnością by się dogadali, ale później ich ustalenia muszą zostać zaakceptowane przez właściciela, którym jest starosta powiatowy. Tutaj zaczynają się zazwyczaj problemy, bo każdy z nich ma inne interesy lokalne i nie zawsze lub wręcz rzadko prowadzą one do podejmowania decyzji zmierzającej do optymalizacji w większej skali. Pod tym względem to jest bardzo poważna bariera. Drugim problemem, który ujawnił się m.in. w czasie pandemii, jest fakt, że mnogość właścicieli rodzi ogromne problemy w zarządzaniu placówkami w sytuacjach kryzysowych. W efekcie nie można sterować swobodnie np. tą częścią szpitalnictwa, która jest przekazywana na zwalczanie choćby zagrożeń epidemicznych. Teraz mamy SARS-CoV-2, ale być może za dwa lata pojawi się inne zagrożenie. My musimy mieć strukturę, która będzie przygotowana do zarządzania kryzysowego. Struktura szpitalna z rozproszonym właścicielstwem jest nieprzygotowana do zarządzania kryzysowego.
To jak przeprowadzić taką zmianę?
To nie jest proste, ale na pewno trzeba uprościć strukturę właścicielską. Mamy tu dość dużo zagadnień prawnych i one w tej chwili są rozstrzygane. Nie będę przesądzał, który model jest najlepszy. Wśród modeli, które są analizowane są takie, w których wojewodowie wykonują funkcje właścicielską tych szpitali, albo czynią to oddziały NFZ, albo specjalna Agencja Rozwoju Szpitalnictwa, która będzie do tego celu powołana. I jednym z modeli, które analizujemy jest również opcja, by szpitale nie trafiły do administracji centralnej tylko pod zarząd marszałka województwa. To są cztery, rozważane scenariusze, ale w tej chwili nie ma wskazania na żadną z tych ścieżek.
Drugie zagadnienie, które jest szalenie trudne, to kwestia restrukturyzacji zadłużeń. Musimy bardzo dokładnie wymierzyć, ile z tego długu wynika ze złego zarządzania, a ile jest konsekwencją tego, na co wskazywał w swoim wyroku Trybunał Konstytucyjny, czyli centralnych regulacji, które powodują zwiększenie realne kosztów funkcjonowania.
Do kiedy ten wyrok TK trzeba uwzględnić? Czasu zostało chyba niewiele.
Do kwietnia. To jest kolejne wyzwanie, chociaż jeszcze w ramach tego pierwszego obszaru, czyli struktury właścicielskiej. Już w tej chwili samorządy alarmują, że jeśli zdecydujemy się na zmiany właścicielskie, to one mają roszczenie do majątku placówek, który został im przekazany w drodze inwestycji. To też jest sprawa do rozstrzygnięcia. Nie ma tu gotowego scenariusza.
Czyli mamy strukturę właścicielską, mamy restrukturyzację zadłużenia i jeszcze trzy inne obszary, które będą rozstrzygnięte. Wśród nich jest profesjonalizacja zarządzania. Chcemy, żeby powstał standard zarządzania szpitalami. Chcemy stworzyć pewne formalne wymogi dla kadry zarządzającej szpitalami: trzeba byłoby zdać egzamin, wykazać się konkretnymi kompetencjami. Od kadry zarządzającej zbyt wiele zależy, by pozostawić tu zbyt niski poziom kompetencji.
A jeżeli ktoś z kadry zarządzające ma już dyplom MBA… zarządza od lat placówkami, to też ma zdawać taki egzamin?
Będziemy myśleli nad wdrożeniem kryteriów, które będą zwalniać z egzaminów, tak jak w przypadku spółek skarbu państwa.
Czwartym obszarem będzie funkcja nadzoru właścicielskiego, który niezależnie od tego, kto będzie faktycznym właścicielem, zgodnie z założeniami z czterech scenariuszy, będzie realizowany przez Agencję Rozwoju Szpitalnictwa. Ten nadzór musi być sprofesjonalizowany. Będzie się on także odnosił do drugiego obszaru, czyli restrukturyzacji finansowej. W Agencji będą pracować ludzie, którzy wykażą się umiejętnością tworzenia programów naprawczych, analizowania danych finansowych, czy w końcu będą mieli możliwość ingerowania w zarządzanie poszczególnymi jednostkami. Agencja będzie taki nadzór sprawowała niezależnie od obranego w sferze właścicielskiej wariantu.
