Autor : Katarzyna Lisowska
2021-11-29 12:02
Mijają lata, a postulaty chorych na nieswoiste zapalenie jelit (NZJ) pozostają te same. Czy jest szansa, że pacjenci doczekają się ich spełnienia?
Ograniczenia czasowe w programach leczenia biologicznego stosowane w nieswoistym zapaleniu jelit to jedna z największych barier w opiece nad pacjentami. Okrutna - jak mówią sami chorzy - bo prowadząca do odbierania skutecznego leku, co skazuje ich na znaczące pogorszenie stanu zdrowia. Ministerstwo Zdrowia już dawno deklarowało chęć rozwiązania tego problemu, ale w praktyce wciąż tego nie zrobiono.
O co chodzi? Jak wyjaśnia nam prof. Grażyna Rydzewska, kierownik Chorób Wewnętrznych i Gastroenterologii CSK MSWiA w Warszawie, chodzi o zapis określający ramy czasowe stosowania terapii biologicznych u pacjentów z NZJ: wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego (WZJG)i chorobą Leśniowskiego-Crohna (CHLC). Te zezwalają na włączenie pacjenta do programu jedynie na okres roku lub dwóch, w zależności od typu schorzenia.
- Czyli mamy taką sytuację, że pacjent otrzymuje terapię, która pozwala mu normalnie funkcjonować. Może w jej czasie studiować, pracować, zakładać rodzinę. Trzeba pamiętać, że NZJ dotyka głównie osoby młode, do 35 r.ż. Po pewnym okresie następuje przerwanie jego leczenia, co nie jest uzasadnione żadnymi względami medycznymi, a tylko i wyłącznie administracyjnymi - podkreśla profesor Rydzewska.
Dodaje, że odstawienie leków często wiąże się z nawrotem choroby, bo mówimy o schorzeniu przewlekłym. Powrót do programu lekowego jest możliwy dopiero po tym, jak stan choroby ponownie się zaostrzy. W praktyce oznacza to, że chory musi wrócić do punktu, w którym pierwotnie włączono u niego takie leczenie. Czyli wszystko, co udało nam się osiągnąć w czasie terapii biologicznej, musi być zaprzepaszczone.
Jak przyznaje ekspertka, to bardzo trudne dla lekarza, gdy musi przekazać pacjentowi z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego informację, że może być objęty programem tylko rok, gdy w przypadku niektórych leków dopiero po roku zaczyna on być w remisji. Właśnie wtedy jego terapia jest przerywana.
Niestety, jak przyznaje profesor, zdarza się, że po przerwaniu takiej terapii chory może nie zareagować na nią po ponownym włączaniu. Co gorsze, może dojść do sytuacji, gdy nie będzie już dla niego alternatywnych leków. Wtedy można się spodziewać dalszego pogorszenia jego stanu zdrowia i niepotrzebnych, radykalnych operacji, np. usunięcia jelita, którego konsekwencją jest niepełnosprawność.
Prof. Rydzewska przyznaje, że samo ponowne włączenie chorego do programu to też proces, który trwa niekiedy kilka miesięcy. Żeby cała „machina ruszyła” chory musi ponownie spełniać określone kryteria, czyli musi otrzymać leczenie standardowe i dopiero brak odpowiedzi na nie otwiera drzwi do terapii w ramach programu. - Obecnie lekami biologicznymi są leczone osoby ze schorzeniem w średniej lub cięższej postaci, dla których to często ostatnia deska ratunku przed poddaniem chorego usunięciu fragmentu lub całego jelita i wyłonieniu stomii - tłumaczy.
Wydłużenie terapii lekami biologicznymi w NZJ miało być wprowadzone zaraz po wakacjach. Bo o zniesienie ograniczeń czasowych pacjenci i klinicyści zabiegali od lat. - Wydawało się, że jakiś czas temu w końcu nasze postulaty trafiły na podatny grunt i zostały zrozumiane. Od wiceministra zdrowia Macieja Miłkowskiego (który w resorcie odpowiada za politykę lekową - red.) otrzymaliśmy deklarację, że nowy program lekowy nie będzie zawierał już tego szkodliwego ograniczenia czasowego. Z prof. Jarosławem Regułą, krajowym konsultantem w dziedzinie gastroenterologii, przygotowaliśmy taki nowy plan leczenia lekami biologicznymi, w którym wskazaliśmy, że to lekarz ma decydować, do kiedy dana metoda leczenia ma być stosowana. Poza tym zawarliśmy też wskazanie o włączenie do programu nowych leków. Ta przesłanka nie zyskała akceptacji resortu zdrowia i została z dokumentu wykreślona. Pozostałe zapisy zostały skonsultowane z lekarzami, zyskały pozytywną ocenę AOTMiT i miały być wkrótce wprowadzone - mówi prof. Rydzewska.
