Autor : Anna Jackowska
2022-03-11 10:55
Dworzec Główny w Rzeszowie od dawna jest ruchliwym punktem tranzytowym w południowo-wschodniej Polsce, niedaleko granicy z Ukrainą. Ale pod koniec lutego nabrał nowej roli - bezpiecznego schronienia dla ukraińskich uchodźców uciekających przed eskalacją przemocy w ich ojczyźnie. Teraz dworzec to dla nich miejsce do odpoczynku, w którym mogą zjeść ciepły posiłek, a dzieci otrzymać powitalną zabawkę. Na miejscu działa też bezpłatna pomoc medyczna.
Na stronie internetowej Światowej Organizacji Zdrowia opublikowano materiał na temat polskiej pielęgniarki Dominiki Janas, która na rzeszowskim dworcu przez ostatni tydzień opiekowała się dziesiątkami uchodźców dziennie. Dla wielu jest pierwszym pracownikiem ochrony zdrowia, jakiego widzieli po opuszczeniu Ukrainy. - Ludzie uciekają przed wojną, nowe fale przybywają każdego dnia - mówi. - Mamy tu punkt medyczny i pomagamy wszystkim, którzy tego potrzebują. Średnio zajmujemy się od 50 do 100 osób dziennie i pracujemy 24 godziny na dobę. Każdy, kto przychodzi i potrzebuje opieki medycznej, otrzymuje ją. To głównie kobiety z dziećmi i osoby starsze - dodaje.
- Większość przypadków to dzieci z potrzebami medycznymi: czasami nie jadły od 2 lub 3 dni, a kiedy przyjeżdżają, często mają biegunkę, ponieważ dostają coś gorącego do jedzenia i mają problemy z trawieniem. Dzieci są zmarznięte, odwodnione i senne. Z kolei wiele przybywających do nas starszych osób ma nadciśnienie, czasami wynosi ono do 180 lub 200 - mówi.
- Jest jedna historia, która szczególnie mnie poruszyła - opowiada pani Janas. - Spotkana przeze mnie Ukrainka pokazała mi zdjęcie swojego zniszczonego domu. Ma trójkę dzieci, bez domu, do którego mogłaby wrócić. Zostanie w Polsce, bo nie ma dokąd pojechać. Nic jej nie zostało. „Niech Bóg Cię błogosławi; jesteście niesamowici”, powiedziała do mnie - wspomina.
Janas mówi, że punkt medyczny na dworcu powstał 8 dni temu, gdy tylko do Rzeszowa zaczęli przyjeżdżać Ukraińcy. Szacuje się, że do 5 marca ponad 1,5 mln osób uciekło z Ukrainy w poszukiwaniu bezpieczeństwa do krajów sąsiednich, z tego milion do samej Polski. - To bardzo smutne, że te wszystkie kobiety z dziećmi i osoby starsze podchodzą i nie wiedzą, co mają robić, szukają miejsca, w którym mogą się zatrzymać - mówi Janas. - Zostali bezdomni, nie mają dokąd wrócić, a najgorszy nie jest nawet ich fizyczny stan zdrowia, ale psychiczny. Płaczą, przytulają się do nas, mówią nam, jak się czują i jest to dla nas niezwykle przygnębiające, ponieważ staramy się im pomóc, jak tylko możemy, z całych sił, ale wiemy, że nie możemy zrobić wszystkiego - przyznaje.
Sprawdź "Tydzień w zdrowiu", czyli najważniejsze wydarzenia w ochronie zdrowia.
Polecamy także:
Fala uchodźców to także fala wyzwań w systemie zdrowia
Pomoc pacjentom onkologicznym z Ukrainy: polskie NGO prężnie działają