A my w ogóle mamy takie kadry w obszarze zdrowia? I jest ich wystarczająca liczba?
Analityków w kraju mamy wielu. Agencja Rozwoju Szpitalnictwa będzie profesjonalnym podmiotem administrującym i poniekąd instytucją finansową. Będzie furtką do funduszy restrukturyzacyjnych.
I skąd zaciągniemy tych analityków?
Z rynku.
A z jakiego?
Z polskiego. Nie będziemy sprowadzać zza granicy.
Nie o to mi chodzi. Zastanawiam się, czy faktycznie mamy takich specjalistów, bo oczekiwań jest całkiem sporo…
Mamy.
Jaką mamy perspektywę czasową? Kiedy może to wystartować?
Startujemy nie wcześniej niż 1 stycznia 2022 r. Wcześniej nie ma opcji. Jest tu bowiem jeszcze jeden element, którego nie wymieniłem, czyli sieć. Musimy bowiem zdefiniować sieć szpitali na nowo i w tej nowej sieci mamy założenie odejścia od tradycyjnych kryteriów względem udziałów referencyjności. Chcemy myśleć dwupodziałem sieci. W efekcie powstanie sieć, coś jak część „ogólna” i „elitarna”. Elitarna będzie kwalifikowana na podstawie spełniania konkretnych standardów wskaźników w trzech obszarach: klinicznych (zestaw 10 wskaźników), klienckich (które mówią o tym, jak jest obsługiwany pacjent) i zarządzania finansami.
Agencja będzie w pewnym sensie wykonywała również te decyzje optymalizacyjne. Ocena ośrodków będzie realizowana przez pryzmat map potrzeb zdrowotnych, które są dopracowywane. Na podstawie tych trzech wskaźników szpitale będą podzielone na sieć, która otrzymuje korektory finansowe i nie będzie miała limityzacji świadczeń. Reszta placówek, która również będzie w sieci, utrzyma za to przywilej braku obowiązku uczestniczenia w konkursach.
Tu pojawia się wątek Ustawy o jakości. Wielu pacjentów chciałoby sprawdzić wskaźniki jakościowe dotyczące ośrodka, w którym planuje się leczyć. Jakieś inne niż wpisy w mediach społecznościowych, na które obecnie jesteśmy jako pacjenci zdani czy pytanie znajomych, którzy „znają kogoś” ze szpitala. Czy będzie to jakoś przekute w parametry czytelne dla pacjentów?
Ustawa o jakości będzie pierwsza w kolejności. Ten projekt, o którym mówiłem przed chwilą, jest na pewno trudniejszy w realizacji. Ustawa o jakości ma być natomiast konstytucją rejestrów. Ma określać, jak powinny być one prowadzone, żeby były po pierwsze uspójnione, a po wtóre na bieżąco przekazywały dane. MZ ma być dysponentem danych w tym systemie. Druga rzecz to system no-fault, o którym rozmawiamy z ministrem Bartłomiejem Chmielowcem, rzecznikiem praw pacjenta. Usystematyzowane zostanie tam również płacenie za jakość. Ta jakość ma być definiowana przez trzy sfery, o których mówiłem w przypadku sieci i ma być podstawą do zwiększenia płatności.
Jeszcze są dwa zakresy. Autoryzacja podmiotów leczniczych – tutaj chcielibyśmy, żeby to zespół kontrolerski NFZ dokonywał wizyt autoryzacyjnych, które obecnie są bliżej wojewodów. I wreszcie obszar akredytacji. Akredytacja, która będzie na pewno jedną ze składowych tych dziesięciu klienckich składników jakości zarządzania.
Czy akredytacja uwzględniana w tym procesie to będzie tylko z Centrum Monitorowania Jakości? Kiedyś oddziały NFZ premiowały też np. ISO.
