Autor : Agata Szczepańska
2023-04-03 08:13
Jeśli ktoś kilkanaście lat pracował w zespole ratownictwa medycznego, miał kontakt z pacjentem, to nabył duże doświadczenie, które można wykorzystać w przychodni czy na oddziale szpitalnym. To także szansa dla tych osób, które ze względu na wiek lub stan zdrowia już nie są w stanie pracować w karetce – przekonuje dr Jarosław Madowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych.
Jarosław Madowicz: Zgłosiliśmy 21 kandydatów.
Ustawa określa maksymalny limit 25 osób.
Po pierwsze chcieliśmy wyjść naprzeciw, gdyby się okazało, że inne organizacje nie są zainteresowane udziałem w pracach komitetu. Z drugiej strony oczywiście mieliśmy świadomość, że może być tak, że minister ograniczy skład do jakiejś liczby i że nie wszystkie zgłoszone osoby wejdą do komitetu.
Rzeczywiście liczba kandydatów przekroczyła 25 osób. Ale prawdopodobnie nie wszystkie organizacje, które zgłosiły kandydatów, spełniają kryteria ustawowe. Nie ma jeszcze informacji, ile dokładnie osób z której organizacji wejdzie do komitetu.
Myślę, że będzie funkcjonować od przyszłego roku. Trzeba zorganizować go od strony formalnej, przeprowadzić wybory, władze samorządu muszą się ukonstytuować. Myślę, że realny jest początek przyszłego roku.
W projekcie są propozycje dotyczące i czynności, i leków, które mogą być podawane przez ratownika medycznego. Co do leków to oczywiście nie mamy wątpliwości, że wskazane w projekcie preparaty: Methoxyflurane – jako wziewny lek przeciwbólowy i Tranexamic acid – jako lek przeciwkrwotoczny, będą na pewno służyły temu, żeby ratownicy mogli skuteczniej udzielać pomocy. Natomiast mamy wątpliwości co do uprawnień cewnikowania pęcherza moczowego w systemie ratownictwa. Takie uprawnienie mają ratownicy pracujący poza systemem, natomiast nie było to przypisane systemowi ratownictwa. Obawiamy się, że będzie to nadmiernie wykorzystywane przez podstawową opiekę zdrowotną. I wolelibyśmy, aby to uprawnienie zostało wykreślone.
Tak. Boimy się, że POZ wykorzysta ten zapis i będzie odsyłał takich pacjentów do systemu ratownictwa.
Owszem, jest z tym jest trochę problemów, my byliśmy przeciwni takiemu rozwiązaniu i wprowadzeniu zapisu o nałożeniu obowiązku stwierdzania zgonu przez ratownika medycznego bez dodatkowego przeszkolenia, ale niestety nie udało nam się wprowadzić takiego zapisu.
Raczej nie, choć nie wiem jeszcze, jakie rozwiązania się w niej ostatecznie znajdą, bo prace się przeciągają. Był pomysł, że po stwierdzeniu zgonu przez ratownika medycznego i tak jeszcze musi to potwierdzić koroner, co jest dublowaniem czynności. Może to jest potrzebne, może nie, trudno mi się wypowiedzieć. My proponowaliśmy, aby środowisko ratowników medycznych przeszkolić w tym zakresie. Nie każdy ratownik w toku nauczania miał medycynę sądową. Sama ocena zgonu pewnie nie jest żadnym kłopotem, natomiast związane z tym procedury, stwierdzanie, czy do zgonu doszło z przyczyn naturalnych, czy z zewnętrznych, czy mógł to być efekt przestępstwa itd. – to są elementy, z których warto byłoby, żeby ratownicy medyczni byli jeszcze doszkoleni. My ze swojej strony np. teraz w maju już drugi raz organizujemy takie właśnie szkolenie dla ratowników medycznych, właśnie z czynności związanych ze stwierdzaniem zgonu.
