Autor : Jakub Wołosowski
2022-04-19 13:45
Od 1 lipca mają wzrosnąć najniższe płace w ochronie zdrowia - medyków i personelu medycznego. Lekarze z Porozumienia Rezydentów nie są zadowoleni z propozycji zawartej w projekcie i przedstawili własną. Środków na jej sfinansowanie chcą szukać podwyższając cenę papierosów. Jednak czy to byłoby skuteczne rozwiązanie? M.in. o tej kwestii rozmawialiśmy z ekonomistą Markiem Zuberem.
Na początku kwietnia do konsultacji trafił projekt zmiany ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w placówkach medycznych. Do projektu dołączono tabelę z konkretnymi wyliczeniami, gdzie przedstawiono współczynnik odnoszący się do średniej płacy w gospodarce, jak i kwotę brutto - poniżej której pensja nie będzie mogła spaść.
Przedstawione stawki odbiegają jednak od oczekiwań lekarzy. Dlatego Porozumienie Rezydentów przedstawiło swoje propozycje, których koszt wyliczono na około 800 mln zł. Skąd wziąć na to pieniądze? Rezydenci proponują dodatkową opłatę zdrowotną w wysokości 1 zł od każdej sprzedanej paczki papierosów. Argumentują, że przyniosłoby to około 2 mld zł brutto rocznie. Czyli ponad 2 razy więcej niż szacowany koszt spełnienia ich oczekiwań.
Dodatkowo wskazują też na argumenty zdrowotne, „Co ósmy nowotwór jest bezpośrednim skutkiem palenia papierosów, a sam nikotynizm sprzyja rozwojowi co najmniej 16 różnych nowotworów m.in. raka płuca, piersi czy pęcherza" i finansowe "szansa, że wyższa cena papierosów, część palaczy zniechęci do tej używki. Bazując na różnych szacunkach przypominają, że koszty nikotynizmu to 13-52 mld zł rocznie". Więcej o tej propozycji przeczytasz w „Jakich pensji chcą lekarze? Co mają wspólnego z papierosami?”.
Warto dodać, że nie tylko rezydenci przedstawiali swoje zastrzeżenia do obecnej wersji ustawy i proponowanych wynagrodzeń. Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych chce osobnego punktu w tabeli najniższych wynagrodzeń w ochronie zdrowia, który odnosiłby się do ich zawodu, a także związki zawodowe techników elektrokardiologii. Te domagają się podwyższenia najniższych płac z poziomu 0,86 średniej krajowej do wysokości 0,94 tego wskaźnika.
Propozycja lekarzy wzbudziła szerokie zainteresowanie. Zapytaliśmy ekonomistę Marka Zubera, jaka jest szansa jej realizacji. Przypomnijmy, że nasz rozmówca wraz z ekonomistą Krzysztofem Opolskim napisał rozdział "Finansowanie ochrony zdrowia w Polsce" w monografii "Antynomie systemu ochrony zdrowia" opublikowanej przez Polską Akademię Nauk w grudniu 2021 roku. Był też członkiem zespołu do spraw reformy ochrony zdrowia przy prof. Zbigniewie Relidze i Tomaszu Zdrojewskim, który był doradcą do spraw zdrowia ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
- My postawiliśmy taką tezę, że zdecydowana większość tych środków, które ustawowo mają być przewidziane na zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia, by dojść do poziomu 7 proc. w roku 2026, pójdzie na wzrost wynagrodzeń w szeroko rozumianej ochronie zdrowia. Z jednej strony na podwyżki, a z drugiej strony na zwiększenie zatrudnienia. Bo przecież wiemy, że mamy potężne wakaty i z tym też musimy przynajmniej spróbować jakoś się zmierzyć – mówi Marek Zuber.
Ekonomista wskazuje, że nie będzie to możliwe bez znalezienia stabilnego i długofalowego źródła finansowania. - To nie może być tak, że mamy ustawę, z której wynika, że jak będzie trzeba, to się z budżetu dopłaci. Jeśli nie wystarczy środków z Narodowego Funduszu Zdrowia, a nie wystarczy w takiej formule, jaka jest w tej chwili, to po prostu na bieżąco będziemy dopłacać – wskazuje.
W jego ocenie, obecna sytuacja jest „absolutnie złym kierunkiem”. Nasz rozmówca stanowczo podkreśla, że finansowanie publiczne musi być strukturalnie bardzo dokładnie określone, nie na zasadzie dopłacania z budżetu. Dlatego, w związku z tym, nie ma innej możliwości, jak podniesienie składki zdrowotnej lub innych parapodaktów, które dziś już w Polsce są obecne albo wprowadzenia dodatkowego współfinansowania ochrony zdrowia. W tym kontekście to jest szukanie tego sposobu.
- Możemy powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy. Pandemia doprowadziła do tego, że bardzo wielu lekarzom tym, którzy bezpośrednio walczyli z pandemią, z covidem, mocno wzrosły wynagrodzenia. Oczywiście wynika to z tych różnego rodzaju dodatków, które były. Oni narażali swoje życie i zdrowie, fakt, ale z drugiej strony pewnie nigdy w życiu nie zarabiali tyle, ile w tym okresie walki z pandemią. No i teraz pytanie, które musi się urodzić, jeśli ogłosimy koniec pandemii, wycofamy się z tych wynagrodzeń wyższych, to czy środowisko, pracownicy, którzy uczestniczyli w tej walce, przejdą nad tym do porządku dziennego? Moim zdaniem nie. Moim zdaniem, obok rezydentów w najbliższym czasie będziemy obserwowali dodatkowy nacisk, żeby doszło do zwiększenia tych podstawowych wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Tym bardziej, że warto też zwrócić uwagę na to, że ci, którzy z kolei nie uczestniczyli w tej walce i nie mieli tych dodatków, też mogą być rozgoryczeni tą sytuacją, że ich zarobki są dużo mniejsze niż tych, którzy z pandemią walczyli – zwraca uwagę na kolejny problem Marek Zuber.
