Autor : Agata Szczepańska
2024-03-06 19:19
Jeżeli zamyka się różnego rodzaju dochodowe biznesy, to raczej nie zyskuje się przyjaciół, lecz wrogów – przyznaje rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec w rozmowie z CowZdrowiu.pl. - Te osoby podejmują różnego rodzaju działania - począwszy od skarg do kancelarii premiera, aż po groźby. Deklaruję jednak, że odwrotu nie będzie. Tak długo jak będę na tym stanowisku, tak długo będziemy walczyć z „pseudomedycyną” i działaniami na szkodę pacjentów – deklaruje rzecznik.
Podczas dyskusji nad budżetem Biura Rzecznika Praw Pacjenta, w kontekście nowych zadań związanych w obsługą trzech funduszy kompensacyjnych, wspomniał pan o propozycji zmian legislacyjnych, zmierzających do ujednolicenia zasad wypłaty świadczeń.
Wszystkie trzy fundusze powstały w różnym czasie, każdy z nich umocowany jest w innej ustawie. Na etapie procesu legislacyjnego wprowadzane były inne regulacje, jak np. wysokość wypłacanych świadczeń. W ramach Funduszu Kompensacyjnego Szczepień Ochronnych maksymalna kwota wypłaty to 100 tys. zł. W przypadku zgonu pacjenta nie ma możliwości dochodzenia roszczeń. W przypadku pozostałych dwóch Funduszy Kompensacyjnego Badań Klinicznych oraz Funduszu Kompensacyjnego Zdarzeń Medycznych kwota wypłaty to maksymalnie 200 tys. zł dla pacjenta, a 100 tys. zł dla członków rodziny. Nowo utworzony Departament Świadczeń Kompensacyjnych w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta posiada rozpisane trzy schematy postępowań, w zależności od tego, czego dotyczy dana sprawa. W funduszu dot. szczepień ochronnych nie ma komisji odwoławczej, która jest w funduszach badań klinicznych oraz zdarzeń medycznych. Inaczej jest uregulowana procedura dotycząca opiniowania spraw w ramach poszczególnych funduszy przez ekspertów medycznych. Tych różnic proceduralnych jest sporo. Dlatego, w naszej ocenie, warto po pierwsze rozważyć połączenie tych trzech procedur w jedną całość oraz zunifikowanie funduszy, wprowadzając jednakowe kwoty wypłat. Należałoby rozważyć utworzenie jednego funduszu zasilanego z trzech źródeł. Przy okazji można by się oczywiście było zastanowić, czy to nie jest dobry moment, aby porozmawiać na temat wysokości świadczeń.
Więcej na ten temat: RPP: Mamy trzy różne fundusze kompensacyjne, czas je zunifikować
No właśnie – czy one nie są zbyt niskie? W sądzie pacjenci mogą liczyć na wyższe odszkodowania?
Być może te kwoty powinny być wyższe. Mówiłem o tym już podczas prac nad utworzeniem funduszy, jednak zdawałem sobie wówczas sprawę z realiów, sytuacji budżetu państwa. Natomiast rozumiem, że mamy nowe otwarcie, więc może byłaby szansa porozmawiać o ich podniesieniu. Wiadomo, że im wyższe kwoty świadczeń, tym większa szansa żeby pacjenci decydowali się na postępowanie u nas, a nie kierowali się na drogę postępowania sądowego. Choć z drugiej strony nigdy nie będzie tak, że wszystkie sprawy trafią do funduszu. W pojedynczych, bardzo traumatycznych szkodach, jak np. czterokończynowe porażenie dziecka w trakcie porodu, kwoty zasądzone przez sąd mogą być sporo wyższe, niż te przyznane w ramach funduszu kompensacyjnego. Trzeba jednak pamiętać, że pacjenci wygrywają tylko ok. 30 proc. spraw w sądach. O tych przegranych nikt nie informuje opinii publicznej, bo też specjalnie nikomu na tym nie zależy, prawnicy też nie chwalą się przegranymi sprawami.
