Autor : Anna Jackowska
2021-03-10 14:52
Nie milkną komentarze na temat komunikatu NFZ w sprawie ograniczenia udzielania planowych świadczeń.
- To już było. Później obciążono pacjentów, że spadek zrealizowanych świadczeń to ich wina, ponieważ „przestraszyli się koronawirusa” i apelowano o powrót do szpitali. Źle to wygląda. Bardzo źle - napisała na Twitterze Dorota Korycińska, Prezes Zarządu Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska.
Wicemarszałek sejmu Ryszard Terlecki (PIS) na uwagę dziennikarzy, że zawieszenie zabiegów w wielu przypadkach może oznaczać dramaty pacjentów, przyznał, że jest to dramat, ale dzieje się to na całym świecie. Pytających odsyłał do ministerstwa zdrowia.
Marszałek senatu Tomasz Grodzki (PO) wskazał, że decyzja rządzących dla chirurga jest szokująca, a dla pacjentów może być niezwykle bolesna i kończyć się ciężkimi powikłaniami, a nawet śmiercią. - Jeżeli się okaże, że pan ma kamienie w pęcherzyku żółciowym, ale które panu nie dokuczają, to nie może ich pan usunąć. Musi pan czekać, aż ten pęcherzyk zropieje, sperforuje, albo pojawi się żółtaczka - wyjaśnił.
Ostrych słów wobec rządzących nie szczędzili posłowie Konfederacji. Jakub Kulesza stwierdził, że „mają krew na rękach, a udają, że się nic nie stało". Krzysztof Bosak powiedział, że jest to „stawianie na głowę całej dotychczasowej logiki działania systemu ochrony zdrowia, która była budowana w ten sposób, że lekarze po prostu na bieżąco pomagają pacjentom, a nie wstrzymują się od pomocy”.
Sytuację starał się uspokoić rzecznik rządu Piotr Muller, zapewniając, że wszystkie zabiegi ratujące zdrowie i życie w najcięższych przypadkach, a więc także w onkologicznych czy kardiologicznych, będą nadal przeprowadzane.
O komentarz poprosiliśmy Milenę Kruszewską, prezes Fundacji Watch Health Care:
„Wydarzyło się coś, co się nie miało wydarzyć, bo przecież mamy szpitale tymczasowe.
W grudniu dr Artur Zaczyński twierdził, że ci, którzy krytykują działania szpitali tymczasowych, po prostu nie rozumieją ich przeznaczenia. - Na armię też wydajemy ogromne pieniądze, choć nie ma wojny i można powiedzieć, że żołnierze „się nudzą". Ale jak ta wojna wybuchnie, będziemy mieli jak się bronić - mówił. Nie wiem, czy żołnierze się nudzą, ale mam nadzieję, że jak wybuchnie wojna, to zapewnią nam bezpieczeństwo. Bo w systemie zdrowia wojna wybuchła po raz kolejny, i po raz kolejny wyszło jak zwykle.
Dopiero co wiceminister zdrowia Waldemar Kraska twierdził, że to pacjenci zwlekają z udaniem się do lekarza czy szpitala, bo wolą się leczyć na własną rękę. To chyba taka nowa definicja pacjentocentryzmu - pacjent jest najważniejszy, więc jego wina jest największa. Tymczasem pacjent „woli” się leczyć na własną rękę, bo nie ufa chaotycznemu systemowi, bo boi się, że odbije się od ściany (czy słuchawki), bo dopiero co słyszał od ministra Dworczyka, że niemal wszyscy lekarze są wyszczepieni, potem z Centrum e-Zdrowia, że jednak połowa, a potem z MZ, że to pomyłka, i jednak prawie wszyscy.
Ale nawet wszyscy wyszczepieni lekarze to nadal za mało lekarzy, by dźwignąć ten systemowy i komunikacyjny chaos. Mazowiecki Urząd Wojewódzki w Warszawie zaapelował do zarządów szpitali o pilne przekazanie listy co najmniej pięciu lekarzy i dziesięciu pielęgniarek, aby skierować ich do pracy w Szpitalu Południowym. Z dnia na dzień.
NFZ w swoim zaleceniu wskazuje, że w każdym przypadku odroczenia terminu udzielenia świadczenia, należy indywidualnie ocenić oraz wziąć pod uwagę uwarunkowania i ryzyka dotyczące stanu zdrowia pacjentów, a także prawdopodobieństwo jego pogorszenia i potencjalne skutki.
Gdyby tak do rządzących dotarło, że to właśnie niemal od zawsze, a w czasie pandemii ze szczególnym obciążeniem, robią polscy lekarze. Nieumiejętność zarządzania lockdownem w społeczeństwie po raz kolejny skutkuje lockdownem w szpitalach.
Szczęśliwie dla rządzących, uwagę mediów bardziej przykuł jednak wywiad brytyjsko-amerykańskich celebrytów”.