Autor : Anna Rokicińska
2020-09-29 15:02
Przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej w związku z epidemią spotykają się ze sporymi problemami. Odkąd pojawiły się zakażenia w szkołach, pacjenci zachowują się bardziej nerwowo, a nie u wszystkich można zlecić test w kierunku Sars-CoV, mimo niepokoju rodziców dzieci. Bożena Janicka, prezes Porozumienia POZ mówi, z czym lekarze rodzinni spotykają się obecnie w pracy.
Nerwowość pacjentów, niemożność zlecenia testów u tych, którzy nie mają pełnych objawów (to ma się zmienić w strefach żółtych i czerwonych), obawy lekarzy o to, że po zakażeniu przychodnie trzeba będzie zamknąć i zostawić pacjentów bez opieki. Z takimi dylematami radzą sobie obecnie lekarze rodzinni. Te kłopoty pojawiły się mniej więcej na początku września. Na lekarzy POZ nałożono obowiązek diagnozowania pacjentów z podejrzeniem zakażenia Sars-Cov-2, ale zdalnie mogą kierować na testy tylko w sytuacji, gdy pacjent ma wszystkie 4 objawy, czyli gorączkę, kaszel, duszności, zaburzenia węchu oraz smaku. Do tego doszły szkoły, jako potencjalne ogniska zakażeń.
Nerwowi rodzice
Janicka przyznaje, że nerwowo zrobiło się po rozpoczęciu roku szkolnego. - Pacjenci przeżywają stres związany z zakażeniami wśród dzieci w szkołach. Boją się o dzieci, o ich dziadków i o siebie. Dzwonią. Domagają się przeprowadzenia testów. A nie możemy na testy kierować osób z katarem, bo w szkole pojawił się COVID – mówi Janicka. - Najpierw zalecamy obserwację. To prowadzenie w trybie teleporady trwa dosyć długo, a rodzice są zaniepokojeni i nic dziwnego, że dzwonią – dodaje.
W szkołach w przypadku COVID-19 zbyt słabo się izoluje
Zdaniem Janickiej w momencie, gdy w szkołach potwierdza się przypadek COVID-19 uczniów izoluje się na zbyt małą skalę. - Izoluje się wybiórczo. Nie wszyscy, którzy powinni przechodzą na zdalne nauczanie, ale takie dostają wytyczne. Nie wiem z czego to wynika – stwierdza prezes. Przypomina, że dzieci też mają w domach osoby, które są z grupy podwyższonego ryzyka. - To są dziadkowie, matki np, z cukrzycą lub ojcowie po zawałach. Powikłania u tych osób to będzie żniwo, jakie będziemy zbierać – przewiduje.
Konieczne 4 objawy
Prezes wielkopolskiego KLR przyznaje, że kolejnym problemem są wytyczne Ministerstwa Zdrowia, które mówią, że aby pacjent mógł być skierowany na test w kierunku Sars-CoV-2, konieczne jest wystąpienie wszystkich 4 objawów. - Jeżeli będę miała pacjenta, który początkowo ma gorączkę i w 5, 7 dobie straci węch czy smak, to jest to wskazanie, by skierować go na wymaz. Będziemy zabiegać o to, by ci pacjenci mogli być testowani – przyznaje Janicka. - Tylko kilkanaście proc. chorych na COVID-19 ma wszystkie 4 objawy. Są też pacjenci nietypowi. Miałam pacjenta, który miał gorączkę, ale nie miał innych objawów. Był skierowany na obserwację domową, po czym wdała się biegunka, pacjent się odwodnił i trafił do szpitala. Okazało się, że jest pozytywny, a później, że jego żona również. Chociaż akurat ona miała typowe objawy – powiedziała nam Janicka.
Brak wymazów kontrolnych
Prezes podkreśla, że brakuje tzw. wymazów kontrolnych. Chodzi o pacjentów skąpoobjawowych, którzy przebywają w izolacji. - Ministerstwo Zdrowia nie przewiduje dla takich pacjentów wymazu po 7 czy 10 dobie, żeby się upewnić, że pacjent już nie zakaża. A przecież zdarzają się tacy, którzy po tym czasie wciąż maja w nosogardzieli sporo namnożonego wirusa. Oni nie powinni trafiać do pracy – wyjaśnia. Zaznacza, że część zwłaszcza dużych pracodawców oczekuje takiego wymazu kontrolnego, by nie zakaziła się cała firma. - Miałam już takie przypadki, że pracownicy domagali się sprawdzenia czy są już negatywni. Pracodawca nie chciał ich widzieć w firmie bez wyniku takiego wymazu. I co ja w tej sytuacji mogę zrobić? No nic – odpowiada sobie.
Strach o pacjentów
Janicka twierdzi, że lekarze POZ boją się także o to, że nie będzie miał kto leczyć pacjentów, gdy przychodnia się zamknie z powodu COVID-19. - Moja przychodnia obsługuje 8,5 tys. pacjentów. Co z nimi będzie, gdy my się pozakażamy, a zapasowego personelu brak? Nie ma też procedur, co w takiej sytuacji należy zrobić. Kto ma ich przejąć? - pyta prezes. Przypomniała przypadek z Działdowa w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie przychodnia z powodu zakażenia lekarza i personelu musiała się zamknąć. - W najgorszej sytuacji są małe przychodnie na prowincji, gdzie nie ma drugiego lekarza i innej pobliskiej przychodni. W większych można zespół podzielić na podzespoły i tak opracować grafiki by się ze sobą nie stykały. To jedno z rozwiązań, które u siebie wdrożyłam – przyznaje.
Apel do pacjentów
Według Janickiej, pacjenci muszą być bardziej zdyscyplinowani. - Nasi pacjenci zdali egzamin na „szóstkę” z tej wiosennej izolacji. Ale nastąpiło rozprężenie. Apeluję, by przestrzegano zasad sanitarnych. Maski, dezynfekcja i zachowywanie dystansu to podstawa – mówi Janicka. Przypomina też, że przychodnia to nie miejsce spotkań towarzyskich. - Niektórzy pacjenci nas krytykują, że nie wpuszczamy wszystkich do przychodni. Pacjenci powinni przychodzić o określonych godzinach, które zostały umówione. Nie ma sensu przychodzić wcześniej, jak to miało miejsce do tej pory. Do przychodni nie przychodzimy na plotki. Trudno od tego odzwyczaić zwłaszcza starszych pacjentów – kwituje Janicka.
Polecamy także:
Lekarze rodzinni i ratownicy w Ministerstwie Zdrowia- znamy terminy
Porozumienie Lekarzy i Pacjentów dla Zdrowia Jamy Ustnej
A. Matyja do MZ medycy powinni być objęci projektem „bezkarność