W jego ocenie, to kolejny element, który zwiększy nacisk na wzrost wynagrodzeń, nie mówiąc już o inflacji, która wywołuje takie naciski w całej gospodarce.
Ekonomista podkreśla, że w obliczu tych wyzwań nie ma absolutnie żadnej wątpliwości, że dodatkowe źródło finansowania trzeba znaleźć. Jednak nie jest przekonany, że podniesienie ceny paczki papierosów byłoby dobrym pomysłem na realizację tego celu.
- Gdyby dotyczyło to takich krajów, jak Szwecja czy Finlandia, gdzie szara strefa jest relatywnie nieduża, to może. To są społeczeństwa, które mają zakodowane płacenie podatków, jeszcze lepiej jest pod tym względem np. w Szwajcarii czy Austrii. W związku z tym tam nakładanie dodatkowych obciążeń na różnego rodzaju używki ma większy sens. Bo rzeczywiście z tego mogą być dochody do budżetu. Natomiast czy w Polsce tak będzie? To jest pytanie, na które pewnie będziemy mieć już jakąś odpowiedź na koniec tego roku, bo na jego początku mieliśmy bardzo mocny wzrost obciążeń, jeśli chodzi o używki – mówi Zuber.
Ekonomista obawia się, że podwyższenie ceny papierosów, czy alkoholu - wszak można znaleźć różne obszary do takiej dodatkowej opłaty - nie doprowadzi do zwiększenia szarej strefy.
- W przypadku Polski, gdzie ewidentnie ta szara strefa jest wyraźnie wyższa od średniej unijnej, którą szacujemy na 17,5 proc. PKB, u nas jest to w okolicach 20 proc. więc pytanie, czy dalsze podwyższanie podatków, w szczególności na papierosy i alkohol, gdzie mieliśmy mocne wzrosty w ostatnich latach, rzeczywiście doprowadzi do istotnego zwiększenia dochodów budżetowych. Co do kierunku ja się zgadzam. Jednak czy to się sprawdzi w Polsce, to nie wiem – mówi ekspert wskazując, że wiele państw taką politykę prowadzi, a podatki z używek są wykorzystywane na leczenie, jednak przede wszystkim na profilaktykę.
Zuber odnosi się przy okazji podwyżek dla rezydentów, do wspomnianych już 7 proc. nakładów PKB na ochronę zdrowia mówiąc, że tu nie toczy się walka o 800 mln zł, ale o kilkadziesiąt miliardów złotych w perspektywie 2026 roku.
- Trzeba wskazać takie źródło, które zwiększy finansowanie w sposób strukturalny, podkreślę to jeszcze raz, a nie na zasadzie dopłat do budżetu, tak byśmy ten poziom 7 proc. mogli osiągnąć. Warto przy tym dodać, że nie jest to wcale, z punktu widzenia wydatków Unii, jakimś wielkim osiągnięciem. Pomijając wydatki covidowe, które zaburzyły nieco dane, to jest to nawet minimalnie poniżej średniej unijnej – wskazuje Zuber.
Niestety, w ocenie ekonomisty, nie ma innego sposobu, jak zwiększenie płaconych podatków i z bólem przyznaje, że należy podwyższyć składkę zdrowotną.
- Niestety. Z tym że oczywiście w ramach Polskiego Ładu rząd chciał wygenerować dodatkowe środki w budżecie. Jak wiemy składka zdrowotna była płacona w ten sposób, że 75 proc. z tych 9 proc. była potrącana z PIT-u, więc wyrzucono to poza PIT. Natomiast, moim zdaniem, to jest jedyny kierunek. Przynajmniej ludzie będą widzieli te pieniądze, oczywiście pod warunkiem, że one pójdą do NFZ-u, jako przekazanie konkretnych środków – wskazuje Zuber.
W ocenie ekonomisty, taki krok można wykonać teraz, gdy następuje obniżenie podatku PIT z 17 do 12 proc. To najlepszy moment. – Niestety mówimy tu oczywiście o zmniejszeniu środków, jakimi dysponuje przeciętny Kowalski. Jednak przy odpowiedniej polityce informacyjnej, np. „obniżamy PIT, ale 2 punkty procentowe pójdą na twoje zdrowie”, to myślę, że Polacy by to zaakceptowali – tłumaczy ekonomista. - To jest najprostsze rozwiązanie. Natomiast szukać jakichś innych źródeł, zawsze można. Najlepiej, żebyśmy znaleźli uran w Polsce i się z tego finansowali, ale to jest na poziomie cudu bardziej. Moim zdaniem, podniesienie składki zdrowotnej, to byłoby najlepsze rozwiązanie, które prędzej czy później będzie wprowadzone, a pytanie jest tylko, kiedy – podsumowuje Marek Zuber.
Inflacja wg GUS. Zrewidowane dane przytłaczają
Uchodźcy dostaną po 500 zł na zakupy w aptekach. Od kogo?
Polska zerwie umowę z Pfizerem? Czy nie jest na to za wcześnie?