W funduszu pacjenci też nie mają gwarancji, że dostaną świadczenie kompensacyjne.
Nie mają, to prawda. Wiele tych spraw to są powikłania, uznawane na całym świecie jako normalne następstwo danego zabiegu, za które nie będzie przyznane świadczenie. Często też u podłoża tych spraw są oczekiwania pacjentów i ich subiektywne przekonanie – z racji tego, że nie mają wiedzy specjalistycznej – że mogło dojść do błędu tam, gdzie go wcale nie było. Tyle tylko, że sprawa przed rzecznikiem to koszt 300 zł, a przed sądem to jest 5 proc. kwoty roszczenia już na wejściu, od każdej sprawy. Sprawa przed rzecznikiem to zero kosztów, jeśli chodzi o biegłych - przed sądem trzeba pokryć koszty ich opinii, które mogą być bardzo wysokie. W sprawie przed rzecznikiem nie ma konieczności, aby reprezentował nas profesjonalny pełnomocnik, bo de facto to rzecznik reprezentuje pacjenta, jego rolą jest zebranie niezbędnej dokumentacji, wychwycenia różnego rodzaju niuansów itp. W postępowaniu sądowym robi to pełnomocnik, trzeba za to zapłacić i to niemałe kwoty, bo procesy o błędy medyczne w mojej ocenie są najtrudniejszymi procesami dla prawnika. Więc w przypadku kosztów, jakie pacjent musi ponieść, jest zasadnicza różnica – w sądzie są bardzo wysokie, a tu bardzo niskie. Owszem, na końcu może się okazać, że świadczenie nie zostanie przyznane, ale to nie zamyka drogi do dochodzenia roszczeń w sądzie, jeżeli pacjent jednak stwierdzi, że takie kroki należy podjąć.
Zależy nam na tym, żeby te fundusze dobrze działały, bo to są pieniądze dla pacjentów. Z funduszu szczepień ochronnych już 5 mln zł trafiło do pacjentów. Zauważamy, że można byłoby spowodować, aby taki system funkcjonował jeszcze lepiej. Jeśli chodzi o zdarzenia medyczne, jest to fundusz, z którym wiążemy najwięcej nadziei. Obecnie mamy już blisko 205 wniosków, pierwsze decyzje przed nami, już mamy zaopiniowane pierwsze sprawy.
Czego dotyczy te 200 wniosków? Jakiego rodzaju spraw jest najwięcej?
Około 60 proc. to różnego rodzaju uszczerbki na zdrowiu, 20 proc. zgony, a 20 proc. zakażenia szpitalne. To nam pokazuje, jak to się będzie rozkładać, ale też pokazuje kierunki działań, jeśli chodzi o analizę zdarzeń niepożądanych.
A wspomniane 5 mln zł z funduszu szczepień – jakich szczepionek dotyczą sprawy, w których przyznano odszkodowania?
Są to głównie szczepienia przeciwko COVID-19 – w tym przypadku wnioski można zgłaszać od lutego 2022 roku, a chodzi o dziesiątki milionów przeprowadzonych szczepień. Od 2023 roku w grę natomiast wchodzą również szczepienia obowiązkowe, ale tych spraw na razie jest niewiele.
Co jest najtrudniejsze w tych sprawach, poza tym oczywiście, że każdy fundusz ma inną procedurę? Co teraz sprawia państwu najwięcej problemu?
