Autor : Maja Marklowska-Tomar
2020-04-13 17:54
Dziewięcioletnia pacjentka wrocławskiego "Przylądka Nadziei", u której kilka dni po przeszczepie szpiku stwierdzono zakażenie koronawirusem, wraca do zdrowia. Dwukrotne badanie na obecność SARS-CoV-2 dały u niej negatywny wynik.
"Nasza słodka mała pacjentka odnowiona po przeszczepie i na dodatek już po dwóch ujemnych badaniach w kierunku SARS-CoV2! Zgodnie z zaleceniem specjalistów chorób zakaźnych wchodzę jeszcze do niej w pełnym rynsztunku prosto z NASA. Może niebawem będziemy mogli zluzować trochę reżim sanitarny, ale strzeżonego... Ach zapomniałem dodać, że uzyskałem zgodę Mamy dziewczynki na prezentację uśmiechu córki na fb... Mojego uśmiechu nie sposób zidentyfikować, ale jest równie szeroki. Dzięki zaangażowaniu całego zespołu wygrywamy bitwę z koronawirusem. Wojnę też wygramy, ale musimy być cierpliwi..." - wpis o takiej treści zamieścił na Facebooku prof. Krzysztof Kałwak, opiekujący się dziewczynką pediatra, immunolog i transplantolog z Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Ponadregionalnego Centrum Onkologii Dziecięcej "Przylądek Nadziei" we Wrocławiu.
Była w siódmej dobie po przeszczepie szpiku
9-letnia Hania zachorowała na białaczkę w maju 2018 r. We wrześniu ubiegłego roku miała wznowę. - To była bardzo szybka wznowa, dlatego lekarze zdecydowali, że konieczny jest przeszczep szpiku - opowiada mama dziewczynki. Prof. Krzysztof Kałwak dodaje, że dziewczynka była przygotowywana do transplantacji szpiku przy użyciu intensywnej radio- i chemioterapii. Komórki krwiotwórcze zostały pobrane z krwi obwodowej dorosłego dawcy w Niemczech. Niemiecki kurier dostarczył je na most graniczny w Słubicach, który w dobie pandemii jako jedyny służy w obie strony kurierom szpiku do przekazywania bezcennego materiału do ratowania ludzkiego życia, a stamtąd odebrał je polski kurier współpracujący z wrocławskim "Przylądkiem Nadziei". 26 marca br. podano je Hani.
W siódmej dobie po przeszczepie u dziewczynki wystąpiły objawy sugerujące COVID-19. Kaszlała, miała gorączkę, wszystko wskazywało na zapalenie płuc. Pobrano od niej wymaz do badania PCR w kierunku koronawirusa, które dało pozytywny wynik. Hania została umieszczona w specjalnej, tzw. covidowej sali, żeby przed zakażeniem uchronić innych pacjentów i personel medyczny. Mama dziewczynki nie była zakażona. Zagadką pozostaje wciąż, od kogo i w jaki sposób ona złapała SARS-CoV-2.
Zadziałały leki i komórki krwiotwórcze od dawcy z Niemiec?
Mama Hani wspomina, że w pewnym momencie sytuacja była dramatyczna. - Pomyślałam, że jest tak bezbronna i pozbawiona odporności... Zastanawiałam się, co można zrobić. Nikt nie wiedział, jak to się dalej potoczy. Myślę, że ogromną rolę odegrali lekarze, którzy skontaktowali się z innymi klinikami i dowiedzieli się, jak postępować - powiedziała redakcji cowzdrowiu.pl
- Pacjentka była w bardzo trudnym momencie po transplantacji - potwierdził w rozmowie z nami prof. Krzysztof Kałwak. Nie oglądając się na nic, lekarze zastosowali u niej terapię, która sprawdziła się wcześniej na oddziale zakaźnym Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu, którym kieruje prof. Krzysztof Simon (pisaliśmy o tym tutaj: Prof. K. Simon: terapia COVID-19 na chińskich schematach już w Polsce).
- Dostała chlorochinę i azytromycynę w połączeniu z wprowadzoną przez kolegę z zespołu – pana docenta Ussowicza - rybawiryną, lekiem podawanym ze względu na utrzymującego się w jej organizmie metapneumowirusa. Metapneumowirus zwykle nie jest dużym problemem - tłumaczy prof. Kałwak, który nie wyklucza, że 9-latka poradziła sobie z koronawirusem nie tylko dzięki lekom, ale i przeszczepionym komórkom krwiotwórczym. - Ze spokojem obserwujemy dalszy rozwój sytuacji. Jeśli zakaźnicy stwierdzą, że możemy zakończyć reżim epidemiologiczny, to go zakończymy. Na razie wchodzimy do pacjentki w pełnym rynsztunku. I bacznie ją obserwujemy, bo może mieć jeszcze wiele różnych powikłań związanych z transplantacją - mówi prof. Kałwak.
9 i 10 kwietnia u Hani przeprowadzono badanie na obecność koronawirusa. W obu przypadkach wynik był negatywny.
Mama dziewczynki podejrzewa, że na sukces w walce z SARS-CoV-2 złożyło się wiele różnych czynników. - Wychowawczyni Hani wielokrotnie powtarzała, że ona zawsze robi wszystko po swojemu - podsumowuje naszą rozmowę.
Polecamy także:
Od jutra osocze ozdrowieńców pobierane w Polsce do leczenia COVID-19
Cztery samoloty sprzętu w ramach akcji Fundacji Lekarze Lekarzom NIL