To nie był nasz pomysł i myślę że nie tędy droga. Koronerami powinni być lekarze, to jest ich domena. Ratownicy mają inny obszar działania. Ja bym wolał na przykład, żeby Narodowy Fundusz Zdrowia bardziej uznawał kompetencje ratowników medycznych w podmiotach leczniczych. Bo o ile Fundusz dzisiaj nie ma z tym problemu, że ratownik medyczny pracuje w podmiocie leczniczym, to nie zalicza go do personelu medycznego – w sensie wymogów. Tymczasem w mojej ocenie są takie obszary, takie miejsca w systemie opieki zdrowotnej, gdzie ratownik medyczny mógłby swoje kompetencje wykorzystywać – gabinet zabiegowy, pracownia elektrokardiografii, mógłby pracować w nocnej i świątecznej opiece w ramach czynności zabiegowych. Obecnie jednak płatnik nie uznaje ratowników medycznych jako wymaganego personelu.
Mam na myśli wymogi NFZ dotyczące określonego personelu, np. jeśli placówka chce robić EKG, to w pracowni musi być pielęgniarka, nie może to być ratownik medyczny. A nie ma ku temu uzasadnienia.
Szkoda nie wykorzystać doświadczeń, wiedzy i kompetencji tej grupy zawodowej. Jeśli ktoś kilkanaście lat pracował w zespole ratownictwa medycznego, miał kontakt z pacjentem, to naprawdę nabył duże doświadczenie. I spokojnie można je wykorzystać w przychodni czy na oddziale, bo przecież dzisiaj, jak zerkniemy na statystyki, to możemy zobaczyć, że w dużej części zespoły ratownictwa medycznego nie wyjeżdżają do sytuacji nagłych, do wypadków, do tego typu zdarzeń, jak zatrzymania krążenia, tylko w dużym procencie wyjeżdżają do zachorowań. I ratownicy z natury rzeczy nabierają do tego kompetencji i doświadczenia – nie tylko do ratowania życia. A tak jak Pani powiedziała - ktoś, kto w starszym wieku, się już nie nadaje do biegania po piwnicach, rowach, albo ktoś jest po jakimś zdarzeniu medycznym, po wypadku, mógłby dalej pracować, jeśli tylko system pozwoliłby wykorzystać te jego doświadczenia. Tym bardziej, że wciąż brakuje nam personelu medycznego.
No tak, ale co to daje ratownikowi medycznemu? Dla mnie w ogóle sama koncepcja tej asysty jest trochę niewłaściwa. Moim zdaniem najpierw należy stworzyć ogólną asystę lekarza, a dopiero później ją specjalizujmy. Takie rozwiązania mamy, one funkcjonują np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie asystent lekarza może wybrać sobie ścieżkę pracy -w opiece zdrowotnej, w szpitalu, czy to w specjalizacji zabiegowej, czy w oddziałach zachowawczych, na pediatrii. To jest dobre rozwiązanie dla wsparcia lekarzy, taka funkcja w szpitalu na pewno byłaby bardzo przydatna i to się sprawdza. Natomiast u nas Ministerstwo Zdrowia zaczęło od końca, zrobiło od razu bardzo wysublimowaną specjalizację, konkretnie zabiegowo-chirurgiczną. Tymczasem w szpitalu na dyżurze, kiedy jest chirurg i asysta lekarza, to jeśli chirurg np. w czasie zabiegu zaniemoże, asystent go nie zastąpi. Nie do końca widzimy, jakie te uprawnienia miałyby mieć zastosowanie i to było dużą wątpliwością. Byliśmy sceptyczni, zresztą nie tylko my, bo również środowisko lekarskie było temu przeciwne. No ale tu, że tak powiem, przegraliśmy, bo to zostało wprowadzone i to ustawą.
Tak, w tej sprawie głos zabierał m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich. Jestem w zespole do spraw zdrowia u RPO i udało nam się przekonać Rzecznika, że trzeba się tym zająć, ponieważ naszym zdaniem to jest niebezpieczne.