Na pewno najtrudniejsze i najbardziej długotrwałe są te sprawy, gdzie pacjent leczył się w kilku placówkach szpitalnych i w każdej da się wychwycić jakieś nieprawidłowości. W nich trudno jest zebrać dokumentację, precyzyjnie określić, jakie procedury były wykonywane u pacjenta oraz w którym momencie wystąpiły ewentualnie nieprawidłowości. Ponieważ jednak wiedzieliśmy, że dotychczas piętą achillesową tego systemu był brak biegłych, udało się to wyeliminować. Mamy zespół liczący obecnie ponad 70 osób, wśród których jest 25 profesorów zwyczajnych, bardzo wielu doktorów habilitowanych, konsultantów krajowych, wojewódzkich, więc od strony merytorycznej jesteśmy dobrze zabezpieczeni. Jeśli chodzi o wiedzę prawniczą, uważam - bez fałszywej skromności - że mamy jeden z najlepszych zespołów prawnych, jeśli nie najlepszy w tych kwestiach. Uczestniczymy w procesach sądowych, to już blisko 80 procesów - wytoczonych przez rzecznika lub takich, do których przystąpiliśmy, więc mamy bardzo doświadczony zespół.
Jakie jeszcze zmiany warto wprowadzić do tych trzech funduszy?
Warto byłoby rozważyć poszerzenie możliwości działania funduszy również od strony przedmiotowej. Mam tu na myśli, jeśli chodzi o Fundusz Kompensacyjny Szczepień Ochronnych, włączenie szczepień dobrowolnych. Obecnie są to szczepienia przeciwko COVID-19 i szczepienia obowiązkowe, a myślę że warto byłoby objąć tym funduszem również inne szczepienia dobrowolne, np. przeciwko HPV albo grypie.
Myślę, że pod koniec roku będę mieć pierwsze przemyślenia i pierwsze propozycje, co do ewentualnego rozszerzenia działań Funduszu Kompensacyjnego Zdarzeń Medycznych. O tym też mówiłem, że pierwszy krok to są placówki szpitalne, które mają kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia, pod koniec roku będziemy wiedzieć, jak wygląda statystyka zdarzeń, ile jest tych spraw, czy możemy zaproponować kolejne rozszerzenie. Proponowałem, żebyśmy ten system stopniowo poszerzali i tak powinno się dziać.
Więcej na ten temat: Kurowska prosto o zdrowiu: Fundusz Kompensacyjny
W pierwszej kolejności powinien być rozszerzony o szpitale niepubliczne czy inne placówki niż szpitale?
Tu są dwie rzeczy do dyskusji. Moim zdaniem pierwszym krokiem powinno być ratownictwo medyczne. Co do szpitali prywatnych, być może też, ale tak jak mówię, chciałbym zostawić te wnioski na koniec roku, żebym mógł w pełni odpowiedzialnie powiedzieć: jesteśmy gotowi, uważamy, że należy pójść w tym kierunku, mamy przygotowane propozycje, o których możemy dyskutować.
A fundusz badań klinicznych – czy on już zaczął działać?
Jeszcze nie mamy żadnych wypłat. Mieliśmy pierwsze wnioski, ale one obejmowały sytuacje sprzed wejścia w życie przepisów, czyli przed 4 kwietnia ubiegłego roku. Tu trzeba poczekać dłużej, bo fundusz obejmuje te badania kliniczne, które się rozpoczęły i zostały zarejestrowane po 4 kwietnia, a zebranie uczestników, przeprowadzenie tych badań to dosyć długotrwały proces. Na podstawie naszych dotychczasowych doświadczeń, spodziewamy się że wnioski zaczną wpływać w okolicy połowy tego roku. Tu też mamy pewne pomysły, że jednak warto byłoby objąć funduszem badania kliniczne, które były rozpoczęte wcześniej. Przepisy prawa cywilnego mówią o tym, że prawo nie działa wstecz, ale z różnych ważnych powodów można się czasem cofnąć. Takimi powodami są te korzystne dla obywatela. To kolejna propozycja do dyskusji. Zbieramy wszystkie pomysły, staramy się też je ujmować w ramy prawne. Niedługo będziemy gotowi do rozmowy z postulatami już stricte legislacyjnymi. Oczywiście do decyzji pani minister.