Nie, na razie tutaj będzie najmniej zmian. Zmiana fundamentalna dotyczy tego, że dotychczas jednym rynkowym elementem rozpoznawania jakości była akredytacja, teraz będziemy bliżej takiego kompleksowego spojrzenia. Będziemy mieli w trzech obszarach po dziesięć składników. I oczywiście te składniki będą publicznie dostępne. Warunkiem bycia w sieci elitarnej jest bieżące publikowanie i branchmarking składników w obszarze jakości.
Dla tych innych placówek też będą te dane publikowane?
Na razie myślimy przede wszystkim o szpitalnictwie. Nasz pakiet reform obejmuje piątkę dla zdrowia Polaków, Policy Paper, reformę szpitalnictwa i ustawę o jakości. To jest pakiet, który chcemy zrealizować w tym roku. Mamy bardzo dużo pracy, a pandemia nas nie rozpieszcza.
A jak wygląda kwestia finansowania systemu ochrony zdrowia? Obecnie mamy pomysły kolejnych rozwiązań w postaci podatku cukrowego czy dyskutowanego szeroko podatku od mediów. A nikt nie mówi, że to dodatkowe pieniądze, ponad obiecane w ustawie o 6 proc. PKB. Wygląda jakby pieniędzy brakowało i rząd szukał sposobów na to, by ktoś go wyręczył, dosypując środki z innych niż budżet źródeł.
Mamy konsekwentnie realizowany plan strategiczny dywersyfikacji źródeł finansowania zdrowia. Opłata cukrowa nie jest wcale po to, żeby mieć dodatkowe pieniądze, bo my i tak ramy finansowania mamy określone w ustawie 6 proc. PKB. Im bardziej te dochody są zdywersyfikowane, tym bardziej w różnych sytuacjach gospodarczych można liczyć na stabilność. Tą zasadę potwierdza czas pandemii. W czasie jej trwania, kiedy zdrowie jest oczywistym priorytetem, nie było takiej sytuacji, w której zagrożona byłaby ciągłości finansowa ochrony zdrowia. Trzeba podkreślić, że w tym okresie wynik szpitali poprawił się o miliard zł w ostatnim roku. Jest on co prawda cały czas ujemny, ale jednak lepszy. To są pieniądze, które realnie poprawiają sytuację, nawet kiedy wynagrodzenia w systemie rosną.
Warto również zwrócić uwagę, że my mieliśmy też pewien system rekompensacyjny. Jak składki ubywało, to budżet państwa czy fundusz COVID-owy pokrywał ten ubytek. W przypadku zdrowia mieliśmy i mamy w podmiotach ochrony zdrowia sytuację bardzo stabilną.
A te 7 proc. PKB… Powiedział Pan partnerom społecznym, że chciałby Pan zacząć w rządzie dyskusję, że potrzebuje pomocy, by zawalczyć o wyższe środki na ochronę zdrowia.
Zaczęliśmy właśnie w komisji trójstronnej rozmowę o wynagrodzeniach w sektorze medycznym. Chcę, żeby ta rozmowa zakończyła się podpisaniem porozumienia. Ono stanowić będzie podłoże do debaty na poziomie politycznym o zwiększeniu finansowania. Więc sekwencja jest taka: najpierw podpiszmy porozumienie z przedstawicielami poszczególnych zawodów medycznych. Wyliczymy jakie są potrzeby, a następnie rozpoczniemy rozmowy o możliwym zwiększeniu finansowania.
Czy wyczuwa pan w rządzie otwartość na tego typu dialog?
Wszyscy widzą, że zdrowie musi być doinwestowane, tym bardziej, że z jednej strony ponieśliśmy ogromne koszty walki z pandemią, a z drugiej strony mamy też co nadrabiać. Deficyt zdrowotny po pandemii i skutki zaniedbań zdrowotnych wymagają zwiększonych nakładów. Wydaje się zatem, że sprawy zdrowotne w okresie postpandemicznym otrzymały już odpowiedni status, żeby taką dyskusję prowadzić.