Po pierwsze dlatego, że straż pożarna będzie ten system opierała o ratowników medycznych, którzy mają być kształceni w szkole pożarniczej, a ochotnicze straże pożarne - o ratowników po kursach kwalifikowanej pierwszej pomocy. I jeśli sprowadzimy system ratownictwa do pierwszej pomocy, nawet jeśli ona jest kwalifikowana, to na pewno pogarszamy dostęp do świadczeń, bo na wezwanie nie przyjedzie personel, który może wdrożyć leczenie już na miejscu zdarzenia.
To wszystko opóźnia leczenie, wdrożenie wysokospecjalistycznych procedur. A przecież w naszej grupie zawodowej kompetencje są poszerzone, choćby rozporządzeniem, o projekcie którego rozmawialiśmy. No i kolejna rzecz, system ratownictwa medycznego to jest ok. 1,6 tys. ambulansów, a dla tego równoległego ma zostać kupione 3 tys. Kto to będzie utrzymywał?
Absolutnie są niepotrzebne, jest to populistyczne hasło.
Na miejscu zdarzenia nie widzę takiej możliwości, bo nie zrobimy krzyżówki, nie wiem, jak ta krew na miejscu zdarzenia by się miała znaleźć. To by musiało być na pokładzie ambulansu, musiałaby być lodówka, nie, to raczej nie jest technicznie możliwe. Natomiast przetaczanie krwi w trakcie transportu, w szczególnych sytuacjach jest potrzebne. Dzięki temu już w trakcie transfuzji czy przetaczania krwi moglibyśmy pacjenta transportować. Są takie zdarzenia, że trzeba pacjenta przetransportować do zabiegu, do jakiejś procedury, a tu czekamy, aż krew zostanie przetoczona jeszcze na oddziale. A pamiętajmy, że na razie krew musimy przetaczać w asyście lekarza, więc nie widzę tutaj przeciwskazań do robienia tego w trakcie transportu, natomiast na pewno nie na miejscu zdarzenia, nie widzę takiej możliwości.
Warto przy tym zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię dotyczącą transportu międzyszpitalnego, który jest kontraktowany jako świadczenie w NFZ. Obecnie, na mocy rozporządzenia, które obowiązuje od ok. dwóch lat, transport międzyszpitalny jest oparty albo na ratowniku medycznym, albo na pielęgniarce, a jeśli jest potrzebna asysta lekarza w czasie transportu, musi zapewnić go szpital. I to jest problem, bo nie ma możliwości, by szpitale zdejmowały lekarza z dyżuru, żeby pojechał z pacjentem karetką. Łatwiej by było, żeby w tej karetce jeździł lekarz – np. jeden zespół lekarski na każde 5 zespołów transportowych. To też bardziej racjonalne z punktu widzenia aspektów czysto prawnych, zarówno jeśli chodzi o prawo pracy, jak i kwestie bezpieczeństwa i odpowiedzialności. Taki lekarz, który wsiada do „obcego” ambulansu, może się nie znać się na urządzeniach z tego ambulansu, przecież on nie jest do tego w ogóle przeszkolony. Poza tym - jaka jest relacja między tym lekarzem, personelem karetki, to są pracownicy dwóch różnych podmiotów, nie wiadomo, czyj ten pacjent jest.
Jako towarzystwo poruszyliśmy ten temat u Rzecznika Praw Pacjenta i w Państwowej Inspekcji Pracy. Przedstawiliśmy Ministerstwu Zdrowia propozycję rozwiązania tego problemu. Istotnie, naszym zdaniem zasadne jest, żeby firmy, które mają wykonywać transport międzyszpitalny, zapewniały lekarza. Nie wiem jaka będzie odpowiedź ministerstwa, nadal czekamy.
Zastępczyni redaktor naczelnej; specjalizuje się w tematach związanych z prawem medycznym i procesem legislacyjnym, szczególnie zainteresowana psychiatrią. Wcześniej dziennikarka i redaktorka w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz Polskiej Agencji Prasowej. Kontakt: agata.szczepanska@cowzdrowiu.pl