Skoro już jesteśmy przy kompensacji i zdarzeniach niepożądanych, to proszę powiedzieć, jak pan się odnosi do propozycji wprowadzenia systemu no-fault, o co zabiega samorząd lekarski? Zwłaszcza w kontekście spraw, które do pana wpływają?
Ta ważna kwestia wymaga spokojnej, merytorycznej dyskusji, rozważenia wszystkich argumentów. W mojej opinii pacjenci mają przede wszystkim potrzebę poznania prawdy, a z tym mają problem, bo placówki szpitalne rzadko dobrze współpracują przy wyjaśnieniu tego rodzaju spraw. Często do samego końca szpital twierdzi, że wszystkie procedury zostały wykonane zgodne z prawem, podczas gdy już dosyć szybko można się zorientować, że tak nie było. Mówię o tych głośnych przypadkach, np. tragicznych zgonach kobiet w ciąży. Uważam, że klauzula no-fault powinna być elementem szerszych działań, strategii na rzecz bezpieczeństwa pacjenta. Obecnie brakuje takich kompleksowych działań. Cieszę się, że przy okazji ustawy o jakości zaczęliśmy głośno mówić o bezpieczeństwie pacjenta. Powinniśmy mieć jednak opracowaną strategię, określić cele, wyznaczyć mierniki, zadania, harmonogram i konsekwentnie to realizować. W ramach tego mieści się rejestr zdarzeń niepożądanych, który moim zdaniem powinien być zdecydowanie poprawiony, pod kątem tego co obecnie jest zapisane w ustawie o jakości i bezpieczeństwie pacjenta. Ważna jest także kwestia edukacji. Analizowaliśmy, jak wyglądają programy nauczania w uczelniach medycznych, jest z tym bardzo różnie, a powinien być jeden, wystandaryzowany program, w którym powinniśmy kłaść nacisk na takie przedmioty jak empatia, umiejętność rozmowy z pacjentem, prawa pacjenta, a w końcu bezpieczeństwo pacjenta, zdarzenia niepożądane i ich zgłaszanie. Tego obecnie nie ma. Powinniśmy zastanawiać się również nad kwestiami dotyczącymi analizy tych zdarzeń niepożądanych i wprowadzania rozwiązań na rzecz ich minimalizowania. Powinniśmy rozmawiać o benefitach finansowych dla placówek, które wdrażałyby te rozwiązania. No i w końcu w tej strategii mieści się sfera dotycząca przemodelowania potencjalnej odpowiedzialności karnej zawodów medycznych. Bo pewnie ta odpowiedzialność powinna być, tyle tylko, że obecnie prowadzi się wiele postępowań niepotrzebnie. Tymczasem środowisko lekarskie twierdzi, moim zdaniem słusznie, że na drogę postępowania karnego powinny być kierowane tylko sytuacje skrajne, jak alkohol, narkotyki, celowe działanie, czy rażące niedbalstwo. Natomiast w kwestiach błędu niezawinionego, gdzie na to się składają różnego rodzaju czynniki, również organizacyjne, to faktycznie należałoby rozważać pewną modyfikację. Tu kluczowa rola niewątpliwie należy do Ministerstwa Zdrowia, Ministerstwa Sprawiedliwości. Jesteśmy otwarci na dyskusję, zresztą wspólnie z Naczelną Izbą Lekarską pracujemy nad taką właśnie strategią na rzecz bezpieczeństwa pacjenta, na wzór strategii, które zostały opracowane w innych krajach Europy Zachodniej.
To trudny temat, bo z jednej strony można powiedzieć, że nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, a z drugiej my, jako pacjenci cały czas w kontakcie z lekarzami, z placówkami medycznymi czujemy się raczej jak petenci, niż jak partnerzy. Gdyby do tego doszło zniesienie odpowiedzialności, moglibyśmy poczuć się zupełnie bezbronni.