Mieliśmy konkurs na Głównego Inspektora Farmaceutycznego, który to konkurs został bardzo szybko rozstrzygnięty. Czy spodziewa się Pan, że w najbliższym czasie zostanie ogłoszony konkurs na wakat na stanowisku Głównego Inspektora Sanitarnego?
Na razie nie ma takiego powodu. Minister Krzysztof Saczka radzi sobie bardzo dobrze i jestem zadowolony z jego pracy. Szczególnie, że miał bardzo trudną drogę do przejścia - po pierwsze z uwagi na sytuację pandemiczną, po drugie nie pochodził ze świata medycznego, a nawet okołomedycznego. Jak się jednak okazuje to czasami służy, bo ma się bardziej obiektywne spojrzenie.
Rekrutacja wewnętrzna? Zatrudnia pan sprawdzonych?
Tylko sprawdzonych i przygotowanych do ciężkiej pracy.
Przyszedł Pan do resortu zdrowia z NFZu mając już background systemowy. Wcześniej był Pan m.in. w MF i ZUS. Jak czuje się pan jako ekonomista w roli ministra zdrowia i tym razem bardziej kreatora niż realizatora polityki zdrowotnej?
Jeżeli ktoś sądzi, że o wszystkim przesądza minister, to nie jest realistą. Mam zespół świetnych współpracowników- wiceministrów, dyrektorów departamentów i podległych im urzędników. Muszę przyznać, że jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem jak w pandemii te osoby pracowały. Ludzie pracujący w MZ mają praktycznie rok pandemii wyrwany z życiorysu.
Co do bycia ministrem zdrowia, ale nie lekarzem, proszę wierzyć mi, że bardzo często jeżeli ktoś jest związany z ochroną zdrowia od lat, to reprezentuje punkt widzenia danej dziedziny, danego zakresu. Osobie z zewnątrz, posiadającej szersze rozeznanie, znacznie łatwiej jest dokonać prawidłowej priorytetyzacji, czy hierarchizacji zagadnień, którymi się zajmuje. Poza tym i to jest uwaga, która się odnosi też do mojej pracy w NFZ, świat medyczny potrzebuje bardzo dużego otwarcia na ludzi z innych dziedzin. I nie mówię tu tylko o finansach, zarządzaniu, bo widzę wiele ciekawych przykładów i udanych projektów, których powodzenie realizacji nie bazowało na tym, że ktoś był wybitnym w danej dziedzinie medycyny. Drogą do tych sukcesów często jest zespół ludzi, którzy potrafili spojrzeć na problem z różnych perspektyw, uwzględniając oczywiście wiedzę medyczną, ale także inne kategorie wiedzy, które są potrzebne do zarządzania.
W medycynie od lat mamy stałe grono ekspertów dyskutujące o wyzwaniach systemu. Jak Pan ocenia środowisko?
Cenię sobie wiedzę i doświadczenie ekspertów. Cenię bardzo ludzi medycyny, przecież na bieżąco się z nimi konsultuję. Z uwagi na fakt, że jako urzędnik państwowy krążę „po różnych częściach państwa” widzę wyraźnie, że środowisko medyczne jest bardzo hermetyczne. Co więcej jest ono najmniej otwarte na różne sugestie, ma stosunkowo najmniejszy dopływ ludzi pochodzących spoza tego świata. To ma swoje realne konsekwencje.
Rozmawiały: Aleksandra Kurowska i Marta Markiewicz
Czytaj więcej:
Samorządy medyczne rozżalone piszą do prezydenta A. Dudy
Psychologowie po rozmowach z MZ: kwestia płac nadal nierozwiązana
Fizjoterapeuci – ile chcą zarabiać po zmianach w siatce płac?
Redaktor naczelna, od ponad 20 lat pracuje w mediach. Była redaktor naczelna Polityki Zdrowotnej, redaktor m.in. w Rzeczpospolitej, Dzienniku Gazecie Prawnej. Laureatka branżowych nagród dla dziennikarzy i mediów medycznych oraz Polskiej Izby Ubezpieczeń. Kontakt: aleksandra.kurowska@cowzdrowiu.pl