Autor : Anna Rokicińska
2020-06-30 12:37
Federacja Porozumienie Zielonogórskie ostrzega, że w podstawowej opiece zdrowotnej brakuje lekarzy. Tysiące pacjentów pozostaje bez ich opieki.
Federacja pisze, że w Polsce powszechnie wiadomo o brakach kadry medycznej, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że dotyczy to także POZ. Ubywanie praktyk lekarskich najlepiej widać z perspektywy małych miejscowości. PZ podaje konkretne przykłady. - Kożuchów i okoliczne wioski (ok 10-tysięcy mieszkańców) w połowie czerwca został bez przychodni POZ po śmierci jedynego pracującego tam lekarza – mówi Marek Twardowski, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego i prezes Lubuskiego Związku Lekarzy Pracodawców Podstawowej Opieki Zdrowotnej Porozumienie Zielonogórskie. Część pacjentów zapisała się do lekarzy w bliższej lub dalszej okolicy, ale ok. 2 tysięcy pozbawionych jest dostępu do POZ. - Przychodnie nie są z gumy, lekarze są już tak obciążeni, że nie mają możliwości przyjmowania kolejnych deklaracji. Trwają poszukiwania chętnych do przejęcia przychodni, ale takich nie ma – stwierdza Twardowski. Podobnie jest w Zawadzie, która kilka lat temu została administracyjnie włączona do Zielonej Góry. Tam nie ma lekarza i nikt do pracy się nie zgłasza.
Zdaniem Marka Twardowskiego to dopiero przedsmak tego, co czeka nas w najbliższej przyszłości. Są regiony w Polsce, gdzie młodzi lekarze nie chcą podejmować pracy, a starzy… są coraz starsi. W województwie lubuskim średnia wieku lekarzy POZ to 62 lata. Ok. 40 proc. z nich stanowią emeryci, nierzadko osoby, które ukończyły 70 i więcej lat. Zmarły lekarz z Kożuchowa był 77-latkiem i dopiero śmierć przerwała jego pracę.
Jakie są przyczyny takich sytuacji?
Wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego widzi dwie przyczyny ubywającej kadry POZ: systemową i wizerunkową. Obie mają źródło w kilkudziesięcioletnich zaniedbaniach i błędach, których nie naprawia żaden z kolejnych rządów. – Jeśli latami całymi sprowadzano lekarza POZ do roli osoby wypisującej recepty i wystawiającej skierowania do specjalistów, to nic dziwnego, że młodzi z ambicjami nie widzą się w tej pracy – tłumaczy Twardowski. Według niego, największe problemy z kadrą w POZ występują w zachodnich województwach, a zwłaszcza w pobliżu granicy. Lekarz rodzinny bez problemu znajdzie pracę np. w Niemczech, gdzie szanuje się jego zawód. Zdaniem Twardowskiego, istotą problemu jest struktura polskiego systemu ochrony zdrowia, oparta na szpitalach. Tymczasem w jego ocenie, ochrona zdrowia działa najlepiej w tych państwach, gdzie jej podstawą jest POZ. To system najlepszy dla pacjenta i najmniej kosztowny dla państwa.
Holenderskie wzorce
Jako przykład dobrze funkcjonującego systemu wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego podaje Holandię, gdzie ok. 17 milionów mieszkańców ma do dyspozycji 238 szpitali. Polaków jest zaledwie dwukrotnie więcej, ale mamy szpitali ponad tysiąc. W dodatku wciąż powstają nowe. Za to w Holandii zadbano o dostęp do lekarzy rodzinnych. Gabinety rozmieszczone są w taki sposób, by każdy mógł się dostać do lekarza w ciągu 5 min. rowerem, a samochodem w minutę. I bynajmniej nie tylko po to, by dostać receptę lub skierowanie, ale by się skutecznie leczyć u wszechstronnie wykształconego lekarza ogólnego, który zna się na większości chorób. – Nasi lekarze rodzinni nie odbiegają wiedzą od kolegów w Zachodu, są powszechnie szanowani w każdym miejscu na świecie i przyjmowani do pracy z otwartymi ramionami. Mogliby także pomagać lwiej części chorych, którzy dziś są bez potrzeby hospitalizowani. Oparcie systemu na szpitalnictwie to najbardziej kosztowna i nieracjonalna opcja z możliwych – dodaje Twardowski.
Polecamy także:
MZ: wybory nie spowodowały wzrostu zakażeń
GIF zalecenia dla aptek i hurtowni w sprawie weryfikacji leków