Autor : Marta Markiewicz
2020-12-09 12:21
Gdyby to „#WspólniePrzeciwWirusowi” było mniej „wspólne”, mniej anonimowe i mniej propagandowo-polityczne, a bardziej merytoryczne, byłaby szansa, że akcja skończyłaby się powodzeniem - ocenia komunikację Szpitala Narodowego Milena Kruszewska z Fundacji Watch Health Care.
Po przeczytaniu odpowiedzi pani rzecznik Iwony Sołyts (obecne nazwisko: Kania) widać, że komunikacja Szpitala Narodowego (czytaj: Anonimowa, zdrowotna komunikacja narodowa) musiała źle się skończyć: jej filarami był anonimowy internauta, nie wiadomo jaka organizacja partnerska (ta historia jest tak absurdalna, że aż trudno w to uwierzyć) oraz pani rzecznik, która wcześniej już zasłynęła z komunikacyjnych wpadek. Zdarzyło jej się napisać na Twitterze, że świadczeniodawca to… NFZ. Po uwadze od obecnego ministra zdrowia, że tak nie jest, tłumaczyła, że był to „skrót myślowy”. Zdarzyło jej się sugerować, że maseczki powodują grzybicę płuc. Na uwagi od internautów, że jest niegrzeczna, potrafiła wypalić: „najważniejsze, że skuteczna”. Zaś redaktor Patryk Słowik, w odpowiedzi na swoje wpisy, które nie dotyczyły pani rzecznik, dowiedział się od niej, że to „klasyczna argumentacja ad personam”.
Brak znajomości pojęć dotyczących systemu ochrony zdrowia, brak podstaw #EBM (a wręcz szerzenie pseudonaukowych bredni) i jednocześnie brak umiejętności komunikacyjnych u osoby, która zajmuje się komunikacją szpitala, świadczy nie tylko o tym, że ktoś robi coś, czego nie powinien, ale i o tym, że kierownictwo szpitala nie ma pojęcia, kogo do czego zatrudnia. To po prostu źle świadczy o placówce. Nie jest to jednak zaskakujące - jeszcze nie tak dawno na Forum Ekonomicznym w Krynicy niektórzy dyrektorzy szpitali twierdzili, że komunikacja w szpitalu nie jest zbyt ważna, a rzecznik nie jest potrzebny. Może i bywa tak, że nie jest potrzebny, ale jeżeli już jest, to nie może być to ktoś, kto swoim zachowaniem rujnuje wizerunek placówki.
Odpowiedź pani rzecznik ma jednak pewną zaletę: może być szeroko wykorzystywana podczas szkoleń z zakresu komunikacji - jako przykład próby gaszenia pożaru benzyną (i to w oparach absurdu). Mamy np. z jednej strony próbę usprawiedliwiania się, że szpital „nie ma rozbudowanych zasobów”, z drugiej zaś informację, że „zaczynamy publikować więcej, bardziej rozbudowanych treści” (niepotrzebny przecinek; poprawność językowa tej odpowiedzi też nie jest najlepsza). Mamy informację, że dr Zaczyński przeprosił „na łamach mediów” za „zły pomysł”, ale nie mamy informacji, w jakich mediach, kiedy i co konkretnie powiedział. Mamy za to banały, które nie wnoszą nic merytorycznego, a wręcz infantylizują przekaz: „nie zawsze wszystko działa tak, jakbyśmy tego chcieli. Niemniej w tych trudnych momentach ogromnie doceniamy wsparcie wszystkich ludzi dobrej woli”.
Komunikacja „#WspólniePrzeciwWirusowi” obejmowała także irracjonalne ataki ze strony osób zaangażowanych w obronę szpitala, w stronę osób naprawdę cieszących się zaufaniem branży. Sugerowanie, że Patryk Słowik jest nierzetelny, że Paweł Reszka pisze o anonimowym lekarzu, więc jest to mało wiarygodne, a Bartek Fiałek to się pewnie nie dodzwonił do Szpitala Narodowego, bo wybierał zły numer, świadczyły o kompletnym oderwaniu się od rzeczywistości. I, zdaje się, o syndromie oblężonej twierdzy. Bardzo siermiężny był też pomysł, by falę krytyki wobec szpitala próbować odbijać manipulacją, że jest to „spirala hejtu” wobec pracujących tam lekarzy.
O sportowej retoryce, która z hukiem zainaugurowała poszukiwanie kadry do Szpitala Narodowego, napisano już wszystko. Gdy wystartowała strona internetowa szpitala z korporacyjnym bełkotem zachęcającym do nowych wyzwań i pracy w przyjaznej atmosferze, wiele osób z branży robiło screeny z przekonaniem, że to musi być fejk. Do dziś widnieje tam informacja: „Tworzymy zespół, który pokaże, że pandemię da się pokonać profesjonalizmem i solidarnością!” - tymczasem osoby z tego zespołu, swoją nieprofesjonalną komunikacją solidarnie przyczyniły się do tego, że mało kto poważnie traktuje publiczne przedsięwzięcia w ochronie zdrowia.
Podsumowując: gdyby to „#WspólniePrzeciwWirusowi” było mniej „wspólne”, mniej anonimowe i mniej propagandowo-polityczne, a bardziej merytoryczne, byłaby szansa, że akcja skończyłaby się powodzeniem. Tylko do tego potrzebne są jeszcze kadry, które rozumieją znaczenie komunikacji w ochronie zdrowia.
Milena Kruszewska, prezes Fundacji Watch Health Care