Autor : Anna Gumułka
2024-01-08 12:31
Był tłumaczem, a zatem i trochę opiekunem własnych rodziców. Mówić uczył się z dalszą rodziną, za to Polskiego Języka Migowego nauczyli go rodzice. Doświadczył prześladowania ze strony innych dzieci, ale i uznania nauczycieli i bardziej świadomych kolegów. Jak to jest chodzić na własne wywiadówki w roli tłumacza i jak bycie dzieckiem niesłyszących rodziców wpłynęło na jego życie, w rozmowie z CowZdrowiu.pl opowiada 20-letni Paweł Matusik.
Anna Gumułka: Jesteś słyszącym dzieckiem niesłyszących rodziców.
Paweł Matusik: Tak, mama nie słyszała od urodzenia, tata od wypadku, który miał we wczesnym dzieciństwie. W związku z tym żadne z nich też nie mówiło. Czekając na moje narodziny rodzice liczyli się z tym, że mogę też być osobą niesłyszącą. Kiedy okazało się, że jestem zupełnie zdrowy, byli bardzo szczęśliwi.
Jak w takim razie nauczyłeś się mówić? Żeby nauczyć się mowy, dziecko musi mieć przecież kontakt z osobami mówiącymi.
Zawsze bardzo pomagała nam rodzina - rodzeństwo rodziców, a przede wszystkim babcia ze strony mamy. Często z nimi przebywałem, potem było przedszkole i szkoła. Nie miałem więc problemów z mówieniem.
A jak komunikowałeś się z rodzicami?
Za pomocą gestów, a z czasem nauczyłem się języka migowego. Robiłem tak, jak robią dzieci mówiących rodziców - naśladowałem ich, tylko powtarzałem gesty, a nie słowa. Cieszyli się z tego i chętnie mnie uczyli. Naukę na serio zacząłem w wieku 6 lat, wtedy rodzicie zaczęli udzielać mi lekcji, a oprócz tego oczywiście uczyłem się tak w praktyce, w normalnym życiu.
W pewnym momencie zacząłeś być tłumaczem swoich rodziców.
Zawsze byli samodzielni, normalnie robili zakupy i załatwiali takie codzienne sprawy. Do lekarza i urzędów początkowo jeździli z babcią, a gdzieś tak na przełomie podstawówki i gimnazjum - już ze mną.
Jak się z tym czułeś?
Miałem okres buntu, marudziłem i wykręcałem się, bo nie lubiłem siedzieć godzinami w urzędach albo przychodniach. Z drugiej strony chciałem im pomóc i wiedziałem, że muszę. Trochę byłem ich opiekunem. Brałem to na klatę, że tak po prostu jest.
Czy doświadczyłeś kiedyś dyskryminacji dlatego, że twoi rodzice to osoby niesłyszące?
Niestety tak. Kiedy byłem mały, prześladowała nas banda dzieciaków z sąsiedztwa. Jak wychodziłem z rodzicami na podwórko, naśmiewali się z dźwięków, jakie wydawali rodzice i dokuczali mi. Bałem się wtedy wychodzić na dwór. Po jakimś czasie w końcu dali nam spokój.
A jak było w przedszkolu, w szkole?
Dobrze. Tam nie było problemów. Nauczyciele wyrażali wręcz uznanie, że znam Polski Język Migowy i jestem tłumaczem moich rodziców, a dzieci reagowały raczej takim: wow, twoi rodzice nie słyszą? Traktowały to, jako coś innego i ciekawego. Było zabawnie, kiedy chodziłem z rodzicami na wywiadówki, jako ich tłumacz. Wychowawcy stawiali tylko jeden warunek - że nie wolno mi opowiadać innym dzieciom, o czym się mówi na zebraniach. Rodzice chodzili też na szkolne imprezy i brali w nich aktywny udział, nie siedzieli gdzieś z boku czy w kącie.
Bardzo fajną klasę miałem w technikum. Kiedy w zeszłym roku zmarła moja mama, wszyscy przyszli na pogrzeb i to z własnej inicjatywy, nie dlatego, że ktoś im kazał. Sami się zorganizowali. To było miłe, że dostałem od nich takie wsparcie. Na pogrzebie było zresztą bardzo dużo ludzi, bo moja mama była bardzo towarzyska, miała wielu przyjaciół w całej Polsce, a nawet za granicą. Przyjechali ją pożegnać nawet niesłyszący przyjaciele ze Szwecji.
Jak - patrząc z Twojej perspektywy - żyje się w Polsce osobom z niepełnosprawnością?
Bywa różnie. Uważam, że moi rodzice prowadzili właściwie normalne życie, tyle że nie słyszeli. Mama nie pracowała zawodowo, zajmowała się domem. Tata pracuje jako szwacz w zakładzie, w którym są też zatrudnieni inni niepełnosprawni. Lubi tę pracę, ma znajomych. Z drugiej strony - kiedy po śmierci mamy ubiegaliśmy się o rentę socjalną dla mnie, nie przyznano nam jej, bo o jakieś parę złotych przekroczyliśmy próg dochodowy. Żyjemy z tego, co dostaje i zarobi tata. Kiedy byłem młodszy, dostawaliśmy rzeczy w ramach akcji Szlachetna Paczka. Kiedy dorosłem, sam zostałem wolontariuszem, żeby w jakiś sposób odwdzięczyć się za to, jak nam pomagano. Wolontariuszki pomagały mi na przykład w nauce, kiedy chodziłem jeszcze do podstawówki. Dobrze to wspominam.
Byłoby dobrze, gdyby łatwiej można było się w Polsce porozumieć Polskim Językiem Migowym. Ostatnio mieliśmy z tatą taką sytuację, że byliśmy w jakimś zwykłym sklepie i kasjerka - widząc, że migamy - odezwała się do nas w języku migowym, chociaż znała tylko podstawowe zwroty. To było bardzo miłe, bardzo się z tatą ucieszyliśmy, ale to zdarzyło się tylko raz w ciągu 20 lat mojego życia. W ostatnich latach wiele spraw ułatwiła technologia - są komunikatory, połączenia wideo. Osobom niesłyszącym jest się łatwiej komunikować ze światem niż kiedyś.
Czy rodzice starali się wpłynąć jakoś na twoje życiowe plany?
Uważali raczej, że to moja sprawa. Poszedłem do klasy informatycznej i popierali ten wybór. Teraz szukam pracy. Myślę o tym, żeby zostać tłumaczem Polskiego Języka Migowego, moim marzeniem jest nauczyć się też Angielskiego Języka Migowego. Myślę, że mógłbym w ten sposób pomagać innym, a i tata byłby szczęśliwy wiedząc, że tak korzystam z tego, czego mnie z mamą nauczyli.
Polecamy także:
Asystencja dla osób z niepełnosprawnościami: projekt niedoszacowany
Porządkowanie kolejek: "Potrzebujemy więcej czasu" - informuje NFZ
NFZ zmienia zarządzenie dotyczące terapii dla osób w spektrum autyzmu
Dziennikarka z blisko 25-letnim doświadczeniem. W latach 1999-2022 w PAP relacjonowała wydarzenia na Śląsku i w kraju, specjalizując się w tematyce zdrowotnej, społecznej, naukowej i kulturalnej. W 2004 była korespondentką PAP w Londynie. Kontakt: anna.gumulka@cowzdrowiu.pl