Autor : Agata Szczepańska
2023-11-22 11:19
Obywatelski projekt dotyczący finasowania in vitro to pierwsza ustawa, którą zajmuje się nowy Sejm. - Dzisiaj przywracamy prawo do szczęścia, tego wyjątkowego szczęścia, którym jest dziecko. 15 października skończył się czas zaglądania do sumień Polek i Polaków - mówiła posłanka Agnieszka Pomaska z KO, przedstawiając założenia projektu.
Prowadzący obrady wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski (PSL-Trzecia Droga) zwrócił uwagę, że pierwszy projekt, którym zajmuje się Sejm X kadencji, jest projektem obywatelskim. Uznał to za znamienne i podkreślił, że to właśnie obywatele zdecydowali o zmianie władzy w Polsce.
Z kolei Agnieszka Pomaska wskazywała, że podczas gdy jedną z pierwszych decyzji rządu PiS była likwidacja programu finasowania in vitro, tak pierwszym procedowanym przez nowy Sejm jest projekt, który ma finasowanie in vitro przywrócić.
Polecamy: In vitro w Sejmie: miało być ekspresowo, ale padł wniosek o odrzucenie
Tę decyzję wypominano rządowi PiS wielokrotnie. Lider ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz nazwał ją okrucieństwem. - Okrutne było to, że wy nie zmieniliście zasad przeprowadzenia zabiegu in vitro - i dobrze - ale pozbawialiście do niego dostępu tych, których na to nie stać - mówił.
Podkreślano także, że naprotechnologia, którą rząd PiS chciał zastąpić program in vitro, nie jest metodą o potwierdzonej naukowo skuteczności, a rządowy program, w którym miała być stosowana, nie przyniósł wymiernych efektów. Posłowie przypominali swoje interpelacje z poprzedniej kadencji, w których pytali o szczegóły programu, i z reguły otrzymywali informację, że jego efektów nie mierzy się liczbą urodzonych dzieci.
- In vitro jest metodą naukową, medyczną. Można iść do lekarza, ale można też do księdza albo szarlatana. (...) Możemy refundować zabiegi i procedury medyczne i to powinniśmy robić jako państwo. Refundujemy je, ale nie refundujemy np. homeopatii, bez względu na to, ilu ludzi wierzy w skuteczność pastylek homeopatycznych, bo stoimy jako państwo po stronie nauki i medycyny. Dlatego proszę tez nie zestawiać z in vitro naprotechnologii, bo nie jest ona ani technologią, ani procedurą medyczną. To jest po prostu zarejestrowany znak towarowy - przekonywała Anita Kucharska-Dziedzic (Lewica). Podkreślała także, że "sala sejmowa nie powinna być miejscem leczenia frustracji i fiksacji". - Jeżeli widzicie państwo zarodek i widzicie tam dziewczynkę i chłopczyka, to można skorzystać z refundowanej wizyty u okulisty - ironizowała
Debata nad projektem przebiega dość burzliwie. Do głosu zapisało się aż 83 posłanek i posłów.
Polecamy: Katarzyna Lubnauer o najpilniejszych zmianach w ochronie zdrowia
O głos w debacie poprosiła Katarzyna Sójka, dotychczasowa minister zdrowia. Mówiła o bonie prokreacyjnym dla par zmagających się z problemem niepłodności, którego wprowadzenie zapowiedział Mateusz Morawiecki. Wskazywała, że w pewnym sensie są to zbieżne propozycje, ponieważ pieniądze z bonu można by było wydać według własnego uznania - na leki lub procedury medyczne.
Przyznawała, że in vitro to dla wielu rodzin szansa na posiadanie dzieci, ale program leczenia niepłodności wprowadzony przez rząd PiS był jej zdaniem szerszy niż program finansowania in vitro zainicjonowany przed rząd PO-PSL. Również obecny projekt uznała za zbyt ogólnikowy i pomijający wiele istotnych kwestii.
