Autor : Anna Rokicińska
2020-09-30 09:33
Ogólnopolski Związek Zawodowy Techników Elektroradiologii negatywnie ocenia projekt zmian w rozporządzeniu ministra zdrowia dotyczącym minimalnych wymagań sprzętowych i kwalifikacji kadr w placówkach, gdzie wykonuje się świadczenia z zakresu rentgenodiagnostyki, radiologii zabiegowej lub diagnostyki związanej z podawaniem pacjentom produktów radiofarmaceutycznych. Związek od lat domaga się określenia minimalnej normy zatrudnienia w takich podmiotach.
Chodzi o projekt w sprawie minimalnych wymagań dla jednostek ochrony zdrowia prowadzących działalność związaną z narażeniem w celach medycznych, polegającą na udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu rentgenodiagnostyki, radiologii zabiegowej lub diagnostyki związanej z podawaniem pacjentom produktów radiofarmaceutycznych. O tym, jakie zmiany zakłada nowe prawo już pisaliśmy. Do 24 października jest czas na konsultacje ze stroną społeczną.
OZZTME negatywnie o projekcie. Dlaczego?
Przewodniczący Związku Cezary Staroń stwierdza, że opinia jego związku o tym projekcie będzie z pewnością negatywna. - Te wymagania, które są zawarte w projekcie, to żadne wymagania. Jeden technik i jeden lekarz na pracownię. Konia z rządem temu, kto jednoznacznie określi, co to dokładnie jest ta „pracownia”. Potrzeba tu doprecyzowania. W jego ocenie, projekt nic nie zmieni, i technicy wciąż będą będą biegać po szpitalnych oddziałach. - Jeden technik obsługuje i pracownie rtg i pracownię tomografii, przychodnię, OIOM, a jak potrzeba to blok operacyjny. W niektórych placówkach dochodzi jeszcze wykonywanie zdjęć przyłóżkowych – wyjaśnia Staroń. Przypomina, że Związek od lat domaga się określenia minimalnej normy zatrudnienia w tego rodzaju jednostkach. - Domagamy się przynajmniej podwójnej obsady – dodaje.
Epidemia, a praca techników
Staroń zaznacza, że taka oszczędność w obsadach źle się skończy dla pacjentów i pracowników szpitali, przykłady się mnożą każdego dnia. - Przedtem były szpitale jednoimienne i zakażeni koronawirusem trafiali tam. Teraz trafiają do różnych szpitali na oddziały zakaźne, a technicy krążą między tymi zakaźnymi, a ogólnymi. Ktoś kiedyś wirusa między tymi oddziałami przeniesie – tłumaczy. Podkreśla, że cała sytuacja spowoduje, że technicy będą odchodzić z zawodu. - Płace są minimalne, a ryzyko duże. Do tego wcześniej doszło wydłużenie czasu pracy. Już widoczne są niedobory kadr – argumentuje. Połowa techników ma zarobki oscylujące wokół najniższej krajowej, czyli 2600 zł i to brutto. Około 30 proc. zarabia w granicach 3000-3600 zł brutto. Staroń przypomina, że w Ministerstwie Zdrowia powołano zespół ds. opracowania propozycji najniższych wynagrodzeń w ochronie zdrowia. - Nikt nas, ani innych związków do tego zespołu nie zaprosił – mówi Staroń. - My chcemy być traktowani jak koleżanki pielęgniarki. Mamy to samo wykształcenie począwszy od szkół policealnych przez licencjaty i magisteria łącznie z doktorantami. Ponadto, jak tak bardzo gonimy Europę zachodnią to tam nasz zawód bije zarobkami wszystkie inne z personelu nielekarskiego. Wystarczy zapytać imienników Ministerstwa Zdrowia w innych krajach – kwituje.
Polecamy także:
Ratownicy nie spotkają się z ministrem zdrowia, bo są zapracowani
COVID-19: MZ wydłuża prace zespołu, zabezpieczającego