Tak jednak się nie stało. A ze strony MZ co chwila padały kolejne terminy wdrożenia obiecanych zmian. Ostatnio resort zapewniał, że ta utrudniająca skuteczne leczenie pacjentów bariera zostanie usunięta ostatecznie w styczniu 2022 r. - Niestety docierają do nas niepokojące sygnały, że i tym razem ten termin nie zostanie dotrzymany - przyznaje profesor.
Jacek Hołub, rzecznik Towarzystwa "J-elita", a zarazem pacjent z NZJ przyznaje, że trudno mu zrozumieć powody, dla których chorym odstawiane są leki, które im pomagają. Jak podkreśla, likwidacja tego limitu czasowego wyczekiwana jest od lat. - Dla nas, pacjentów, a trzeba pamiętać, że na nieswoiste zapalenie jelit najczęściej chorują osoby młode, w szczycie aktywności zawodowej, zakładające rodziny, jest niezrozumiałe i okrutne, że lek, który umożliwia normalne funkcjonowanie, jest nagle odbierany. I żeby znów z niego można było skorzystać, trzeba się ponownie rozchorować - komentuje.
Dodaje, że to nie tylko jest absurd z punktu widzenia medycznego, ale jest też sprzeczne z prawami pacjenta. Zgodnie z ustawą, osoba chora ma prawo do leczenia zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Przecież ta podpowiada, że jeżeli lek pomaga, to powinien być podawany. My zaś się spotykamy z czymś zupełnie odwrotnym. Pacjent dostaje jakąś nadzieję, a po roku lub dwóch, gdy jego stan się poprawia, to mu się ją odbiera. Często skutkuje to złamanymi życiorysami młodych ludzi.
Hołub zaznacza, że nie ma w tym żadnej przesady. - Kiedy stan chorego się pogarsza, często musi on zrezygnować z pracy, edukacji, normalnej aktywności społecznej. Niestety dochodzi nawet do rozpadu związków. W gruzy walą się więc wszystkie plany życiowe młodego człowieka. Dzieje się tak, ponieważ życie pacjenta, który nie jest skutecznie leczony, to nieustanna seria powracających bólów brzucha, biegunek, gorączki czy osłabienia. Niestety przy konieczności nieustannego korzystania z toalety nie da się normalnie funkcjonować. Sama wizja nieuchronnego odstawienia leku negatywnie wpływa na kondycję psychiczną pacjenta - komentuje rzecznik Towarzystwa "J-elita".
Jak podkreślają nasi rozmówcy, trwanie przy ograniczeniach czasowych w programie lekowym nie ma także uzasadnienia ekonomicznego. - Pacjenci, którzy są zaostrzeni, tu ludzie młodzi, nie idą na studia, jeżeli pracują, są na zwolnieniach. W przypadku dzieci - a 25 proc. populacji chorych to osoby nieletnie - pogorszenie ich stanu zdrowia wymusza absencję zawodową albo wręcz odejścia z pracy ich bliskich, bo mali pacjenci potrzebują opieki - zaznacza profesor Rydzewska.
Nasza rozmówczyni przekonuje, że błędem jest niewyliczanie kosztów ekonomicznych tego zjawiska, bo jest to ogromna strata dla budżetu.- My tylko liczymy, ile wydamy na leki, a nie liczymy, ile dzięki nim możemy zaoszczędzić, chociażby na hospitalizacjach, leczeniu żywieniowym, operacjach i na zwolnieniach lekarskich. Niestety wciąż brakuje nam takiego podjeść do całościowego szacowania kosztów leczenia chorego.
- To samo dotyczy włączania nowych leków. To wcale nie musi wiązać się z nowym budżetem. Liczba pacjentów jest przecież ograniczona. Jeżeli, któryś z nich nie odpowiada na starą metodę leczenia i wejdzie na nową, to państwo nie będzie płacić za terapię wcześniejszą. Jeżeli będzie skutecznie leczony, to nie będzie miał zaostrzeń, powikłań, nie będzie wymagał hospitalizacji. My w zasadzie wciąż mówimy o tej samej puli pieniędzy - podsumowuje specjalistka.
Szacuje się, że w kraju na NZJ choruje ponad 50 tys. osób, w tym 10-15 tys. na CHLC i 35-40 tys. na WZJG. Prognozy specjalistów mówią, że w kolejnych latach liczba pacjentów może się istotnie zwiększyć i liczyć nawet do 250 tys. osób.
Czytaj też:
Wariant Omikron oczami ekspertów PAN [STANOWISKO]
W. Kraska o wariancie Omikron. W Polsce jeszcze go nie ma
Dane MZ: Mamy ponad 13 tys. zakażeń, 18 osób zmarło
Finansowanie leków sierocych, a projekt Planu dla Chorób Rzadkich