Autor : Anna Rokicińska
2021-05-17 08:54
Przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy komentuje program Zjednoczonej Prawicy nazwany „Polskim Ładem”. W jego ocenie, zaproponowana w dokumencie nowa, liniowa składka zdrowotna nie pójdzie na ochronę zdrowia, a na „rozdawnictwo”. Według Bukiela rząd prze do „etatyzmu” i „centralnego” planowania.
W minioną sobotę premier Mateusz Morawiecki oraz wicepremierzy Jarosław Kaczyński, Jarosław Gowin, marszałek Sejmu Elżbieta Witek oraz minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro podpisali deklarację programową nazwaną „Polskim Ładem”. Jej głównym celem jest poprawa sytuacji w ochronie zdrowia. Ma temu służyć m.in. wzrost nakładów na system do 7 proc. PKB w 2027 r. Ochrona zdrowia ma być finansowana z liniowej składki zdrowotnej wynoszącej 9 proc., której nie będzie można odpisać sobie od podatku. Pomysł ten już skrytykowała opozycja i część medyków.
Jak do koncepcji „Polskiego Ładu” Odnosi się Krzysztof Bukiel?
Przewodniczący OZZL wylicza, że od osób pracujących na podstawie umowy pracę składka na NFZ się nie zmieni. Była 9 proc. i zostanie 9 proc. Według niego, dla pracownika różnica będzie taka, że dotychczas 7,75 proc. mógł odpisać od podatku, co powodowało, że jego całkowite i faktyczne obciążenie podatkowe wynosiło 17 +1,25 (część składki nie odpisywana od podatku) czyli 18,25 proc. dochodu. Według szacunków Bukiela teraz będzie wynosiło 17+9=26 proc. dochodu oraz dla drugiego progu podatkowego – było 32+1,25 czyli 33,25 proc. a będzie wynosiło 32+9 =41 proc. dochodu. „Jednak ten wzrost podatku (o 7,75 punktów procentowych) nie pójdzie na ochronę zdrowia, ale na inne cele, głównie pewnie na pokrycie kosztów niezwykle szerokiego „rozdawnictwa”, z jakim mamy do czynienia od paru lat. Zatem od osób zatrudnionych na podstawie umowy o pracę dochody NFZ ze składki nie wzrosną (licząc od tych samych pensji). Mogą co najwyżej zmniejszyć się, jeżeli kwota wolna od podatku, która wzrośnie z 8 tys. do 30 tyś zł będzie również „wolna od składki na NFZ” - komentuje Bukiel.
Co ze składką zdrowotną dla jednoosobowych firm?
Według szefa OZZL, inaczej jest w przypadku osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Jak wylicza, dotychczas płacili oni składkę ryczałtową, odpisywaną od podatku w takiej samej części, jak pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę. Jednak dla przedsiębiorców z wysokimi dochodami, składka ta stanowiła dużo mniejszy odsetek dochodów, niż składka dla pracowników. Jak podaje, jeżeli przedsiębiorca w roku 2020 r. miał dochód 10 tys, a jego składka ryczałtowa wynosiła 362,34 zł, to stanowiła ona 3,6 proc. jego dochodu, z czego 3,1 proc. odpisywał od swojego (19 proc. liniowego) podatku. Jego faktyczne obciążenie podatkowe wynosiło zatem 19,5 proc. Dla przedsiębiorców z wyższymi dochodami odsetek przeznaczony na składkę jeszcze bardziej malał (dla 20 tys. dochodu było to tylko 1,8 proc. z czego 0,25 proc. obciążało przedsiębiorcę). Zgodnie z tymi wyliczeniami, to powoduje, że wprowadzenie dla przedsiębiorców 9 proc. liniowej składki na NFZ, nieodliczanej od podatku zwiększy – dla tych, którzy mieli dochód większy niż 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia, czyli nieco ponad 4 tys. zł - kwotę wpłacaną na NFZ. Dla przedsiębiorców, których dochód wynosi 10-20-30-40- i więcej tysięcy zł miesięcznie, ten wzrost będzie duży lub bardzo duży. „Przykładowo przedsiębiorca z dochodem 20 tys. zł, który płacił składkę na NFZ ok. 400 zł miesięcznie, teraz zapłaci 1800 zł (i będzie to dodatkowe obciążenie do podatku liniowego 19 proc.). Zatem wzrost - całkowitego i faktycznego- opodatkowania przedsiębiorców spowoduje wzrost dochodów NFZ.
Czy ten wzrost będzie na tyle duży, że pozwoli zwiększyć nakłady na publiczne lecznictwo z obecnych ok. 5 proc. PKB do 7 proc. albo chociaż do 6 – pyta Bukiel? I odpowiada, że to wszystko zależy od tego, jak wielu jest „bogatych” przedsiębiorców i czy nie uciekną oni w szarą strefę (jeszcze bardziej i powszechniej niż obecnie). Przewodniczący powołuje się na dane Głównego Urzędu Statystycznego, z których wynika, że obecnie jest w Polsce ok. 2 mln osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Podkreśla jednak, że znaczna część z nich to – de facto – pracownicy, nieraz mało zarabiający, zmuszeni do przyjęcia takiej formy zatrudnienia (np. sprzątaczki), niemała część to bardzo drobni przedsiębiorcy, których dochody mogą być zbliżone lub mniejsze niż „średnie wynagrodzenie w gospodarce”. Przekonuje, że od nich wzrostu dochodów ze składki nie będzie.
„Jak będzie naprawdę, trudno chyba dzisiaj przewidzieć. Ministerstwo Finansów być może ma takie szacunki, ale raczej wątpię, aby je (uczciwie) przedstawiło. Zatem pytanie: czy przedsiębiorcy podwyższą finansowanie publicznej ochrony zdrowia pozostaje dzisiaj jeszcze – moim zdaniem – bez odpowiedzi. Tym bardziej bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy uda się zwiększyć nakłady na publiczne lecznictwo do 6 proc. PKB w roku 2023 i do 7 proc. w roku 2027. W takiej sytuacji jeszcze większego znaczenia nabiera to, jak te skąpe środki będą wykorzystywane. A na tym polu – w mojej ocenie – nie ma podstaw do optymizmu. Rząd konsekwentnie prze w kierunku skrajnego etatyzmu i centralnego planowania. Także wynagrodzenia w publicznej ochronie zdrowia, zwłaszcza specjalistów mają pozostać na b. niskim poziomie, przykładowo lekarz specjalista ma mieć pensję zasadniczą w kwocie 1,31 „średniej krajowej”. Ten etatyzm, centralizacja, ręczne sterowanie i niskie płace pracowników to bardzo niebezpieczna mieszanka, której efektem może być dalszy odpływ kadr, zmniejszenie efektywności systemu, obniżenie jakości świadczeń zdrowotnych w ramach publicznego lecznictwa i dalsze ograniczenie dostępności do nich” - komentuje Bukiel.
Polecamy także:
Zmiany w programach lekowych: ekspertka DZP o propozycji NFZ
Odstęp między dawkami szczepionki AstraZeneca budzi kontrowersje
Advantage Hers: wsparcie pacjentów z przewlekłymi chorobami zapalnymi