To jest trudny proces, związany również z edukacją społeczeństwa. To jest też pewne wyzwanie dla środowiska lekarskiego, jeśli chodzi o umiejętność radzenia sobie z sytuacjami czy z osobami, które z różnych powodów nie powinny wykonywać tego zawodu. Mam na myśli takie patologiczne sytuacje jak molestowanie kobiet w trakcie badań ginekologicznych. Uważam, a mamy takie przypadki, że jeśli lekarzowi udowodniony zostałby taki czyn, to oprócz oczywiście procesu karnego, sąd lekarski powinien pozbawić go prawa wykonywania zawodu. Nie wyobrażam sobie, żeby osoba której udowodniono molestowanie pacjentek, mogła kiedykolwiek wykonywać zawód ginekologa. To jest jeden z przykładów, gdzie środowisko lekarskie powinno pokazać społeczeństwu, że z całą bezwzględnością eliminuje takie osoby ze swojego grona.
Środowisko lekarskie chciałoby samo rozwiązywać takie sprawy, ale z perspektywy pacjentów bywa zbyt pobłażliwe dla „czarnych owiec”. Stąd też chyba był niedawny pana konflikt z samorządem, który uznał, że wchodzi mu pan w kompetencje. Rozmawiałam ten temat z prezesem Jankowskim, więc wiem, że sprawa została wyjaśniona. Ale pan dba o interes pacjentów, a samorząd o interes lekarzy, więc takie spory wydają się chyba nieuniknione.
Z prezesem Łukaszem Jankowskim mieliśmy bardzo dobre spotkanie, wyjaśniliśmy sobie wiele spraw i uważam, że idziemy tym samym kierunku. Naszym wspólnym celem jest poprawa bezpieczeństwa, bo im bardziej bezpieczny jest lekarz, tym bardziej bezpieczny jest również pacjent. Natomiast jakkolwiek by na to nie spojrzeć, jesteśmy organem kontroli i organem nadzoru, takich organów raczej się nie lubi. Najważniejsze, żebyśmy się szanowali i myślę, że tak jest, szanujemy swoje wzajemne uprawnienia, a że czasami dochodzi do różnego rodzaju sporów merytorycznych, to dobrze, bo to zawsze szansa na to, żeby pójść do przodu.
Więcej na ten temat: Rzecznik Praw Pacjenta i samorząd lekarski: współpraca, nie konflikt?
To nie był pierwszy głos kwestionujący pana kompetencje. Wcześniej wszedł w pan w pewnego rodzaju spór z rzecznikiem małych i średnich przedsiębiorstw. Chodziło o zamykanie placówek związanych z tzw. pseudomedycyną.
Ustawodawca, który konstruował nasze kompetencje w 2008 roku, nawet nie przewidywał tego, że mogą pojawiać się w placówkach medycznych tak skandaliczne sytuacje, jak prowadzenie działań niezgodnych z aktualną wiedzą medyczną. Nie mogę na to patrzeć obojętnie, gdy pacjenci płacą gigantyczne pieniądze, są wprowadzani w błąd, nakłaniani do rezygnacji z właściwego leczenia. Muszę w takich sytuacjach interweniować. Myślę, że tu też jesteśmy zgodni z Naczelną Izbą Lekarską, że tego typu działania z mojej strony powinny być podejmowane. Uważam, że uprawnienia rzecznika powinny być nawet zwiększone. Chodzi o przypadki, w których osoby niebędące lekarzami, niewykonujące zawodów medycznych, również trudnią się czymś, co byśmy nazwali udzielaniem świadczeń zdrowotnych. Obecnie w takich przypadkach mogę jedynie zawiadomić prokuraturę, ponieważ udzielanie świadczeń zdrowotnych bez stosownych uprawnień i do tego jeszcze za wynagrodzenie, jest przestępstwem, określonym w artykule 58 ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty. Natomiast uważam, że warto byłoby dać uprawnienia Rzecznikowi Praw Pacjenta, analogiczne do tych, jakie ma w stosunku do placówek medycznych, czyli żeby mógł wszczynać postępowania wobec osób, czy podmiotów, które zajmują się udzielaniem świadczeń zdrowotnych bez wymaganych uprawnień, oraz móc nakładać kary administracyjne. To byłoby i szybsze i skuteczniejsze, nie trzeba byłoby angażować aparatu karnego. Tak jak teraz konsekwentnie, krok po kroku zamykamy biznesy prowadzone jako placówki medyczne. Receptomaty są tego przykładem, mamy wszczętych ponad 18 postępowań. Natomiast jeżeli zamyka się różnego rodzaju biznesy, dochodowe interesy, to raczej nie zyskuje się przyjaciół, lecz wrogów i te osoby podejmują różnego rodzaju działania.