- Ten projekt skupia się jedynie na leczeniu niepłodności przy zastosowaniu jednej z metod leczenia, natomiast pomija kompletne kompleksowość podejścia do leczenia par. Oczywiście mamy również ustawę o leczeniu niepłodności i właśnie na podstawie tej ustawy powinniśmy kierować się pewnymi procedurami, a z tej ustawy również wynika, że procedura zapłodnienia pozaustrojowego może być podejmowana po wyczerpaniu innych metod leczenia - przekonywała.
Uznała, że nad projektem należy "jeszcze popracować". Wskazywała, że w projekcie pominięto to, co należy zrobić z obowiązującym rządowym leczenia niepłodności. Zwróciła uwagę, że w projekcie nie przewidziano opiniowania programów przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. - Myślę, że ta opinia akurat w tym przypadku jest niezwykle istotna, bo projekt zakłada wydatki 500 mln zł rocznie, natomiast nie precyzuje jak miałaby wyglądać procedura, ile podejść dla par miałoby być refundowanych, w jaki sposób procedura miałaby być przeprowadzona. Dlatego warto, by ten projekt, którego sama intencja jest właściwa, został dopracowany - oceniła Katarzyna Sójka.
Była wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko z PiS w imieniu swojego klubu rekomendowała dalsze prace nad projektem, zwracając uwagę na te same niedociągnięcia, o których mówiła Katarzyna Sójka. Jako jedna z nielicznych skupiła się w swoim wystąpieniu nie na kwestiach ideologicznych, a zapisach projektu.
Co znamienne, część ich klubowych kolegów nadal procedurę in vitro kojarzy z mordowaniem zarodków - i takie glosy bowiem padały w dyskusji.
Przypomnijmy, projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, czyli obywatelski projekt wprowadzający finansowanie in vitro, trafił do Sejmu w poprzedniej kadencji, w marcu br., a pierwsze czytanie miał w czerwcu br. Był on wówczas wspierany przez posłów Koalicji Obywatelskiej, do reprezentowania Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej również wyznaczona została Agnieszka Pomaska, a jako osoba uprawniona do jej zastępstwa w pracach nad projektem - Małgorzata Rozenek-Majdan.
Projekt ma wprowadzić finansowanie leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego. W projekcie przewidziano przepisy, na podstawie których minister zdrowia będzie obowiązany do opracowania, realizacji oraz finansowania programu polityki zdrowotnej leczenia niepłodności poprzez procedury medyczne wspomaganej prokreacji, w tym zapłodnienie pozaustrojowe, prowadzone w ośrodkach medycznie wspomaganej prokreacji, o których mowa w ustawie z dnia 25 czerwca 2015 r. o leczeniu niepłodności. Minister miałby także corocznie przedstawiać Sejmowi sprawozdanie z realizacji tego programu.
W projekcie określono minimalną wysokość środków finansowych pochodzących z budżetu państwa, która corocznie ma zostać przeznaczona na realizację przedmiotowego programu polityki - nie mniej niż 500 mln zł.
Projekt zapewne zostanie skierowany do dalszych prac w komisji zdrowia. Po pierwszym posiedzeniu jej przewodniczący Bartosz Arłukowicz mówił, że będzie to projekt, od którego komisja rozpocznie prace.
Zdjęcie: Kancelaria Sejmu
Polecamy także:
Sejm: ruszą prace nad obywatelskimi projektami z poprzedniej kadencji
Sejm: komisja zdrowia wybrała szefostwo. Kto pokieruje jej pracami?
Zastępczyni redaktor naczelnej; specjalizuje się w tematach związanych z prawem medycznym i procesem legislacyjnym, szczególnie zainteresowana psychiatrią. Wcześniej dziennikarka i redaktorka w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz Polskiej Agencji Prasowej. Kontakt: agata.szczepanska@cowzdrowiu.pl