Więcej na ten temat: Spór rzeczników o „medycynę komplementarną”
Jakie to działania?
Począwszy od skarg - do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wpłynęło ich kilkadziesiąt z różnych stron, poprzez próby dotarcia do posłów, senatorów, różnego rodzaju naciski medialne, aż po groźby, które też są kierowane za pośrednictwem mediów społecznościowych i nie tylko. Deklaruję jednak, że tutaj odwrotu nie będzie i dopóki będę Rzecznikiem Praw Pacjenta, to tego typu rzeczy nie spowodują, żebyśmy odstąpili od naszych działań. Tak długo jak będę na tym stanowisku, tak długo będziemy walczyć z „pseudomedycyną” i działaniami na szkodę pacjentów.
Ważnym elementem pana działań są prawa pacjenta psychiatrycznego. To też trudny obszar, bo stosunkowo często, częściej niż w innych dziedzinach medycyny, mamy to do czynienia z różnego rodzaju przymusem. Czy w ostatnich latach widzi pan pozytywne zmiany jeśli chodzi o przestrzeganie praw tej grupy pacjentów?
Psychiatria z roku na rok ulega zmianie i to zmianie na lepsze. Zdarzają się sytuacje karygodne, ale jest ich coraz mniej. W oddziałach psychiatrii sądowej spotkaliśmy się z przypadkami gdzie opinie lekarzy psychiatrów były kopiowane i sąd co pół roku, na podstawie takich opinii podejmował decyzje o tym, żeby pacjent pozostawał w placówce. Mieliśmy przypadek pani ordynator, osoby wypalonej zawodowo, która już absolutnie nie powinna była pracować, a która zwracała się do pacjentów przy przyjęciu mniej więcej takimi słowami: „jesteś nieudacznikiem, bo nie wiesz, jak popełnić samobójstwo”. Jest to również kwestia umiejętności osób zarządzających placówkami medycznymi, bo jak pojechaliśmy tam na kontrolę, to dyrektor rozłożył ręce i stwierdził, że on nic nie może zrobić, bo na tej pani spoczywa cały kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Najlepiej umyć ręce, wziąć pieniądze za zarządzanie i nic nie robić.
Wspomniał pan o wypalonej lekarce. Z tym jest problem, bo ciągle słyszymy, że personelu medycznego brakuje. Na oddziałach psychiatrycznych pacjenci najczęściej skarżą się na pielęgniarki – ich potrzeba najwięcej, więc pewnie zdarza się, że trafiają się osoby, jak pan to nazwał, wypalone…
Potwierdzam, miałem spotkanie z panią Mariolą Łodzińską, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych oraz z panią Krystyną Ptok, przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, planujemy kolejne rozmowy, właśnie na ten temat. Mieliśmy sygnały, że pielęgniarek na oddziałach psychiatrycznych jest za mało, spotykają się często z agresją. Jest to bardzo ciężka praca. Stąd też przecież decyzja o tym, żeby odchodzić od krat, odchodzić od zamkniętych ośrodków na uboczu miast, od stygmatyzacji i przechodzić na opiekę środowiskową, żeby jak najkrócej i jak najrzadziej pacjent przebywał w placówce zamkniętej. Ale to jest proces.
Teraz borykamy się z problemem stosowania przez niektóre placówki leczenia uzależnień metod, które są mocno dyskusyjne, żeby nie powiedzieć kontrowersyjne.
Co to za metody?
Takie metody, kiedy osoba uzależniona śpi w ciągu doby 2-3 godziny, jest karana wykluczeniem, bieganiem po wiele kilometrów, jest odseparowana od swoich dzieci. Rozumiem cel, który ma na końcu spowodować, żeby tę bardzo ciężką chorobę, jaką jest alkoholizm, czy uzależnienie od narkotyków, wyleczyć, ale myślę że gdzieś są granice związane z intymnością i godnością człowieka. I tu mamy wątpliwości, myślę że trzeba przedyskutować ze środowiskiem, jakie metody, do jakiego momentu są akceptowalne. Z tym wiąże się kwestia uregulowania zawodu psychoterapeuty i psychologa. Tutaj mamy działania pani ministry Dziemianowicz-Bąk, jeśli chodzi o ustawę o zawodzie psychologa i pani poseł Marty Golbik, jeśli chodzi o zawód psychoterapeuty. To są bardzo ważne kwestie, bo to ma być kompatybilny system: psychiatra, psychoterapeuta, psycholog. Na gruncie ustawy powinna być uregulowana kwestia metod, jakie stosują psychoterapeuci, i pewnego standardu, który powinien być wypracowany.
Trzeba też stworzyć system, w którym osoba, która nie powinna już przebywać w placówce psychiatrycznej, znalazła miejsce w podmiocie opieki społecznej, a z tym jest teraz gigantyczny problem. Szpitale szukają miejsca, ale tych miejsc nie ma. Nie ma też pomocy w znalezieniu zatrudnienia, powrocie do normalnego życia. Potrzebny jest model, w którym opieka medyczna przechodzi płynnie do opieki środowiskowej, a pacjent wychodzący ze szpitala jest przejmowany przez system pomocy społecznej. Mamy zebrane propozycje w tym zakresie – co należy poprawić, jeśli chodzi o kwestie związane z ustawą o ochronie zdrowia psychicznego. Swoje propozycje wysłałem do Ministerstwa Zdrowia w styczniu. Wierzę, że nowelizacja tej ustawy się pojawi, będzie można dyskutować, rozmawiać oraz rozwiać wszystkie wątpliwości.
A czy pana zdaniem w tej chwili procedury dotyczące unieruchamiania pacjenta, stosowania przymusu, są dobrze uregulowane i kontrolowane? Nie dają pola do nadużyć?
Na końcu jest zawsze człowiek. Można stworzyć najlepsze przepisy, a i tak na końcu mamy stosującego je człowieka. Mogę powiedzieć, że robimy wszystko, by to kontrolować. Rzecznicy szpitala psychiatrycznego są na miejscu, reagujemy, gdy widzimy nieprawidłowości. Zdarzyło się na przykład, że w jednej z placówek szpitalnych była obawa o to, że pacjenci mogą być agresywni i na wszelki wypadek byli zapinani w czterokończynowe pasy, jak najgroźniejsi więźniowie. Zareagowaliśmy i wyeliminowaliśmy tę praktykę. Oczywiście placówka medyczna podnosiła, że to się wiąże z zagrożeniem dla personelu medycznego, były takie próby szantażu wobec nas, ale skutecznie wyeliminowaliśmy te sytuacje. Zdarza się, że te przepisy nie są właściwie realizowane, jednak uważam, że są dobrze skonstruowane. Natomiast, jak powiedziałem, na końcu zawsze jest człowiek. Spójrzmy na standardy okołoporodowe - mówimy o prawie do intymności, godności, a i tak zdarza się, że pacjentka w trakcie porodu usłyszy słowa, które absolutnie nie powinny paść.
Na tym polu też prowadzi pan intensywne działania – ostatnio przygotował pan ankietę dotyczącą znieczulenia okołoporodowego.
Tak, bo to też jest prawo pacjentek, które nie jest przestrzegane. Okazuje się bowiem, że w województwie wielkopolskim nie było żadnego znieczulenia, choć przecież pacjentki mają do niego prawo, zagwarantowane w przepisach. Z kolei w województwie mazowieckim 40 proc. placówek szpitalnych stosuje znieczulenie. Więc to nie jest jedynie kwestia braku anestezjologów, to jest kwestia organizacji pracy , a także wyciągania konsekwencji wobec zarządzających. Mamy zebrane dane na ten temat, już wkrótce przedstawimy nasze propozycje pani minister. Nie wykluczam, że będziemy wszczynać postępowania w sprawie naruszenia zbiorowych praw pacjentek wobec tych placówek, które nie stosują znieczuleń, choć powinny. Jeżeli uznamy, że to są nieprawidłowości, które nie mają swojego oparcia w realiach, a już na pierwszy rzut oka widać, że chyba nie mają, przynajmniej w niektórych placówkach, to nie wykluczam, że skończy się to karami. Natomiast te placówki, które stawiają na tą jakość i bezpieczeństwo pacjentów, powinniśmy promować, również finansowo.
Więcej na ten temat: Przyszłoroczny budżet RPP: podwyżki dla wszystkich pracowników
W tym roku budżet pana biura został znacząco zwiększony, m.in. z uwagi na nowe zadania, związane z obsługą funduszy kompensacyjnych. Jednak pan od dawna sygnalizował, że brakuje pracowników do obsługi zwiększającej się z roku na rok liczby spraw. Czy teraz będzie szansa na poprawę sytuacji?
Rzeczywiście, muszę przyznać, że liczba spraw, które do nas trafiają, delikatnie nas przygniata. Co roku zgłaszałem do Ministerstwa Finansów, sygnalizowałem, że jako instytucja jesteśmy niedofinansowani. Na to się nałożyła pandemia, która sprawiła, że liczba spraw jeszcze wzrosła, no i po prostu nie jesteśmy w stanie na bieżąco zajmować się wszystkimi sprawami tak jak byśmy chcieli. Choć robimy wszystko, by tak było. Przyjęliśmy priorytety, jednym z nich jest infolinia, gdzie odbieralność mamy na poziomie 95 proc. Takim priorytetem są też postępowania zbiorowe, gdzie chcemy dosyć sprawnie działać, dlatego że dotyczy to szeregu pacjentów, czasami setek, czy tysięcy. W postępowaniach indywidualnych mamy jednak czasami pewne opóźnienia. Sukcesywnie wdrażamy wszystkie możliwe rozwiązania zarządcze, ale na końcu się okazuje, że mamy za mało osób, a mamy za mało osób, bo mamy za mało pieniędzy. W związku z wejściem w życie funduszy kompensacyjnych mamy też większy budżet, o ponad 50 proc., bo z 16 mln zł wzrósł do 36 mln zł, to jest znacząca podwyżka. Mamy już opracowany harmonogram, który przewiduje, że w ciągu pół roku wyjdziemy z zaległości. Dzięki dodatkowym środkom będziemy mogli zatrudnić dodatkowe osoby, również wewnętrznych ekspertów, biegłych i będziemy w stanie sprawnie i szybko załatwiać większość spraw.
Zastępczyni redaktor naczelnej; specjalizuje się w tematach związanych z prawem medycznym i procesem legislacyjnym, szczególnie zainteresowana psychiatrią. Wcześniej dziennikarka i redaktorka w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz Polskiej Agencji Prasowej. Kontakt: agata.szczepanska@cowzdrowiu.pl